Gdy postrzelił się prokurator w randze pułkownika (jeszcze nikt nie wiedział, że to po prostu żałosny spektakl), tylko jeden dziennikarz zachował się jak człowiek, próbował ratować rannego. Reszta rzuciła się do kamer, aparatów fotograficznych lub telefonów, by nadać newsa. Obrzydliwość! Nie słyszałem, by chciała się tym zająć Rada Etyki Mediów. Od kilku dni niektóre media żyją tragedią rodziny z Sosnowca. Rekordy bije niestety TVN 24. Od rana do nocy pokazują albo skutecznego eksdetektywa Rutkowskiego atakującego policję, albo niemrawego rzecznika policji, który próbuje – choć robi to z wielką i chyba nadmierną delikatnością – dawać odpór Rutkowskiemu. Od tygodnia obaj panowie mówią zresztą to samo. Na nowo ożył medialnie wyciągnięty gdzieś z lamusa i robiący za gwiazdę emerytowany profesor kryminalistyki, który jeszcze niedawno był pewien, że małą Madzię porwano, i nawet z grubsza wiedział, kto to mógł zrobić. Teraz jest pewien i robi wrażenie, jakby był pewien od początku, że było tak, jak mówi eksdetektyw Rutkowski i jego klientka, a zarazem ofiara, matka Madzi. Do tego dochodzi cały legion dziennikarzy, którzy największe komunały mówią z takim przekonaniem, jakby dokonali jakiegoś epokowego odkrycia. Wszystko to jest po prostu głupie i żałosne. Kto chce, niech sobie ogląda. Ale w to została wciągnięta rodzina dziecka. Najpierw służyła ona za tło w reklamowych spektaklach eksdetektywa, które dzięki głupocie mediów stały się powtarzanymi po wielokroć konferencjami prasowymi. Później telewizyjne hieny wzięły już samodzielnie tę rodzinę w obroty. Zmuszają do wypowiedzi ojca Madzi, a męża podejrzanej o nieumyślne spowodowanie śmierci, jego matkę, a teściową aresztowanej. Zamiast dać spokój ludziom, którzy przeżywają niewątpliwą tragedię, eksploatują ich medialnie, podpuszczają do kolejnych wypowiedzi, te wypowiedzi komentują i emitują co chwilę. Pokazują ich dramat, polują na łzy, zadają głupawe pytania. Biedni ludzie dali się wciągnąć w tę grę, nieświadomi, że obiektywnie robią sami sobie krzywdę, i to na całe lata. Może nawet chwilowo czują się dobrze w nowej roli szczególnych gwiazd telewizyjnych, ale za jakiś czas zostaną sami ze swoją rodzinną tragedią, tym większą, że nagłośnioną na całą Polskę, i tym bardziej utrwaloną. Eksdetektyw ma reklamę, dziennikarze mają newsy i karmę dla gawiedzi, a oni co? Co im z tego zostanie? Za miesiąc, za pół roku, za kilka lat? Co to ma wspólnego z realizowaniem misji informowania społeczeństwa? To nie informowanie, to nachalne polowanie na tanią sensację, każdym kosztem, tu kosztem tej nieszczęsnej rodziny z Sosnowca. To smutne, jak mając kiedyś za ideał CNN, TVN 24 zbliżyła się do „Faktu”. Popatrzmy na wydarzenia z Sosnowca spokojnie i z dystansu. Młoda kobieta twierdzi, że została w ciągu dnia napadnięta i porwano jej półroczną córeczkę. Już sam taki wypadek jest nietypowy. Owszem, były przypadki, że porywano dzieci sprzed sklepu, najczęściej razem z wózkiem. Zdarza się, że porywają sobie dzieci rozwiedzeni rodzice. Dotąd chyba nie było w Polsce wypadku, by dziecko zostało ukradzione w formie rozboju. Można by sobie jeszcze wyobrazić, że ktoś napada na kobietę, porywa jej dziecko z wózka, wsiada do samochodu i odjeżdża. Ale tu matka twierdzi, że Madzię porwał młody mężczyzna, który szedł za nią. To jak miałby wyglądać dalszy ciąg? Młody mężczyzna, z dzieckiem na ręku, w ciągu dnia ucieka ulicami miasta? Tymczasem prokurator przesłuchuje matkę w obecności psychologa i pod wpływem jego opinii uznaje, że zeznania kobiety są wiarygodne! Dwa błędy. Biegły psycholog może oceniać, czy świadek ma skłonności do kłamstwa, czy jego osobowość jest taka, że ma tendencje do manipulowania ludźmi, do konfabulacji, czy jest podatny na sugestię. Ale akurat tego, czy to, co mówi, jest prawdą czy kłamstwem, żaden psycholog stwierdzić nie może. Psychologia nie ma do tego żadnych narzędzi. Jeśli prokurator pyta o to psychologa, a psycholog udziela na to pytanie odpowiedzi, obaj wykazują się brakiem kompetencji. Nie sądzę, aby policja była równie naiwna jak prokurator z psychologiem. Zaczyna więc zakrojone na szeroką skalę poszukiwania dziecka i jego wydumanego porywacza, ale zapewne sprawdza i inne wersje. Dziś już wiemy, że to robiono. Chciano nawet badać matkę na poligrafie, tylko, jeśli wierzyć mediom, nie zgodził się na to prokurator. Zatem policja nie wierzyła w podaną przez nią wersję. Nie wiem, co policja robiła konkretnie w tej sprawie,
Tagi:
Jan Widacki