Trudno uciec od oceny i zajęcia stanowiska w sprawie wyników wyborów prezydenckich w Polsce, jeśli się nimi (wyborami) i nią (polityką) żyje nadmiarowo i intensywnie. Odstawienie na bok, chwilowe zapomnienie, amnezja zdrowotna – wszystko to świetne pomysły, ale jak w każdym uzależnieniu nagłe odebranie źródła zmiany stanu psychicznego wiąże się z koniecznością oczyszczenia organizmu z toksyn, a potem powolnej, pełnej mozołu pracy nad odzyskaniem równowagi. Należę do tej grupy obywateli, którzy politykę uważają za ważną, godną zainteresowania, poświęcenia czasu i energii. Problemem jest to, że wciąga ponad miarę, ten wir jest bezwzględny i potężny – a wypłynąć trzeba. Kiedy już pozamiatane (niezależnie od losów protestów wyborczych, bo trudno uwierzyć, że mogłoby dojść do zakwestionowania wyniku wyborczego), trzeba zastosować wobec siebie środki higieny osobistej – psychicznej głównie – przemyśleć i wdrożyć plan naprawczy. Łatwo mówić. Jesteśmy pośrodku zawieruchy, w słynnym oku cyklonu, gdzie jest cisza, spokój, bezwietrzność, a naokoło szaleją huraganowe wiatry. Ten dylemat czasu, w którym teraz jesteśmy, opisują dobrze dwa artefakty – jeden to rysunek satyryczny, drugi to konkretna akcja policyjna. Janek Koza w swoim rozpoznawalnym, ascetycznym stylu pokazuje rozmowę dwóch par dorosłych. Jedni mówią; „Gratulujemy zwycięstwa Państwa kandydata!”, drudzy odpowiadają: „Dziękujemy bardzo. Miłego dnia”. Potęga tego prostego obrazka zasadza się na zderzeniu absolutnie zwykłej sceny i dialogu ze stanem umysłów będących we wrzeniu. Wiemy, że ta scena po prostu nie ma dzisiaj racji bytu. Trudno znaleźć wokół siebie kogoś, kto tak by zareagował. Ale po chwili przychodzi refleksja: a może to byłoby OK? Może tak byłoby dla nas wszystkich lepiej? Może dopóki zaznaczamy krzyżykiem na kartce swojego kandydata, jest to czas dobry, pełen spokoju, niewojenny, bezprzemocowy (nie do końca, ale na potrzeby tego obrazka nie będziemy wchodzić w opis różnorodności zjawiska zwanego przemocą). Po uśmiechu (science fiction, niewyobrażalne) przychodzi przebłysk: „To tylko demokracja”, obyczaj, lepszy od innych, bo dzieje się mniej krzywdy. I wtedy nadchodzi info, które wali w głowę. Policja po cywilnemu wpada nad ranem do prywatnego mieszkania, skąd wyciąga siłowo skutego młodego człowieka (chłopaka, który czuje się dziewczyną), bez butów i skarpet, i wlecze go na przesłuchanie do prokuratury, gdzie chcą mu/jej postawić zarzuty udziału w szarpaninie i zniszczeniu samochodu: przebiciu opon, zerwaniu homofobicznych banerów, którymi był oklejony. W takiej sprawie taka przemoc. Nagrany przez świadka policjant mówi do leżącego, skutego z rękami na plecach, szczupłego 20-latka: „Tak, jestem chujem i sprawia mi radość, że cię wyciągnę bez butów”. Ta scena nie jest niewinna, ta scena jest symptomatyczna i z jej powodu gaśnie nam na ustach naiwny uśmiech, wywołany rysunkiem Janka Kozy. Ta scena pokazuje, jak kilka dni po wyborach ich wynik przekłada się na działania państwa. Tego samego, które nie jest w stanie zapanować nad połączeniem prezydenta z dwoma jajcarzami z Rosji, którzy udając sekretarza generalnego ONZ, przeprowadzają ośmieszającą Dudę rozmowę. Państwa, którego nie ma, gdy w grę wchodzą przekręty ministra Szumowskiego na setki milionów złotych. Ktoś natychmiast poczuł się bardzo mocno. Szkoda, że to policja i prokuratura, źle bardzo, że na celowniku natychmiast znalazł/zła się aktywista/ka. Ale też w tym obrazku policyjnej przemocy (policja nie uczy się poskramiać jej po swojej stronie, policja się od niej uzależnia) widać coś więcej. To nie wyborców kandydata należy oskarżać, postponować, wykpiwać itd., tylko władzę. Władzę, która wyborami manipulowała, za wyborami skrywała i będzie skrywać swoją prywatę, a równocześnie będzie podtrzymywać wysoki poziom napięcia społecznego i temperaturę sporu, kreując fałszywe linie konfliktu i budując obraz wroga. Mówiąc najkrócej, wybory prezydenckie 2020 r. wygrała demokracja, przegrało państwo. Na ławie oskarżonych należy widzieć sprawców i podżegaczy, inspiratorów, a nie obywateli, którzy oddali swój głos, tak jak uznali za stosowne. I to nie dlatego, że są głupi, biedni, niewykształceni i ze wsi. Oni uznali, że właśnie tam postawiony krzyżyk oddaje ich sympatie i poglądy. I korzyści. Po to są właśnie wybory. Następne już za trzy lata, ciekawe, kiedy sobie o nich przypomnimy. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Roman Kurkiewicz