Niemiecka socjaldemokracja kłóci się na temat współpracy z bardziej „czerwoną” konkurencją W Niemczech SPD znów znalazła się w tarapatach. W ciągu tygodnia straciła w sondażach aż 4% poparcia. Zdaniem komentatorów, przewodniczący socjaldemokracji, Kurt Beck, nie ma już szans, aby w 2009 r. zostać kandydatem na kanclerza. Według ankiety, przeprowadzonej na zlecenie tygodnika „Stern”, socjaldemokracja może obecnie liczyć na zaledwie 24% głosów, a „obóz mieszczański”, czyli CDU/CSU – aż na 38%. Do kryzysu doprowadził spór na temat ewentualnej współpracy z bardziej radykalną, przez niektórych uważaną za populistyczną Partią Lewicy (Linkspartei). Kurt Beck konsekwentnie twierdził, że o żadnej kooperacji z tym ugrupowaniem, czy to na szczeblu krajów związkowych, czy też federalnym, mowy być nie może. Nieoczekiwanie jednak zmienił swój pogląd na tę sprawę, co spowodowało „szok i grozę” wśród aktywistów prawego skrzydła SPD. Socjaldemokracja niemiecka prezentowała się przez lata jako obrończyni pracobiorców, emerytów, związkowców, rzeczniczka interesów „szarego człowieka”. Socjaldemokratyczny kanclerz Gerhard Schröder stanął jednak przed koniecznością zreformowania państwa, skostniałego po długim okresie marazmu ery Helmuta Kohla. Także wyzwania globalizacji sprawiły, że utrzymywanie hojnego i kosztownego systemu przywilejów pracowniczych i socjalnych w RFN stało się niemożliwe. Schröder wahał się, lecz w końcu zmusił partię do przyjęcia obszernego programu reform Agenda 2010. Zasiłki dla bezrobotnych i inne przywileje socjalne zostały zredukowane, podatki nieco obniżone. Miało to zmusić obywateli do przejęcia inicjatywy w swoje ręce i ożywić gospodarkę. Ale wśród tradycyjnie nastawionych Genossen (towarzyszy, jak nazywają się członkowie SPD) Agenda 2010 wywołała gwałtowny sprzeciw. Na terenie dawnej Republiki Federalnej rozczarowani aktywiści partyjni, związkowcy, a także dawni działacze partii komunistycznej, trockiści i różnego rodzaju egzotyczni lewicowi marzyciele założyli jako alternatywę dla SPD organizację WASG (Wyborcza Alternatywa Praca i Sprawiedliwość Społeczna). Na jej czele stanął Oskar Lafontaine, były przewodniczący SPD, który w 1999 r. demonstracyjnie zrezygnował ze wszystkich urzędów partyjnych i rządowych na znak protestu przeciw polityce Schrödera. Od tej pory wielu socjaldemokratów uważa „czerwonego Oskara” za zdrajcę godnego pogardy. Lafontaine, egocentryczny megaloman, ale polityk skuteczny, nie pomija zaś żadnej okazji, aby dopiec dawnym towarzyszom. Umiejętnie też reklamuje się jako jedyny obrońca prawdziwych ideałów lewicy. Na terenie dawnej NRD od czasu zjednoczenia Niemiec istniała bardziej radykalna alternatywa dla socjaldemokracji – Partia Demokratycznego Socjalizmu (PDS), wywodząca się jeszcze z NSPJ Ericha Honeckera. Dlatego też nie tylko konserwatyści mają zwyczaj piętnować PDS jako „spadkobierców komunistycznego reżimu”. Prominenci socjaldemokracji liczyli, że Partia Demokratycznego Socjalizmu pozostanie regionalnym ugrupowaniem „nowych landów”. Sytuacja zmieniła się jednak zasadniczo, gdy w czerwcu 2007 r. w Berlinie Lafontaine jako lider WASG i przywódca PDS Gregor Gysi doprowadzili do zjednoczenia obu ugrupowań. Tak powstała nowa Partia Lewicy (Linkspartei), która zamierzała walczyć o głosy w całych Niemczech. Czołowi socjaldemokraci radzili Beckowi, aby przyjął podwójną strategię – SPD musi pozostać nowoczesną partią rządzącą i walczyć o poparcie centrum, jednak w „starej Republice Federalnej” powinna być otwarta na alianse z Linkspartei. W ten sposób potencjalne spektrum elektoratu zostanie rozszerzone. Ale Kurt Beck wybrał inny wariant. Postanowił, że skieruje socjaldemokratyczny okręt na bardziej lewicowy kurs i w ten sposób odbierze „ciemnoczerwonej” konkurencji wyborców. Zapowiedział też, że nie będzie żadnej współpracy z ugrupowaniem, w którym wciąż działają ludzie odpowiedzialni za przestępstwa enerdowskiej dyktatury. Socjaldemokracja rzeczywiście dokonała zwrotu w lewo. Na zjeździe w Hamburgu w październiku 2007 r. przyjęła nowy program, w którym znalazło się nawet określenie „demokratyczny socjalizm” jako perspektywiczny cel partii. Jako współtworząca, wraz z chadekami, rząd federalny, SPD doprowadziła do złagodzenia programu Agenda 2010. Ale koncepcja Becka zawiodła. Przebiegły i złośliwy Lafontaine potrafił przekonać wyborców, że „towarzysze” zdecydowali się na te ustępstwa wyłącznie pod naciskiem Linkspartei. Partia Lewicy szła od sukcesu do sukcesu – weszła do parlamentów Hesji, Dolnej Saksonii, Hamburga, Bremy. Na terenie dawnej NRD może liczyć na 20, w zachodnich Niemczech zaś na 10% głosów. Stała się trzecią siłą polityczną w RFN. Gdyby Beck zdecydował się na stworzenie sojuszu trzech
Tagi:
Krzysztof Kęciek