Rząd chce wychować pokolenia odczepione od rzeczywistości, które nie będą potrafiły swobodnie rozmawiać i decydować o własnej seksualności Olga Bołądź – aktorka filmowa i teatralna W pani reżyserskim debiucie silnie odbija się dyskusja na temat aborcji i poszanowania praw kobiet tocząca się w ostatnich tygodniach. Ponoć „Alicja i żabka” powstała z inspiracji autentycznymi zdarzeniami. – Chodzi tu o wydarzenia z 2008 r. i historię 14-latki, która zaszła w ciążę z rówieśnikiem. W takiej sytuacji, kiedy ciąża jest wynikiem stosunku nieletnich, a więc czynu zabronionego, aborcja jest w Polsce legalna. Matka dziewczynki otrzymała zgodę prokuratury, a mimo to szpitale odmówiły przeprowadzenia zabiegu, lekarze zasłonili się klauzulą sumienia. Finał był taki, że mama i córka wniosły skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu – i wygrały. Ale wcześniej każdy chciał na siłę postawić je przed faktem dokonanym i decydować za nie. Odebrano im prawo do wyboru w tak szalenie intymnej, kobiecej sprawie. Skąd właściwie potrzeba poruszenia tego tematu? – To jest scenariusz, który napisałyśmy razem z Magdą Lamparską, Julitą Olszewską i Jowitą Radzińską. Zaczęło się kilka lat temu od wycinka prasowego i chęci stworzenia czegoś razem. Gadałyśmy długo, dzieliłyśmy się tym, co w tej konkretnej sprawie nas boli, co drażni. Każda z nas jest inna, w wielu kwestiach się różnimy i nie zgadzamy, ale doszłyśmy do wspólnego wniosku, że decyzja o aborcji jest jedną z najtrudniejszych i najbardziej osobistych, jaka może czekać kobietę i jej rodzinę. Zaczęłyśmy pisać scenariusz w połowie 2016 r., tuż przed czarnymi protestami. Nagle się okazało, że nasz scenariusz wpisuje się w to, co dzieje się na ulicach. Że nie tylko w nas jest sprzeciw i niezgoda na to, że cały czas ktoś próbuje decydować za nas. Uderzające było też to, że tysiące kobiet, które wyszły wtedy z domów, podobnie jak my miały różne zdanie w sprawie aborcji. Jedne były za utrzymaniem kompromisu, drugie za aborcją na tzw. żądanie. Mimo to zjednoczyły się dla siebie, dla swoich bliskich i krzyczały jednym głosem: „Moje ciało, mój wybór”. Mówi pani o tym, że protestujący także się różnią. Jakie zatem jest pani stanowisko w kwestii aborcji? – Zawsze byłam za prawem do wyboru, za oddaniem wolności kobiecie. Ale powiem panu, że pamiętam siebie z tych protestów sprzed czterech lat i mnie samej było bliżej do kobiet środka. Mówiłam: „Jestem za aborcją, ale sama bym jej nie zrobiła”. Z czasem zrozumiałam, że takie podejście może być nie w porządku wobec kobiet, które przez to przeszły. A nauczyłam się tego podczas pracy nad filmem. W trakcie przygotowań spędziłam sporo czasu z ludźmi z Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, miałam również okazję wziąć udział w wydarzeniu, które polegało na czytaniu zapisu rozmów z telefonu zaufania. Poznałam wtedy historie kobiet, które pewnego dnia usłyszały od lekarza, że noszą pod sercem zdeformowane dziecko albo że ich życie jest zagrożone. Takie dramaty dzieją się w całym kraju. Każdego dnia na infolinię – często w tajemnicy przed bliskimi – dzwonią mieszkanki polskich wsi i małych miast, które są z tym wszystkim same. Taka jest też Alicja z pani filmu – nastolatka z małego miasteczka, która może liczyć tylko na wsparcie mamy. Ważne, żebyśmy sobie uświadomili, że to nie jest film o feministce ze stolicy, skandującej proaborcyjne hasła na protestach. – Nie, to nie byłoby w zgodzie z naszą bohaterką. Film opowiada historię dziewczynki, która nie stoi po żadnej ze stron barykady. Jest po prostu dzieckiem, które wielu rzeczy jeszcze nie rozumie, a już na pewno nie jest gotowa, by podchodzić do niej jak do młodej matki. Zamiast jednostronnej publicystyki i proaborcyjnego manifestu chciałyśmy pokazać perspektywę nastolatki, którą to wszystko przerasta. Zarówno niechciana ciąża, jak i wojna tocząca się o nią między dorosłymi. Niech pan zwróci uwagę, że w głowie naszej już i tak wystarczająco pogubionej bohaterki odbywa się nieustanne przeciąganie liny. Z jednej strony, mamy działaczki pro-life, które sugerują zatrzymać dziecko. Z drugiej – feministki, które mówią, że doświadczenie aborcji jest super i wyzwalające. A to nie jest super. „Alicja jest jeszcze w gimnazjum”, rzeczowo odpowiada wszystkim jej matka (wspaniale zagrana przez Agnieszkę Suchorę). Żadna instytucja, żadna ideologia