Deszcz w Cisnej

Deszcz w Cisnej

Bieszczady w zimie to kraina senna, pogrążona w letargu i tylko od czasu na krotko się przebudza Spośród wielu bzdur, / które niosą stada chmur, / ja lubię deszcz, / deszcz w Cisnej – śpiewała przed laty Krystyna Prońko. Hotelarze w Cisnej tej opinii nie podzielają, zwłaszcza gdy deszcz pada zamiast śniegu. A tej zimy często tak bywa. – Pusto, głucho, niemal zero gości – narzekają hotelarze. – W poprzednich sezonach też nie było różowo, ale nigdy aż tak nędznie. Byle jaka zima, brak wypoczynkowych atrakcji i wieczornych rozrywek to główne powody, dla których turyści szerokim łukiem omijają Bieszczady. Jest tak źle, że niektórzy przedsiębiorcy w ogóle przestali działać. Renata Szczepańska, wójt Cisnej: – Nie ma dnia, żeby ktoś nie zawieszał albo nie wyrejestrowywał działalności gospodarczej. W tej grupie są dwa duże ośrodki wypoczynkowe: Kolejarz w Smereku i Bogdanka w Kalnicy, które płaciły podatki i zatrudniały niemało pracowników. Nieprzyjazna granica Cisna nie narzeka na brak gości tylko latem. Przez pozostałą część roku nie dzieje się tu niemal nic. Odbija się to na dochodach samorządu i mieszkańców. Może byłoby nieco lepiej, gdyby w gminie powstała planowana od dawna stacja narciarska i kolej linowa w masywie Jasła. Inwestycja została jednak oprotestowana przez przyrodników i raczej nie ma szans na realizację, przynajmniej w najbliższych latach. Władze Cisnej myślą więc o innych projektach mogących przyciągnąć turystów. – Chcemy zrobić sztuczne lodowisko w Cisnej i tor saneczkowy w Wetlinie – mówi wójt Szczepańska. – Sami na pewno nie udźwigniemy takich zadań, musimy się starać o pieniądze unijne. Nie lepiej jest tej zimy w innych bieszczadzkich gminach. Mimo że Ustrzyki Dolne mają kilka wyciągów, w tym krzesełkowy, i stoki w razie potrzeby są sztucznie naśnieżane, daleko do liczby narciarzy sprzed kilku lat, a konkretnie sprzed wejścia Polski do strefy Schengen. – Nikt nie dzwoni, nie zamawia noclegów – zamartwia się szef gospodarstwa agroturystycznego położonego 200 m od stacji narciarskiej Gromadzyń. – Zastanawiam się, czy moja praca ma jeszcze sens. Dużo zabiegów, remontów, kosztów, a z zarobku nici. Nie inaczej jest w hotelach i pensjonatach. Świecą pustkami, a jeśli już trafi się gość lub mała grupa, to tylko na jeden lub dwa noclegi. Co to za opłacalność? – Może gdyby zima była ostra i śnieżna, jakoś wyszedłbym na swoje, w obecnych warunkach nie ma szans – kręci głową hotelarz z Ustrzyk, dodając, że jedynie na przełomie roku miał nieco większe obłożenie, ale to normalne, bo sylwester i Nowy Rok w górach zawsze przyciągały. Bronisław Mrugała, właściciel wyciągów na Gromadzyniu i Laworcie w Ustrzykach, twierdzi, że jest jeszcze gorzej niż poprzedniej zimy, a wtedy też nie miał powodów do zadowolenia. Pogodził się z sytuacją, że czasy najazdu gości ze Wschodu nie wrócą. – Owszem, pojedynczy turyści ze Lwowa i okolic przyjeżdżają, ale to naprawdę znikomy procent. Ukraińcy, którzy kiedyś tłumnie wypoczywali w Bieszczadach, dzisiaj wybierają ośrodki narciarskie na Słowacji lub u siebie, bo i na Ukrainie powstaje ich coraz więcej. – To ludzie z grubymi portfelami, prawnicy, biznesmeni, lekarze. Nie chcą stać po kilka godzin na ukraińsko-polskiej granicy, użerać się z celnikami – twierdzi Mrugała. – A generalnie to i miejscowych, z Podkarpacia, coraz mniej. Pierwsza tura ferii była zupełnie nieudana (odwilż), a druga tylko trochę lepsza. Kiedyś na parkingach nie można było zliczyć samochodów z warszawskimi czy lubelskimi rejestracjami. Dzisiaj trudno je znaleźć. Tłoku nie ma też przy innych bieszczadzkich wyciągach. Mariusz Skubisz, szef stacji Lesko-Ski w Weremieniu, nie ukrywa, że o tym sezonie wolałby szybko zapomnieć. – Nawet gdyby przez najbliższy miesiąc wyciągi nieustannie pracowały, strat i tak nie odrobię. Również dlatego, że jeździ nieporównanie mniej narciarzy niż w ubiegłych latach. Czasami nie opłaca się nawet uruchamiać wyciągu, bo energia jest droga i mocno bije po kieszeni. Jeszcze gorzej jest tam, gdzie turyści nie mogą pojeździć na nartach lub mają bardzo ograniczone możliwości. W drugiej co do wielkości w Polsce gminie Lutowiska (pierwsza obszarowo jest gmina Ustrzyki Dolne) funkcjonuje zaledwie jeden niewielki wyciąg w Dwerniczku. Niedawno Bieszczadzki Park Narodowy chciał wydzierżawić podobny w Ustrzykach Górnych, ale nikt nie przystąpił do przetargu. – W lutym już za późno na szukanie chętnego, może w kolejnym sezonie – informuje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2011, 2011

Kategorie: Kraj