Czy to już koniec?

Czy to już koniec?

29/10/2015 Warszawa Konferencja prasowa Zjednoczonej Lewicy przy stacji metra Centrum, na tzw Patelni n/z Dariusz Jonski , Krzysztof Gawkowski , Paulina Piechna-Wieckiewicz i Barbara Nowacka fot Adam Jagielak/REPORTER

Kto przejmie SLD po Leszku Millerze i w którym kierunku pożegluje Hm… Jeśli popatrzeć na to, jak krzątają się liderzy SLD, można pomyśleć, że prawdziwa walka dopiero się zaczyna. Sojusz Lewicy Demokratycznej ma już rozpisany plan na najbliższe tygodnie, wiadomo, co będzie się działo. Najpierw odbędzie się konwencja SLD, krótka, ale ważna. Zmieni ona statut partii – wprowadzi do niego punkt o nadzwyczajnym kongresie. To istotne, ponieważ w obecnym statucie nie ma paragrafu, który by precyzował, jak zmienić władze partii; wiadomo, że może to zrobić kongres, więc potrzebny staje się zapis umożliwiający zwołanie go między kadencjami. Dziś bowiem sytuacja wygląda tak, że nawet gdyby Leszek Miller chciał złożyć rezyg­nację, nie może tego zrobić, gdyż obecny statut takiego rozwiązania nie przewiduje. Nadzwyczajny kongres partii mógłby się odbyć 5 albo 12 grudnia 2015 r. Wszystko po to, by jeszcze w tym roku wyjaśnić wszelkie sprawy kadrowe. A w zasadzie nie tylko kadrowe. SLD stoi bowiem przed odpowiedzią na kilka kluczowych pytań. Po pierwsze: dlaczego lewica tak słabo wypadła w wyborach? Po drugie: czy gdyby SLD szedł oddzielnie, przeskoczyłby pięcioprocentowy próg? Innymi słowy, czy formuła Zjednoczonej Lewicy nie była błędem? Po trzecie: kto powinien zastąpić na fotelu przewodniczącego Leszka Millera, który już w czerwcu zapowiedział, że nie będzie kandydował na stanowisko szefa partii? No i po czwarte, co wiąże się z poprzednim pytaniem: jak Sojusz widzi swoją przyszłość? Czy w formule Zjednoczonej Lewicy, czy też wąsko, jako SLD? Jaką politykę powinien prowadzić w najbliższym czasie i jak powinien się określać programowo? Te cztery pytania dzielą SLD i tak naprawdę splatają się w jedno – kto przejmie partię po Leszku Millerze i w którym kierunku z nią pożegluje? Kandydatów tłum A wysyp kandydatów na przewodniczącego jest zadziwiający, tak jakby SLD miał przed sobą świetlane perspektywy, nie zaś widmo czterech lat działania poza parlamentem. Niektórzy już zgłosili swoją kandydaturę, inni jeszcze czekają. Można ich podzielić na dwie grupy. Pierwsza chce utrzymania formuły Zjednoczonej Lewicy, poszerzania jej, tak by wyjść z getta postkomuny. Druga uważa, że pójście do wyborów w koalicji było błędem, że SLD jest wystarczająco dobrym szyldem, by funkcjonować pod nim przez najbliższe lata. Pierwszą grupę tworzą politycy młodszego pokolenia – Krzysztof Gawkowski, Dariusz Joński, Marek Balt. Wśród nich najpoważniejszym kandydatem jest ten pierwszy, co nie znaczy, że swoich kandydatur nie zgłoszą Joński czy Balt. Drugą grupę otwiera Jerzy Wenderlich. A za nim są Włodzimierz Czarzasty i Joanna Senyszyn, swoje także chciałby ugrać Zbyszek Zaborowski. Gdzieś w oddali czai się też Grzegorz Napieralski. Senator. Czyli jedyny parlamentarzysta spośród kandydatów. Ten podział na dwie grupy: zwolenników szerszej formuły i „patriotów SLD”, jest w Sojuszu kluczowy i zapowiada twardą walkę. Na razie kandydaci walczą o poparcie. Joanna Senyszyn na blogu atakuje koncepcję Zjednoczonej Lewicy i Barbarę Nowacką: „Słaby wynik ZL wynika przede wszystkim z obciążenia, jakim dla SLD była partia Palikota. Większość kandydatów TR, także posłów, uzyskała znikome poparcie, bo dawny elektorat Palikota nie głosował na ZL. Niestety, nie został też w domu, tylko przeniósł poparcie na inne ugrupowania. Na ZL głosowali głównie wyborcy SLD z 2011 r. Dlatego w pełni uzasadnione jest moje twierdzenie, że SLD, startując samodzielnie, uzyskałby wynik porównywalny z osiągniętym przez ZL. A wtedy mielibyśmy kilkudziesięciu posłów. ZL przegrała wyścig do Sejmu, bo rąk ani nóg nie miała, więc nie miała jak biec i odpychać konkurentów. Nie miała też głowy, z którą robiono by kampanię. Miała jedynie twarz, co okazało się niewystarczające”. Z kolei Zbyszek Zaborowski pisze w liście do członków partii: „Najwyższa pora wyciągnąć wnioski, dokonać reorientacji programowej, zmiany przywództwa i doprowadzić do prawdziwego pojednania na lewicy. Nie można jednak dekretować zmian w wąskim kręgu ulicy Złotej; w gronie autorów koncepcji formalnej koalicji wyborczej z ośmioprocentowym progiem i ludzi odpowiedzialnych za kampanię wyborczą. Trzeba skończyć z rządami »warszawki« w Sojuszu Lewicy Demokratycznej! (…) Kongres jest niezbędny, aby dokonać oceny przebytej drogi i określić przyszłość polskiej lewicy, ale Kongres musi być poprzedzony otwartą debatą na wszystkich poziomach naszej Partii

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 46/2015

Kategorie: Publicystyka