Chyba nie było w Polsce zagranicznego ambasadora, który żegnany byłby z taką pompą. Na zakończenie misji w Polsce, długiej, ośmioletniej, przyjęli go i marszałek Sejmu, i marszałek Senatu, prześcigając się w jego komplementowaniu. Media o tym się rozpisywały i cytowały jego wypowiedzi. Andrij Deszczyca, ambasador Ukrainy, został wyniesiony do rangi gwiazdy. Kto z nim może rywalizować? W przestrzeni medialnej funkcjonuje co najwyżej kilku ambasadorów. I to jak! Ambasador USA Mark Brzezinski przez długie tygodnie był przez rządzącą prawicę utożsamiany z jakimś zagrożeniem, bardzo się starano, wymyślano różne preteksty, żeby do Polski nie przyjechał lub przyjechał jak najpóźniej. Prawica nie chciała także, by do Polski przyjechał ambasador Niemiec Arndt Freytag von Loringhoven, któremu wypominano ojca i trzymano w szufladzie wniosek o przyznanie agrément. Z kolei przyjazdu ambasadora Rosji do Polski, Siergieja Andriejewa, nikt nie blokował, za to różne głosy się pojawiają, że powinien wyjechać. Ale wróćmy do Deszczycy – przez te osiem lat pobytu w Polsce dał się poznać jako twardy urzędnik, zdecydowanie broniący interesów swojego kraju. Wręcz polityk. Jego polityczne zdolności nie pojawiły się znikąd. Można rzec – określiły jego karierę. Najpierw, w roku 2014, zaraz po Euromajdanie został pełniącym obowiązki ministrem spraw zagranicznych w rządzie Arsenija Jaceniuka. Nie był nim długo, już w czerwcu został odwołany, po tym jak przed ambasadą Rosji w Kijowie śpiewał kibicowską przyśpiewkę „Putin chujło”. Bardzo tym rozeźlił szefa MSZ Rosji Siergieja Ławrowa. On sam z kolei tłumaczył, że musiał tak śpiewać, żeby zapanować nad nacierającym na ambasadę tłumem. „Sądzę, że minister Ławrow najlepiej rozumie, że w niektórych sprawach dla ratowania stosunków dyplomatycznych między państwami stosuje się metody niedyplomatyczne”, wyjaśniał. W każdym razie po tym wydarzeniu wysłano go na ambasadora do Warszawy, jego listy uwierzytelniające przyjmował Bronisław Komorowski. W Polsce Deszczyca też potrafił wyjść poza schematy. Na pewno będziemy go pamiętać z ostatnich miesięcy. Chociażby z apelu, który wystosował 30 maja, podczas marszu Ukraińców, który przeszedł ulicami Warszawy pod hasłem „Przyjaciele, dziękujemy!”. Deszczyca wyraził wdzięczność całemu narodowi polskiemu i zaapelował o przyznanie Polsce Pokojowej Nagrody Nobla. Nawiasem mówiąc, był to pomysł, który rzuciła wcześniej była ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher, tłumacząc, że w Polsce ukraińscy uciekinierzy trafiają nie do obozów dla uchodźców, ale do domów obywateli. „To mówi wszystko o polskim charakterze”, komentowała. Co ciekawe, Deszczyca miał zakończyć swoją misję w Warszawie jeszcze przed wojną, ośmioletnie ambasadorowanie w jednym kraju rzadko przecież się zdarza. 8 lutego prezydent Zełenski podpisał jego odwołanie. Zastąpić go miał Wasyl Zwarycz, który wcześniej był zastępcą ambasadora w Warszawie. Ale zmiana została wstrzymana, bo wybuchła wojna. W Kijowie uznano, że w tak trudnym czasie bardziej potrzebny będzie w Polsce Andrij Deszczyca. Teraz przyszedł czas realizacji wstrzymanej decyzji. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
ambasada Ukrainy w RP, Andrij Deszczyca, Arndt Freytag von Loringhoven, Bronisław Komorowski, debata publiczna, dyplomacja, Europa, Europa Środkowa, Europa Środkowo-Wschodnia, Europa Wschodnia, geopolityka, Georgette Mosbacher, Kijów, konflikty zbrojne, Mark Brzeziński, media, NATO, pokojowa nagroda Nobla, polska dyplomacja, relacje Polska-USA, relacje polsko - ukraińskie, relacje polsko-niemieckie, relacje polsko-rosyjskie, Rosja, rosyjska propaganda, Siergiej Andriejew, Siergiej Ławrow, stosunki międzynarodowe, Władimir Putin, wojna rosyjsko-ukraińska, Wołodymyr Zełenski, zbrodnie przeciwko ludzkości, zbrodnie wojenne, żołnierze