Zwolennikami eurokonstytucji są młodzież i seniorzy. Ludzie w średnim wieku to eurosceptycy Korespondencja z Paryża Grzeczna obojętność cechująca dotychczasowy stosunek Francuzów do konstrukcji europejskiej przekształciła się nagle w namiętną grę miłości i nienawiści, której pierwszym rezultatem stała się polityczna wojna domowa, prowadząca do chwilowego rozbicia dominujących partii politycznych. Nawet państwowe wróżki (podobno prezydenci korzystają tutaj z ich usług) nie przewidziały, że zaplanowane na niedzielę, 29 maja, referendum nad projektem traktatu konstytucyjnego Unii Europejskiej stanie się zapalnikiem dla kumulowanych przez lata frustracji. Oliwy do ognia dolały sondaże, alarmując, że Francuzi opowiadają się za nie, następnie za tak, a ostatnio znowu za nie – przy czym różnice punktów są zawsze minimalne: 51-49, 46-54 itd. Podtrzymywane przez media sondażowe napięcie pociągnęło za sobą polityków i społeczeństwo, które powinno się udać do urn liczniej niż zazwyczaj. Europejskie frustracje Referendum na temat konsytuacji nowej Europy (przygotowywanej pod dyrekcją byłego prezydenta Valéry’ego Giscarda D’Estaing) miało podbudować coraz mniej popularny rządzący obóz neogaullistowskiego prezydenta Chiraca. Wyborcze wotum zaufania – wszyscy specjaliści byli pewni masowej akceptacji konstytucji – miało zneutralizować nokaut, jaki francuscy wyborcy wymierzyli rządzącej prawicy w kwietniu ub.r., głosując masowo na socjalistów w wyborach regionalnych. Pierwszym, który zobaczył dla siebie szansę w konstytucyjnym referendum, był Laurent Fabius, były minister i ulubieniec legendarnego prezydenta Mitterranda, cierpiący aktualnie na zaburzenia ambicjonalne. Kandydat na szefa PS (Partii Socjalistów) i potencjalny kandydat na prezydenta Francji czuł się traktowany po macoszemu i odsyłany za kulisy partii dowodzonej przez François Hollande’a. Fabiusowe nie odebrano początkowo z przymrużeniem oka, ale dosyć szybko okazało się, że idea nie łączy nieoczekiwanie różne kręgi polityczne. Komuniści, lewicowi i prawicowi ekstremiści, ekolodzy, część socjalistów, a nawet niektórzy przedstawiciele prawicy znaleźli okazję, aby wyrazić frustracje, których symbolem i nośnikiem stała się Europa. W zapomnienie odszedł stary, gaullistowski argument o obronie narodowej suwerenności, na pierwszym planie pojawiła się walka z faworyzowanym przez bezdusznych technokratów z Brukseli demonem liberalizacji, oskarżanym o powiększanie bezrobocia i pogłębianie socjalnych nierówności. Nagłaśniane przez ostatnie miesiące groźby przeniesienia fabryk do nowych krajów Unii oraz napływu polskiej czy rumuńskiej tańszej siły roboczej wzmocniło strach przed utratą lokalnych miejsc pracy. Francuzi, którzy zastanawiali się początkowo: „Dlaczego mamy głosować, skoro dotychczas Europa tworzyła się ponad naszymi głowami?”, mówią dzisiaj: „Skoro już możemy się wypowiedzieć, to powiemy, co myślimy naprawdę”. W ten oto sposób referendum na temat konstytucji zmieniło się w referendum w sprawie samej Europy. Kto na nie, kto na tak Analiza intencji głosów, przeprowadzona przez instytut Louis-Harris, pokazuje, że tak mają zamiar powiedzieć seniorzy powyżej 65 lat, którzy dobrze pamiętają krwawe konflikty przeszłości, i ludzie młodzi, poniżej 24 lat, którzy urodzili się już w zjednoczonej Europie. Europejski pozytywizm dominuje wśród Francuzów dobrze sytuowanych, mieszkających w aglomeracjach i w regionach zachodnich. Są to przeważnie wyborcy prawicy. W obozie nie dominują Francuzi w wieku od 24 do 65 lat z niższych warstw społecznych, którzy czują się bezpośrednio zagrożeni bezrobociem i konkurencją „nowych Europejczyków”. Dołączają do nich warstwy średnie, mające dosyć liberalizmu i globalizacji. Dla nich oraz dla całej armii urzędników państwowych, obawiających się europejskiego pędu do prywatyzacji, państwo stanowi gwarancję opieki, której zagraża liberalna machina europejska. Nastawieni negatywnie są tradycyjnie rolnicy, obawiający się jednocześnie konkurencji rolnictwa Europy Wschodniej oraz redukcji hojnych europejskich subwencji. Osobny rozdział to głosy socjalistów, których sprawa europejska podzieliła na dwa zwalczające się bezpardonowo obozy i może politycznie rozłożyć na łopatki. Nikt nie uwierzy w to, że Laurent Fabius, reprezentant luksusowej „lewicy kawioru”, stał się nagle autentycznym trybunem robotniczej nędzy. Wspierający go socjaliści opowiadają się za nie na pohybel prawicy i Chiracowi oraz ze względów ideologicznych, stając po stronie klas „uciemiężonych”. Poczucie socjalnej solidarności jest tym cenniejsze, że nic nie kosztuje – kiedy rząd zaproponował, aby znieść jedno z rozlicznych świąt majowych, a pieniądze przeznaczyć na pomoc dla francuskich seniorów, ściągnął sobie na głowę burzę strajków i protestów. Skromny gest
Tagi:
Grażyna Arata