Świat przyjął z nadzieją inaugurację 44. prezydenta USA To wydarzenie przejdzie do historii. 2 mln ludzi, zebranych w ogromnym parku National Mall w Waszyngtonie, wysłuchało inauguracyjnej oracji 44. prezydenta USA. Barack Obama przemawiał z patosem, który tak uwielbiają Amerykanie. Nie ukrywał jednak, że przejmuje władzę w ciężkich czasach. „Wiemy dziś, że znajdujemy się w środku kryzysu. Prowadzimy wojny przeciwko rozległej organizacji przemocy i nienawiści. Nasza gospodarka jest poważnie osłabiona, co jest konsekwencją chciwości i braku odpowiedzialności niektórych z nas”, powiedział pierwszy czarnoskóry gospodarz Białego Domu. Podkreślił jednak, że Ameryka sprosta czekającym ją wyzwaniom. Komentatorzy na całym świecie analizują przemówienie Obamy i zastanawiają się, jaka będzie prezydentura, zapowiadająca się w tak niezwykły sposób. Zdaniem niemieckiego dziennika „Die Welt”, „ten zarazem prosty i niesłychany fakt”, że czarnoskóry polityk został wreszcie prezydentem USA, może przyczynić się do wewnętrznego pokoju w Ameryce. Tygodnik „Der Spiegel” w elektronicznym wydaniu zwrócił uwagę, że samowyzwolenie się Ameryki, które rozpoczęło się wraz z wojną domową 150 lat temu i w stulecie później znalazło kontynuację w ruchu na rzecz praw obywatelskich, wraz z objęciem urzędu przez Obamę znalazło pełen emocji akt końcowy. Kraj wyszedł wzmocniony z tego mrocznego rozdziału historii. Ale „Der Spiegel” podkreśla, że aczkolwiek nowy amerykański przywódca otrzymał kredyt zaufania bez limitów, to jednak jest osamotniony, zadania zaś, które przed nim stoją, są ogromne. Także Stany Zjednoczone przeżywają polityczną samotność w świecie. „Jeśli Europa nadal będzie uważać wojny w Iraku i Afganistanie za wojny amerykańskie, jeśli świat arabski odrzuci Obamę, jeżeli kryzys finansowy nadal uważany będzie za skutek amerykańskich błędów, jeśli prezydent nie otrzyma pomocy w likwidacji więzienia w Guantanamo, wtedy Obama może przy swej podziwianej ze wszystkich stron samotności ponieść klęskę”. „Die Welt” stawia pytanie: „Kameleon?” i podkreśla, że Obama w przemówieniu inauguracyjnym odstąpił od wspaniałych, ale bardzo ogólnych wizji, które wygłaszał jako polityk walczący o władzę. „Nadzieje z nim wiązane są bezgraniczne. Wygląda na to, że Obama potrafi bez utraty twarzy wprowadzić te nadzieje w zimną atmosferę rzeczywistości. W Ameryce, kraju patosu, obywatele nie wezmą swemu prezydentowi za złe, że tak naprawdę nie jest cudotwórcą. Rozczarowanie pojawi się raczej za granicą, przede wszystkim w Europie. Szybko bowiem okaże się, że Barack Obama jest przede wszystkim prezydentem Stanów Zjednoczonych, reprezentującym interesy swego kraju w sposób, który Europie wyda się całkiem nieprzyjemny”, twierdzi berlińska gazeta. Monachijska „Süddeutsche Zeitung” pisze, że od czasu Franklina D. Roosevelta żaden prezydent nie obejmował swego urzędu w tak trudnych warunkach jak Obama. Ale w czasach kryzysu wszyscy zrozumieli, że nie można działać tak jak do tej pory. To właśnie jest szansą. „Dlatego prezydent może obecnie nie tylko zwalczać recesję, ale także zająć się jednocześnie kilkoma najważniejszymi problemami Ameryki, takimi jak marnotrawienie energii, fiasko szkolnictwa publicznego, rozpad infrastruktury oraz kryzys finansów państwowych. W nadchodzących tygodniach należy się liczyć z całą serią dramatycznych decyzji”, pisze „Süddeutsche Zeitung”. Przed zbyt wielkimi nadziejami ostrzega „The Times”. Zdaniem dziennika, w inauguracyjnej oracji 44. prezydent USA uczulał swych zwolenników, by zrozumieli ograniczenia, którym podlega. „Zwycięstwo Obamy było szeroko postrzegane jako początek nowej ery ambicji i optymizmu. Należy się przygotować na coś zgoła przeciwnego”, konkluduje konserwatywna londyńska gazeta. Szwajcarska „Neue Zürcher Zeitung” uważa, że choć miodowy miesiąc nowego prezydenta skończy się wkrótce, Obama może szybko przeprowadzić reformy, dysponuje bowiem w obu izbach Kongresu taką większością jak żaden prezydent w ciągu ostatnich 25 lat. Brytyjski lewicowy dziennik „The Guardian” napisał, że Stany Zjednoczone wciąż odgrywają decydującą rolę w wielu konfliktach na świecie, lecz potęga USA kurczy się powoli i na różne sposoby. „Ale właśnie z tego powodu Obama jest taki ważny. W przeciwieństwie do swego poprzednika, George’a W. Busha, zrozumiał, że stare odpowiedzi nie są już dłużej skuteczne. Rozpoczyna się dzieło rozwiązywania problemów w inny sposób… Cały świat będzie patrzył z nadzieją”. Paryski „Le Figaro” uważa jednak,
Tagi:
Jan Piaseczny