Wrocław jest w tym roku Europejską Stolicą Kultury. Od 23 kwietnia szczyci się nadto mianem Światowej Stolicy Książki. Dumnie prezentuje swoje osiągnięcia artystyczne i społeczne. Wprawdzie w nadodrzańskiej metropolii niektórzy twórcy wszczęli spór na temat poziomu różnych imprez, ale chodzi zapewne o udział w torcie finansowym przyszykowanym na tę okazję. Poważniejszą sprawą jest konkurs na pomnik „żołnierzy wyklętych”. Z inicjatywą jego wzniesienia wystąpiła „oddolnie grupa obywateli”. W jej skład wchodzą Ryszard Filipowicz – prezes Okręgu Dolnośląskiego Światowego Związku Żołnierzy AK, były wojewoda Krzysztof Grzelczyk, kurator oświaty Roman Kowalczyk i kilku miejskich radnych z PiS, ponadto przewodniczący dolnośląskiego regionu Solidarności Kazimierz Kimso, były szef wrocławskiego oddziału IPN prof. Włodzimierz Suleja, a także radni związani z prezydentem miasta, m.in. Wojciech Błoński, do niedawna dyrektor sportowy Śląska Wrocław, mający oparcie w światku kibicowskim. Biało-zieloni fani demonstrowali swoje poparcie dla „wyklętych” nie tylko na trybunie stadionu miejskiego, ale też na pochodach w szeregach NOP i ONR. Gdy przed paroma miesiącami urzędnicy odrzucili plan finansowania pomnika z tzw. funduszu obywatelskiego, inicjatorzy wystąpili o pozwolenie na zbieranie pieniędzy wśród wrocławian (wedle sondy wrocławskiej „Gazety Wyborczej”, 70% czytelników taki pomysł odrzuca). Ratusz zaprzecza, że działa aktywnie w sprawie pomnika. Podkreśla, że z inicjatorami tylko rozmawiali dyrektor departamentu spraw społecznych Jacek Sutryk i szef biura prezydenta Marcin Garcarz. Sam prezydent Rafał Dutkiewicz na sesji rady miasta w ubiegłym roku miał powiedzieć, że nie ma nic przeciwko idei takiego pomnika. 14 kwietnia potwierdził to w wywiadzie dla „GW”. „Nie jestem zwolennikiem stawiania pomników, ale liczę się z racjami tych, dla których jest to ważne. (…) W sensie ideowym jestem za uczczeniem pamięci o antykomunistycznym podziemiu po wojnie, postawa żołnierzy wyklętych jest mi bliska…”. I jeszcze coś o kulturze. Wprawdzie przewodniczący rady miasta Jacek Ossowski słyszał o przyjęciu przez Sejm ustawy dekomunizacyjnej, ale twierdzi, że żadnych działań dotąd nie podejmowano. W latach 90. zmieniono już w mieście nazwy ok. 60 ulic, w tym Próchnika (lewicowego historyka, autora „Pierwszego piętnastolecia Polski niepodległej”), przy której mieszkałem. Pozostały jednak „kontrowersyjne szyldy”, takie jak Armii Ludowej, gen. Berlinga i 9 Maja. Wrocławskim demokratom nie pasują też Ludwik Waryński, zamęczony przez carat w twierdzy szlisselburskiej nad Newą, ani Hanka Sawicka torturowana przez gestapo na Szucha. Nie chcą też ulicy Jurija Gagarina. Nadodrzańscy socjaldemokraci zareagowali na sugerowaną trefność jego nazwiska happeningiem, podczas którego przemianowali ulicę upamiętniającą pierwszego kosmonautę na „nielota” Antoniego Macierewicza. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint