To, że w depresji brakuje siły, ma sens, bo jeśli chory wykazuje myśli samobójcze, nie będzie w stanie się zabić Prof. Mariusz Papp – kierownik Pracowni Farmakologii Behawioralnej w Instytucie Farmakologii PAN w Krakowie. Autor wielu artykułów naukowych dotyczących stresu oraz działania leków przeciwdepresyjnych. Członek m.in. Polskiego Towarzystwa Farmakologicznego, British Association for Psychopharmacology oraz European Behavioural Pharmacology Society. Rozmawia Tomasz Borejza Depresja jest chorobą duszy czy chorobą mózgu? – To pytanie zadają sobie wszyscy. U badanych zwierząt udaje się wywołać te same objawy, które da się zauważyć u człowieka cierpiącego z powodu tej choroby. Problemy społeczne, seksualne, poznawcze, zaburzoną wagę ciała i rytmy dobowe. A skoro chorobę udaje się wywołać u szczura, który raczej duszy nie ma, to moim zdaniem jest to jasny znak, że chodzi o chorobę organizmu. To zaburzenie równowagi mechanizmu, który działa w naszej głowie. Skąd depresja u szczurów? – Jej źródłem tak jak u człowieka jest stres. Przy czym, trzeba podkreślić, chodzi o stres łagodny, ale przewlekły. Kiedy zaczynałem zajmować się tym tematem, a było to ponad 20 lat temu, źródeł zaburzeń szukano w poważnej traumie. Zwierzęta, które wówczas badano, wrzucano np. do zimnej wody lub stosowano wobec nich silne bodźce bólowe, także stres unieruchamiania. Jednak dziś traumę – przynajmniej u ludzi – wiąże się np. z wystąpieniem syndromu stresu pourazowego, a rzadziej bezpośrednio z depresją. W modelu, zgodnie z którym prowadzimy badania w Instytucie Farmakologii PAN w Krakowie, nie szukamy źródeł depresji w stresie traumatycznym. Pokazujemy, w jaki sposób niewielkie niedogodności prowadzą do wystąpienia objawów chorobowych. Zamiast wrzucać szczura do wody lub kopać go prądem, moczymy ściółkę w jego klatce. Albo przechylamy tę klatkę, izolujemy go na pewien czas. Nie karmimy go przez kilka godzin, a kiedy zaczynamy to robić, utrudniamy mu dostęp do jedzenia. Okazuje się, że po kilku tygodniach takiego stresowania zwierzęta zaczynają mieć objawy rozpoznawane także u ludzi. Jednym z najważniejszych jest tzw. stan anhedonii. Co to takiego? – Niezdolność do odczuwania przyjemności, należąca do podstawowych objawów depresji. Z tą chorobą jest bowiem tak, że osoby, które cierpią z jej powodu, nie reagują na bodźce negatywne w jakiś zdecydowanie inny sposób niż ludzie zdrowi. Znacznie słabiej odpowiadają natomiast na te pozytywne. Takiego człowieka nic nie cieszy. Robi jedynie to, co musi, by podtrzymać biologiczne funkcje organizmu… …i nie robi nic, by sprawić sobie radość? – Nic, ponieważ i tak nie odczuwa radości. Anhedonię doskonale widać u szczurów. Te zwierzęta bardzo lubią wodę z cukrem. W czasie eksperymentów podajemy im właśnie osłodzoną wodę i normalnie szczury bardzo chętnie ją piją. Kiedy jednak są poddawane stresowi, zaczynają to robić coraz rzadziej. Towarzyszą też temu zaburzenia, o których mówiłem wcześniej. To wszystko jest wynikiem sekwencji zdarzeń, którą uruchamia chroniczny stres. Kluczowa jest tu nadaktywność osi przysadka-podwzgórze-nadnercza i powstała w wyniku tego nadprodukcja tzw. hormonów stresu. Zaburzony zostaje mechanizm samoregulacji działający w mózgu. Pod wpływem stresu wszystkiego jest więcej i przestaje on normalnie reagować. Stąd już prosta droga do tego, co widać gołym okiem: braku napędu, obniżonej wrażliwości na bodźce nagradzające, czyli właśnie do anhedonii, niemożności normalnego funkcjonowania. Interesujące jest także to, że szczury stresowane znacznie łatwiej i szybciej się uzależniają. Trauma z dzieciństwa Powiedział pan, że przyczyną jest stres chroniczny i łagodny. Przekładając to na ludzi, chodzi o zwyczajne problemy życia codziennego? – Porównałbym to do całego zestawu drobnych problemów. Szef powiedział coś niemiłego. Przyszła podwyżka rachunków. Kłótnia z partnerem. Brak awansu. Frustracja w pracy. Każdy z nas ma coś takiego, choć niektórzy oczywiście więcej. Z większością tych spraw zazwyczaj dobrze sobie radzimy. U pewnych ludzi w jakimś momencie zawodzi jednak mechanizm obronny i popadają w depresję. Często nie potrzeba niczego spektakularnego. By lepiej to zrozumieć, wyobraźmy sobie np. prosperującego biznesmena, który wraca pewnego dnia do domu, siada w fotelu i już w nim zostaje. W takiej sytuacji nie da się znaleźć jednej poważnej przyczyny. Stoi za tym kumulacja drobiazgów. Może trochę przesadzam. Czyżby? Takie rzeczy się zdarzają. Mówi
Tagi:
Tomasz Borejza