Czy wiesz, co jesz? – rozmowa z prof. Wojciechem Chalcarzem
Solimy na potęgę, a to szkodzi Czy umiemy znaleźć odpowiedź na pytanie: czy wiesz, co jesz? – Powinniśmy, ale nie wszyscy ją znamy. W Polsce brakuje systematycznej edukacji żywieniowej, więc ludzie nie mają podstawowej wiedzy. Taką edukację należałoby zaczynać na poziomie szkoły podstawowej, a nawet przedszkola. Sam jestem współautorem wielu propozycji w tym zakresie, ale nie były one realizowane, choć mogłyby. W przedszkolach np. wychowawcy jedzą posiłki razem z dziećmi i mogliby już na tym etapie uczyć, jakie produkty powinno się wybierać, aby zachować zdrowie. Dorastający człowiek nie zawsze zatem wie, co jeść, co byłoby najlepsze dla jego potrzeb, jeśli np. uprawia jakiś sport, jaki wpływ ma prawidłowe żywienie w profilaktyce i leczeniu chorób dietozależnych. Tych informacji nikt mu nie dostarczył, a różne akcje społeczne czy medialne w radiu i w telewizji są sporadyczne. Wiedzy o tym, co jemy, nie da też samo przeczytanie nazw składników na opakowaniu, bo trzeba wiedzieć, jak owe substancje działają na organizm człowieka, jaką rolę odgrywają wszystkie składniki pokarmowe. Czy to, co jemy, jest dla nas bezpieczne? – Zabezpieczenia prawne w zakresie produkcji żywności wskazują, że tak. Nie zawsze jednak producenci zachowują się zgodnie z normami i przepisami prawa. To samo dotyczy handlu i dystrybucji. Jeśli np. kupujemy w markecie mrożone warzywa i owoce, często są one pozlepiane, zatopione w zamarzniętej wodzie, a przecież towar bezpośrednio po wyprodukowaniu wygląda inaczej, bo owoce zamraża się bez dodatku wody. Może się okazać, że żywność bezpieczna wcale nie jest zdrowa? – Właśnie. Nie zawsze tak jest i to już wynika z naszych nawyków żywieniowych albo z receptur nieuwzględniających zdrowej diety. Np. wśród surowców użytych do produkcji różnych wyrobów spożywczych znajduje się niekorzystny dla zdrowia olej palmowy, podczas gdy o wiele zdrowszy jest olej rzepakowy. Tymczasem oleju rzepakowego używa się coraz częściej jako dodatku do produkcji oleju napędowego, zapominając o jego walorach żywieniowych. Do żywności dodaje się zbyt dużo soli, która ma zły wpływ na nasze zdrowie, podnosi ciśnienie krwi. Na opakowaniu powinien być wypisany dokładnie skład surowców użytych do produkcji, lecz producenci nie zawsze ściśle tego przestrzegają. Oto przykład z mojej dziedziny – preparaty białkowe dla sportowców nierzadko są celowo zanieczyszczane hormonami anabolicznymi, takimi jak nandrolon, i innymi zabronionymi substancjami, które wprawdzie powodują szybszy przyrost masy mięśniowej, ale ewidentnie szkodzą. Sportowiec myśli, że poprawa jego parametrów to wynik spożywania preparatu białkowego, tymczasem producent go oszukuje i dla większego efektu zanieczyszcza preparat. A jednak mimo bardzo restrykcyjnych przepisów krajowych i na szczeblu Unii Europejskiej wytwórcy preparatów dla sportowców nie ponoszą kary – nie ma problemu. Czasem sportowiec poddany kontroli antydopingowej wychodzi na oszusta, a on nawet nie wie, co znajdowało się w jego diecie, jakie składniki dodali nieuczciwi producenci. W ten sposób niweczy się wiele lat wytężonej pracy sportowca nad osiągnięciem formy. Czy trenerzy i związki sportowe nie mogą przynajmniej ostrzegać zawodników: tego nie bierzcie, to jest podejrzane? – Wydaje mi się, że poszczególne federacje informują sportowców o niebezpieczeństwie stosowania wspomagania żywieniowego. Wśród sportowców często działa poczta pantoflowa. Ktoś osiągnął dobre wyniki i koledzy go naśladują, podpatrują, wzajemnie polecają sobie taki czy inny preparat, ale przecież nikt nie jest w stanie zbadać uczciwości producentów, bo formalnie wszystko jest w porządku. Wiedza na temat żywienia jest wśród trenerów nikła, o wiele częściej towarzyszy im głęboka wiara we wspomaganie, i to metodami spoza oficjalnych źródeł. Używanie czegoś przez jednego zawodnika nie musi oznaczać, że będzie to korzystne dla wszystkich. Podstawą sukcesów powinny być właściwy trening i solidne przygotowanie do poszczególnych startów wsparte właściwą dietą. Bardzo dobrym przykładem jest rozwiązanie dawnych problemów naszego skoczka narciarskiego, Adama Małysza. Kiedy przyszło załamanie formy i psychiki, zebrał się zespół fizjologów, psychologów i dietetyków, a słynna bułka z bananem okazała się jednym z kluczy do przełamania kryzysu. Nie wszyscy jesteśmy Małyszami. – Wracam do wiedzy na temat żywienia. Możemy dostosować dietę do stanu fizjologicznego, wieku, rodzaju wysiłku, bo wszystko to jest opisane w literaturze. Oczywiście nie wszyscy przestrzegają nawet tak banalnych zasad jak niepodawanie małym dzieciom produktów