Czy nadrzędnym celem jest szybkie zakończenie procedury, czy sprawiedliwe osądzenie przestępcy? – pytają przeciwnicy dobrowolnego poddania się karze W minionym tygodniu jedyni nieskazani dotąd przywódcy gangsterskiego „Pruszkowa”, Andrzej Zieliński, ps. „Słowik”, i Jerzy Wieczorek, ps. „Żaba”, złożyli propozycje dobrowolnego poddania się karze. Pierwszy swoją przestępczą działalność wycenił na sześć lat pozbawienia wolności, drugi byłby gotów na karę do trzech lat i ośmiu miesięcy pobytu w więzieniu. Ostateczna decyzja należy do sądu, który ma ją podjąć na początku tego tygodnia. Jeśli skład sędziowski przychyli się do woli oskarżonych, będzie to oznaczać wydanie wyroków w trybie przyśpieszonym – bez przeprowadzania postępowania sądowego. Instytucja dobrowolnego poddania się karze funkcjonowała w Polsce jeszcze w okresie przedwojennym, tyle że ograniczała się jedynie do prawa skarbowego. W prawie karnym stosowana jest od 1997 r. I z roku na rok cieszy się coraz większym zainteresowaniem, zarówno oskarżonych, prokuratury, jak i sądów. O ile bowiem w 1999 r. orzeczeń z zastosowaniem tego rodzaju kary było w całym kraju około 25 tys., dwa lata później zaś 37 tys., o tyle już w minionym roku zanotowano ich ponad 45 tys. Nadal jest to jednak niewielki odsetek – nieco ponad 2% – wszystkich zapadających w Polsce wyroków. Dla porównania w USA w tym trybie orzeka się blisko 90% wszystkich kar. Pomylenie pojęć – W Polsce również powinniśmy zmierzać ku takiemu modelowi – twierdzi prof. Dobrochna Wójcik z Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości w Warszawie. – Przede wszystkim z racji jego pragmatyczności. Dla polskich sądów i prokuratur, zawalonych setkami tysięcy spraw, możliwość szybkiego zakończenia choćby części z nich, jest nie do przecenienia. Nie bez znaczenia jest tu również fakt, że wszystkie postępowania kosztują – tym więcej, im dłużej trwają. A każdy wyrok orzeczony po jednym z pierwszych posiedzeń, daje realne oszczędności, które można przeznaczyć na rozpoczęcie innych postępowań – dotąd odkładanych z powodu finansowej mizerii wymiaru sprawiedliwości. – Zasada dobrowolnego poddania się karze jest z gruntu podejrzana – twierdzi tymczasem prof. Lech Zdybel, etyk z Uniwersytet Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie. – Już sam fakt, że to oskarżony dyktuje warunki własnej kary, jest moralnie wątpliwy. Co więcej, utożsamia ona pojęcie sprawiedliwości ze skutecznością. A zastanówmy się, co jest naszym nadrzędnym celem: szybkie zakończenie procedury czy sprawiedliwe osądzenie i ukaranie osoby, która dopuściła się przestępstwa? Ponadto przywodzi ona na myśl nie najlepsze doświadczenia historyczne. „Wyrok bez sądu”, „przyśpieszone orzekanie” – te hasła budziły kiedyś powszechne przerażenie Polaków. – No i kolejna rzecz – w etyce nazywana zasadą równi pochyłej – kontynuuje prof. Zdybel. – Dziś o dobrowolne poddanie się karze mogą zabiegać osoby, którym grożą wyroki do 12 lat więzienia. A jeszcze niedawno ten próg wynosił osiem lat. Skoro zatem już raz zdecydowano się na zmianę tak kontrowersyjnego przepisu, niewykluczone, że w przyszłości podobne, a nawet bardziej radykalne postulaty zdobędą odpowiedni posłuch. Mówiąc szczerze, myślę o tym ze zgrozą. Zgoda ofiary Tego rodzaju zgroza obca jest prof. Dobrochnie Wójcik, która zwraca uwagę, że o uznaniu wniosku o dobrowolnym poddaniu się karze nie decyduje tylko układ między oskarżonym, prokuratorem a sędzią. Niezbędna jest również zgoda ofiar na zastosowanie tego rodzaju rozwiązania. Zresztą ofiary, zauważa prof. Wójcik, także na tym korzystają. Wyrok bez postępowania chroni je bowiem od konieczności uczestniczenia w kolejnych posiedzeniach – niezwykle stresującej z powodu obecności przestępcy, potrzeby składania zeznań i publicznego wracania do często traumatycznych wydarzeń. Jest jednak pewne „ale”, na które zwraca uwagę prof. Wójcik. Otóż niewykluczone, że w trakcie postępowania sądowego na jaw wyszłyby fakty obciążające w dużo większym stopniu oskarżonego. Demaskujące całą sieć jego przestępczych powiązań i ujawniające kolejnych pokrzywdzonych. W przypadku zarzutów o zorganizowaną działalność przestępczą – jakie właśnie postawiono „Słowikowi” i „Żabie” – taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny. Tymczasem uznanie wniosku o dobrowolne poddanie się karze z miejsca go wyklucza. Czyżby więc rzeczywiście dobrowolna kara nie miała zbyt wiele wspólnego ze sprawiedliwym wyrokiem? –
Tagi:
Marcin Ogdowski