Bardzo dużo pieniędzy na kulturę wydaje się u nas w sposób wariacki Katarzyna Tubylewicz – pisarka (powieści „Własne miejsca”, „Rówieśniczki”), publicystka, tłumaczka literatury szwedzkiej, w latach 2006-2012 dyrektorka Instytutu Polskiego w Sztokholmie. Właśnie ukazała się publikacja „Szwecja czyta. Polska czyta”, którą przygotowała razem z Agatą Diduszko-Zyglewską z Krytyki Politycznej. Szwedzi mają nas uczyć czytać? Skąd pomysł na publikację zestawiającą stosunek do książki w Szwecji i w Polsce? – Nie chodzi o to, żeby Szwedzi nas uczyli, ale warto porównać sytuację czytelnictwa oraz rynek książki w Polsce i w Szwecji, a także zaczerpnąć inspirację z niektórych szwedzkich rozwiązań. Polska od dłuższego czasu przeżywa poważny kryzys czytelnictwa, a statystyczny Szwed czyta 20 minut dziennie, choć i tu mówi się o problemach, np. o tym, że niedostatecznie dużo czytają młodzi chłopcy. Szwecja to jednak wciąż kraj, w którym czytanie jest ważne, modne i prestiżowe. Tam się dba o biblioteki, a pisarzy i tłumaczy reprezentuje bardzo silny (i zamożny) związek zawodowy, co korzystnie wpływa na ich sytuację zawodową w wielu wymiarach, od wysokości tantiem po możliwość uzyskiwania stypendiów czy otrzymywania godnych honorariów za spotkania autorskie w bibliotekach. Szwecja potrafi też eksportować swoją literaturę w świat i nie dzieje się to samo z siebie, bo na tym rynku nie tylko działają niezwykle skuteczni agenci literaccy, ale także każde wydawnictwo stawia na promocję swoich książek na rynkach zagranicznych, a w tym zakresie mamy w Polsce jeszcze sporo do zrobienia. Bardzo dobrze znam zarówno Szwecję, jak i Polskę. Przez wiele lat szefowałam Instytutowi Polskiemu w Sztokholmie, dzięki czemu dogłębnie poznałam różnice w myśleniu o polityce kulturalnej i metodach jej realizowania, uznałam więc najpierw, że warto stworzyć książkę o promocji czytelnictwa w Szwecji, która może stanie się kolejnym elementem ważnej polskiej debaty o tym, jak promować literaturę i czytelnictwo. Pomyślała pani i co dalej? – Na mój pomysł przystała wspierająca projekt od samego początku ambasada Szwecji w Warszawie, a kiedy książkę zdecydowała się wydać Krytyka Polityczna i wsparł ją Instytut Książki, zaczęliśmy myśleć o rozszerzeniu tematu i przygotowaniu publikacji zawierającej także rozmowy z Polakami zajmującymi się promocją czytelnictwa oraz pracującymi na rynku książki. I tak do rąk czytelników trafia antologia tekstów oraz wywiadów, które nie tylko wiele mówią o literaturze i czytelnictwie, ale także są ciekawym obrazem dwóch krajów i mentalności. Dlaczego akurat doświadczenia szwedzkie mają być warte naszej uwagi? – Bo Szwecja jest jednym z tych krajów na świecie, które mają najwyższy poziom czytelnictwa, i słynie z tego nie od dziś. Przecież ten stosunkowo mały kraj gdzieś na północy Europy przyznaje Nobla, czyli najważniejszą na świecie nagrodę literacką, i znany jest naprawdę wszędzie, od Paryża do Dubaju, nie tylko ze swoich kryminałów, ale także z genialnej literatury dziecięcej. Międzynarodowy sukces szwedzkiej literatury to fascynujące zjawisko, zważywszy na to, że literatura ta jest pisana w języku, którym mówi zaledwie 9 mln ludzi! Które szwedzkie rozwiązania, pomysły są najlepsze? Które z nich, pani zdaniem, najłatwiej i najkorzystniej byłoby przenieść do Polski? – Szwedzi to naród ceniący zdrowy rozsądek, czyli sunt förnuft, co powoduje, że także w myśleniu o promocji literatury są pragmatykami. Mają w całym kraju doskonały system ściśle ze sobą współpracujących bibliotek, a działalność instytucji państwowych zajmujących się promocją czytelnictwa jest dobrze skoordynowana. To zwiększa efektywność i pozwala na oszczędzanie pieniędzy. Od lat stawia się tam w większym stopniu na mądry pozytywizm niż na spektakularne projekty bez kontynuacji. Czyli bez naszej romantycznej fantazji, bez garści szaleństwa? – No właśnie. W Polsce bardzo dużo pieniędzy na kulturę wydaje się w sposób wariacki, ad hoc, na różne jednorazowe uderzenia. W jednym roku stawia się na wielką promocję polskiej kultury w Turcji, w następnym promuje się tylko Chopina, a w kolejnym priorytetem jest Tadeusz Kantor i jego teatr. Wszystkie te działania mają teoretycznie sens, ale przez to, że bardzo często są wspomnianymi jednorazowymi uderzeniami, niewiele osiągają na dłuższy dystans, bo rzeczywistości i świadomości ludzkiej nie da się zmienić w ciągu roku. Nie wystarczy organizacja jednego, za to wyjątkowo drogiego Kongresu Kultury Europejskiej. Nie wystarczy postawienie na jeden festiwal literacki. Szwedzi to rozumieją, toteż podejmują działania długofalowe, choć często mniej spektakularne. Dużo od Polski bogatsza Szwecja miała znacznie skromniejszy program