Krzysztof Rutkowski – portret bez retuszu – Krzysztof Rutkowski pojechał do USA w charakterze korespondenta „Życia Warszawy”. Redakcja potrzebowała kogoś, kto będzie znał się na temacie. Nie wykluczaliśmy, że na pewnym etapie może dojść do współpracy między nim a miejscową policją – mówi Dariusz Janas, były rzecznik prasowy komendy stołecznej, obecnie prawa ręka detektywa. Amerykanie sami zatrzymali podejrzanych o morderstwa przypisywane snajperowi. Kiedy detektyw wsiadał w piątek do samolotu, zabójcy siedzieli pod kluczem. Ale i tak odniósł sukces. Było o nim głośno w mediach. Prawdopodobnie będzie jeszcze głośniej po powrocie. Zarówno ci, którzy Rutkowskiego nie lubią, jak i jego przyjaciele są zgodni w jednym. Potrafi nadać rozgłos wszystkiemu, co robi. Sprzedać jako sukces nawet porażkę. Sprawy, którymi się zajmuje, są często spektakularne. Ale prawda o nich na ogół banalna. Rutkowski nie jest ani kuloodporny, ani niezniszczalny. Daleko mu do czołgu miażdżącego przestępcze meliny. Trudno też doszukać się w nim wdzięku motyla (tak nazwała go jedna z gazet). Jednak rozgłos wokół jego osoby sprawił, że bardziej kojarzy się z Jamesem Bondem niż ze zwykłym detektywem. Jeden z wielu Detektywi i pracownicy firm ochroniarskich w Polsce to liczna, dość dobrze uzbrojona i przeszkolona armia ludzi. Jest ich około 100 tys. Wśród nich byli milicjanci i policjanci o podobnych do Krzysztofa Rutkowskiego biografiach. W jego rodzinie mundur stróża prawa był tradycją. Nosili go dziadek i ojciec. Rutkowski zaczął od ZOMO. Wstąpił do niego w 1981 r. Nie odcinał się od przeszłości. Ale też nie był zbyt przekonujący, gdy wypowiadał się na ten temat. – Robiłem dobrze pałką. Ale nigdy nie użyłem jej podczas służby – stwierdził, wspominając dawne dzieje. Już wówczas dał się poznać jako niespokojny duch. W nagrodę za dobrą służbę skierowano go do szkoły oficerskiej, ale konflikty z przełożonymi sprawiły, że został z niej usunięty. W 1986 r. odszedł z milicji. – To był absurd, oszustwo, bagno. Nie mogłem dłużej tam pracować – Rutkowski tak teraz podsumowuje swoją wieloletnią pracę w milicji. Prasa okrzyknęła go po latach rewolwerowcem z warszawskiego Mokotowa, którego wyrzucono z wydziału kryminalnego tamtejszej komendy. – Pracuję tu bardzo długo. Nie pamiętam, by Rutkowski pracował kiedykolwiek w naszym wydziale. Ale wiem, że był dzielnicowym na Ursynowie – mówi jeden z funkcjonariuszy komendy policji na Mokotowie. – Nie pamiętam szczegółów. Minęło trochę czasu. Ale na pewno odszedł na własną prośbę i na pewno pracował w Śródmieściu – twierdzi Dariusz Janas. Po odejściu z milicji zatrudnia się jako ochroniarz. W 1989 r. wyjeżdża z żoną i dwoma córkami do Austrii. W Wiedniu zakłada centralę biura detektywistycznego i zaczyna działać. – Ostro, bezpardonowo, skutecznie – jak zapewniają jego poplecznicy. – Beznadziejny, showman, wyciąga od policji informacje – oceniają go przeciwnicy. Polityczny flirt – Sukcesy zawodowe to za mało – do takiego wniosku doszedł Rutkowski rok temu. Postanowił, że czas na zmiany. Wkroczył w świat polityki. Związał się z Samoobroną i wszedł do parlamentu. Na starcie okrzyknięto go najbogatszym posłem obecnego Sejmu. – Ujawniam majątek już teraz, by nikt nie podejrzewał, że dorobiłem się, będąc posłem – deklarował, rozpoczynając karierę polityczną. Ale podejrzeń nie uniknął. Swój majątek oszacował na ponad 2 mln zł. Na tyle wycenił dom w Austrii (480 m kw.) i mieszkanie w Wiedniu (110 m). W momencie, gdy zasiadał w poselskich ławach jego oszczędności wynosiły około 200 tys. zł i 1350 tys. szylingów austriackich (ok. 370 tys. zł). Średnia cena za metr kwadratowy mieszkania w Wiedniu była dwukrotnie wyższa, niż wynikało to z wartości apartamentu podanej przez detektywa. – Mieszkanie dostałem w dowód wdzięczności za zasługi dla miasta i Austrii od burmistrza Wiednia. W oświadczeniu podałem kwotę, na jaką wyceniło lokal towarzystwo ubezpieczeniowe. Dom jest tani, ponieważ sam go budowałem – tłumaczył Rutkowski. Nie podał też wartości swojej firmy zatrudniającej 30 osób (ponad 37 tys. zł dochodu w 2000 r). Z księgowych rozliczeń wynikało, że ma zaledwie 3 tys. zł zysku netto miesięcznie. – Większość pieniędzy zostaje w firmie. Nasze działania są kosztowne. Dużo inwestuję – tak odpierał zarzuty detektyw. Do czasu złożenia przez niego