Człowiek instytucja

Człowiek instytucja

Krzysztof Teodor Toeplitz kończy 75 lat Kazimierz Kutz: Można się z nim zgadzać albo nie, jednak felietony KTT zawsze są szalenie błyskotliwe Krzysztof Teodor Toeplitz kończy dziś (28 stycznia) 75 lat. Właściwie z tej okazji powinniśmy obchodzić trzy jubileusze. Po pierwsze, oczywiście ten osobisty pana Krzysztofa, naszego wybitnego Autora. Ale też, po wtóre, powojennej polskiej felietonistyki oraz, po trzecie, krytyki kulturalnej, które – co tu kryć – bez KTT byłyby po prostu kulawe. Jak bowiem trafnie zauważył kiedyś Jerzy Urban, Toeplitz zawsze uświadamiał publiczności prawdy nieuświadomione, a to sztuka dostępna tylko umysłom wybitnym. Pewnie dlatego nawet Adam Michnik, w pewnym sensie polityczny adwersarz KTT, musiał przyznać swego czasu, że dzisiejszy Jubilat „w swym pisarstwie łączył wolteriańską odwagę z ugodowością godną Aleksandra Wielopolskiego”. To truizm, ale prawdziwy: gdyby nie felietony, książki, diagnozy i przestrogi KTT, bylibyśmy ubożsi o ocean intelektualnej mocy, którą światła część polskiej inteligencji sama miała możliwość odczuć właśnie dzięki autorowi „Sztuki komiksu”. Przez całe życie pisał o kulturze i popkulturze, wypowiadał wojny Mławie (czyli chamstwu), głupocie, inteligenckiej bezradności i niezaradności formacji politycznej, z którą myślowo się utożsamia – lewicy. Kpił z ciemnogrodu, zakutego łba, jednocześnie wskazując ścieżki tym, którzy pragnęli otworzyć swoje umysłowe horyzonty, że o mentalnych nie wspomnę. Przy czym nie była to walka z wiatrakami: KTT przez wszystkie lata swojej pisarskiej aktywności zyskał tyle samo przyjaciół, ile wrogów. Drażnił, a właściwie podrażniał nadętą polskość – wzbudzając miłość albo nienawiść. A więc skutecznie. Ciekawe, że jego wrogowie, którzy nigdy nie potrafili inaczej z nim dyskutować niż za pomocą silnych namiętności, bo nie byli w stanie sprostać intelektualnemu formatowi autora cyklu „Kuchnia polska”, od zawsze śpiewają tę samą pieśń: że w latach Polski Ludowej KTT należał do tych, którzy nie chcieli kłaniać się władzy, ale jednocześnie pragnęli ocalić to, co było do ocalenia. Ale czy to jest w ogóle zarzut? Że zamiast roznosić powielaczowe ulotki mówił milionom ważne rzeczy, odrzucając ten dziś powszechny mit, że cała PRL to był tylko i wyłącznie moskiewski knut? Podnoszono też argument poniżej pasa, że był cyniczny, bo krytykował to, z czego żył, ale mówili tak ci, którzy marzyli, żeby w ogóle milczał, bo jego sądy zawsze kogoś uwierały, a nierzadko władzę. A to przecież wtedy, w czasach niesłusznych, powstały takie jego znakomite książki jak „Kino dla wszystkich” czy „Mieszkańcy masowej wyobraźni”, to wówczas wymyślił inżyniera Karwowskiego oraz Maliniaka, z perypetii których śmiała się cała Polska, to w tamtym ponurym okresie był fundamentem takich pism jak „Nowa Kultura”, „Kultura”, „Polityka” czy „Szpilki”, którymi kierował od końca lat 60. do połowy 70., wnosząc krytyczny powiew w bezkrytyczną rzeczywistość. Jak pisał Urban: „Był Toeplitz bardziej krytyczny wobec PRL niż PAX-owcy, którzy obsiedli teraz fotele przywódców prawicy – a więc nie można Toeplitza potępiać za to, że nie konspirował”. A nieżyjący już Zygmunt Kałużyński, jego przyjaciel z „Polityki”, wspominał, że programem Toeplitza zawsze było „uparte, stopniowe, krok za krokiem, poszerzanie wolności wypowiedzi”, co skutkowało tym, że „cenzura pieściła się z co drugim jego felietonem”. Już po 1989 r. KTT był wrogiem dlatego, że stworzył znakomite pismo kulturalne dotowane z budżetu – szkoda wspominać, ile pomyj wylano na niego za to, że odważył się mówić o kulturze w sposób niezgodny z obowiązującą w latach 90. polityczną poprawnością spod znaku litery V. A przecież w „Wiadomościach Kulturalnych” był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu: doświadczony dziennikarz i redaktor, świadek wielu epok, znawca mediów, otwarty na nowe nurty kulturowe, także te młodzieżowe, wyczulony na postęp i zawrotne tempo świata, wreszcie – niespotykany erudyta, czego całkiem niedawno znów dowiódł niezwykle przenikliwą, ale i gorzką książką o współczesności „Dokąd prowadzą nas media”. Krzysztof Teodor Toeplitz to człowiek instytucja, firma, niezawodny komentator wciąż zmieniającej się współczesności, który przez te wszystkie lata nie stępił swojego pióra, o czym co tydzień przekonują się czytelnicy „Przeglądu” i codziennie „Trybuny”, gdzie publikuje „Zdziwienia pana K.”. Zresztą cała dzisiejsza Polska jest dla niego jednym wielkim

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2008, 2008

Kategorie: Kraj