Czy bobry i kormorany muszą być jeszcze w Polsce pod ochroną?
Władysław Skalny, b. prezes Ligi Ochrony Przyrody, działacz ekologiczny Mogłyby one zostać przekwalifikowane jako zwierzyna łowna, ale z pewnymi ograniczeniami, by przetrwała ich populacja i by za trzy-cztery lata nie trzeba było się wstydzić, że wymordowaliśmy populację dwóch gatunków. Potrzebne są więc ściśle przestrzegane okresy ochronne. Sprawa kormoranów jest zresztą bardziej skomplikowana, bo wytępienie tych ptaków w jednym miejscu sprawi, że przeniosą się gdzie indziej. Można więc byłoby ograniczyć ich szkodliwe działania w inny sposób, np. przez odpowiednie zagospodarowanie brzegów wód. Bo w końcu nie nad wszystkimi zbiornikami one grasują. Ptaki nie są takie głupie, jak sądzi wielu ornitologów i „ochroniarzy”, którzy befsztyki jedzą, ale o „mordowaniu” świń nie chcą słyszeć. Także w rozpatrywaniu kwestii bobrów trzeba unikać ochroniarstwa na pokaz. To nie one niszczą wały i są przyczyną powodzi i katastrof, ale krótkowzroczna gospodarka na terenach zalewowych. To raczej uparte podnoszenie wysokości wałów przeciwpowodziowych sprawia, że w przypadku zalania katastrofa jest większa, gdyż zagrożenie się kumuluje. Trzeba ograniczać budowanie rezydencji z widokiem na wodę, bo rzeki czasem wylewają, a przy tym zbliżanie się osiedli do wody odcina do niej dostęp dla dzikich zwierząt. U nas jednak każda taka sprawa przybiera wymiar polityczny. Jak dotąd żaden minister środowiska nie odważył się wprowadzić przepisu, że bobry mogłyby być w pewnych okresach zwierzyną łowną. Janusz Dawidziuk, dyrektor Biura Urządzania Lasu i Geodezji Leśnej, b. dyrektor Lasów Państwowych Zdecydowanie nie są to dziś gatunki zagrożone. Populacja kormoranów jest na takim poziomie, że zagrożone są stawy rybne. Hodowcy ryb narzekają na plagę kormoranów, które powodują ogromne szkody. Z kolei bobry dokonują szkód w lesie. Poprzez budowanie tam powodują zalewanie sporych powierzchni. Ten problem powoli dojrzewa do radykalnych decyzji. Niedawno byłem zapraszany na Litwę na polowanie na bobry, bo tam jest to zwierzyna łowna. U nas jeszcze nie, ale to z czasem nastąpi. Jerzy Szutowski, właściciel pensjonatu Denis nad jeziorem Łaśmiady Kormorany to wielka plaga. W głowie się nie mieści, co te ptaki robią, jakie zniszczenia powodują. Bobry z kolei tak się rozpleniły nad rzekami, że teraz mieszkają już nawet nad jeziorami, bo miejsca w rzece, ich naturalnym środowisku, zabrakło. Nie ma sensu chronić tych zwierząt, trzeba odstrzelić przynajmniej połowę. Gospodarka rybacka strasznie cierpi z powodu kormoranów, a nasze kochane państwo broni się przed wypłacaniem odszkodowań. To jest droga przez mękę. Ptaki te wyżerają cały narybek do 30 cm długości, nie ma już szczupaka ani węgorza, prawie nie ma okoni. Prof. Ludwik Tomiałojć, ornitolog, ekolog, Uniwersytet Wrocławski Pytanie bardzo na czasie, ale odpowiedź wcale nie jest łatwa. Odbudowane z niemałym trudem i niemałymi kosztami, zwłaszcza w przypadku programu reintrodukcji bobra, obecnie dość znaczne populacje tych gatunków wcale nie są gwarancją ich dalszej egzystencji. Pamiętać powinniśmy, że ludzka chciwość w XIX w. doprowadziła do całkowitego wytępienia nawet wielomilionowych populacji gołębia wędrownego. A cóż to byłby za problem z wyeksploatowaniem ledwie kilkutysięcznych populacji kormorana i bobra, zwłaszcza że przynoszą one lokalnie straty. Jak więc rozwiązać powstającą sprzeczność? W sposób zrównoważony, czyli rozsądnie kompromisowy. Ale konkretnie jak, tego nie jestem pewien. Od tego mamy wykształconych przyrodników-specjalistów oraz zespoły opiniodawcze, takie jak Państwowa Rada Ochrony Przyrody i Komitet Ochrony Przyrody PAN. Dodatkowo mogą one jeszcze uzyskać wsparcie fachowe ze strony Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie, o ile odpowiednie władze zlecą mu wykonanie aktualnej oceny stanu. Taka droga będzie lepsza niż forsowanie przez różne gremia osobistych i czasem stronniczych opinii sformułowanych ad hoc. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint