Demokracja liberalna w odwrocie

Demokracja liberalna w odwrocie

To będzie felieton ponury, jak ponure są czasy, w których żyjemy. A przecież jeszcze nie tak dawno byliśmy wręcz w euforii. Szczególnie Amerykanie. Wieszczyli koniec historii (Francis Fukuyama) i ostateczny triumf wolnorynkowego kapitalizmu stowarzyszonego z demokracją liberalną. Mówili o „trzeciej fali demokratyzacji” (Samuel Huntington). Dziś wszystko to brzmi jak ponury żart. Weźmy demokrację liberalną. W momencie rozpadu ZSRR dominowało przekonanie, że to początek nowej ery – powszechnego zwycięstwa demokracji, ostatecznego końca totalitaryzmu. Figa z makiem. Dziś demokracja na całym świecie jest w odwrocie. A z pewnością ta liberalna, czyli związana z uznaniem praw jednostek, mniejszości, rzeczywistego pluralizmu politycznego, z kulturą polityczną, która nakazuje z klasą oddawać władzę po przegranych wyborach, szanować przeciwnika politycznego i nie starać się go zniszczyć w trakcie swoich rządów. Szczególnie bolesny jest kryzys demokracji amerykańskiej. Atak na Kapitol to w tej perspektywie rzecz przełomowa. Możliwość zaistnienia czegoś takiego jeszcze niedawno nie przyszłaby Amerykanom do głowy. Podobnie jak to, że prezydentem może być jawny kłamca, krętacz, bufon i oszust biznesowy. Amerykańscy prezydenci bywali różni, lepsi i gorsi, lecz zawsze reprezentowali pewną klasę osobistą i polityczną. Aż do Trumpa. Nie on jednak jest problemem, ale miliony Amerykanów, którzy chcieli i nadal chcą na niego głosować. Co z nimi się stało? Gdzie się podziała amerykańska moralność, przywiązanie do prawdomówności i przyzwoitości? Jako człowiek, który przemieszkał w Stanach kilka lat, jestem zaszokowany. To upadek.  Podobny szok przeżywam w odniesieniu do Węgier. Kraju, który poznałem w czasie licznych podróży (pierwszy raz zjechałem Węgry autostopem w 1974 r.), bardzo lubiłem i szanowałem. Węgrzy zawsze wydawali mi się najbardziej pewni swej europejskości, otwarci i tolerancyjni. Odwiedzając Budapeszt w latach 70. XX w., sądziłem, że nie muszę wyjeżdżać na mityczny Zachód, aby na nim być (skądinąd takie samo wrażenie miałem w owym czasie, odwiedzając kilkakrotnie Belgrad). Nigdy nie przypuściłbym, że Węgry mogą się stać krajem odwróconym tyłem do Europy, opanowanym przez antyzachodnie fobie, realizującym wschodni scenariusz urządzenia życia społecznego i politycznego. Katastrofa.  No i wreszcie Indie. Wielkie rozczarowanie. Kraj, o którym się mówi, że to największa demokracja na świecie, staje się coraz bardziej autorytarny i antyzachodni.  To ostatnie można by jakoś zrozumieć, wziąwszy pod uwagę historię Indii, ale skąd ta miłość do Rosji? Skąd autorytaryzm? Smutne. Jak smutna jest ewolucja takich krajów jak Brazylia, gdzie prezydent wygaduje banialuki na temat Rosji, wpisując się niestety w opowieść o durnej lewicy światowej, która nic nie rozumie z obecnego układu sił na świecie. To niezwykle bolesna sprawa dla mnie jako człowieka, który zawsze bardzo cenił Lulę da Silvę za jego politykę wewnętrzną.  Demokracja przeżywa trudne czasy, dla wielu ludzi na świecie ewidentnie tracąc atrakcyjność. Dominować zaczyna międzynarodówka tyranów i autokratów, przyciągając wciąż nowych kandydatów do pójścia śladem Chin czy Rosji. De facto już stracona jest Afryka, coraz gorzej jest w Azji, marnie w Ameryce Południowej, ale słabo wyglądają też sprawy w samej Europie. Wszak tylko krok dzieli nas od triumfu skrajnej prawicy we Francji, Niemczech i Hiszpanii. Dziwnie toczą się sprawy w Austrii, która nie może się zdecydować, czy jest z Europą Zachodnią, czy z Rosją. O rządzonej autorytarnie Turcji nie wspomnę. Przyszłość rysuje się w ponurych barwach. Obóz antydemokratyczny zyskuje na sile, Zachód jest w odwrocie, trapiony przez swoje wewnętrzne problemy, chorujący na polityczną naiwność i niezdecydowanie, co robić. Kurczy się obszar wolności i demokracji liberalnej. Nie można wykluczyć takiej przyszłości, w której znikną one niemal całkowicie z mapy świata, a ziści się wielkie marzenie Putina: russkij mir od Władywostoku do Lizbony.  Na koniec pozostaje zadać pytanie, kto zawinił. Moim zdaniem kapitalizm w wydaniu neoliberalnym. Odwrót od demokracji liberalnej to rezultat dziesięcioleci niesprawiedliwości społecznej, pogarszania się sytuacji tzw. klasy ludowej przy jednoczesnym umacnianiu się cynicznej, amoralnej i zainteresowanej wyłącznie zyskiem klasy biznesowej. Ludzie stracili wiarę w demokrację liberalną, bo nie przynosiła żadnych istotnych zmian w ich sytuacji życiowej. Dobrym przykładem są USA. Czy rządziła prawica, czy lewica, sytuacja pracowników najemnych systematycznie się pogarszała. Państwo stawało się coraz słabsze i coraz bardziej nieudolne (infrastruktura!). Dawno też przestało być

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2024, 2024

Kategorie: Andrzej Szahaj, Felietony