Dezerterzy Wuja Sama

Dezerterzy Wuja Sama

Uciekają z armii, aby nie wracać do irackiego piekła Augustin Aguayo wyskoczył z okna, aby uciec przed żandarmami. Darrell Anderson szukał schronienia w Kanadzie. Suzanne Swift spakowała już swe rzeczy, lecz w ostatniej chwili postanowiła, że nie wróci do oddziału. Troje amerykańskich żołnierzy robi wszystko, aby nie wracać na iracką wojnę, która staje się coraz bardziej okrutna. 24-letniemu Andersonowi wciąż śnią się koszmary i budzi się z krzykiem. Pamięta, jak dowódca kazał mu strzelać do ciężarówki pełnej irackich cywilów. Młody żołnierz, odznaczony za odwagę, nie chce już nigdy znaleźć się w tak dramatycznej sytuacji, nie pozwala mu na to głos sumienia. Armia Stanów Zjednoczonych pochodzi z ochotniczego zaciągu, dla wielu młodych ludzi, zwłaszcza o ciemniejszym kolorze skóry, służba wojskowa jest jedyną drogą do zdobycia wykształcenia, wyrwania się z nędzy. Ale widmo powrotu do irackiego piekła czy w afgańskie góry, w których czyhają talibowie, często odstrasza nawet zahartowanych w bojach żołnierzy. Dziennik „USA Today” informuje, że od czasu inwazji na Irak w marcu 2003 r. z sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych zdezerterowało co najmniej 8 tys. ludzi. Według wojskowego magazynu „Air Force Times”, od 2000 r. samowolnie porzuciło mundur aż 40 tys. żołnierzy. Setki uciekinierów zabiegają o azyl w Kanadzie, inni usiłują ukrywać się w Niemczech lub w ojczyźnie. Armia nie ściga dezerterów intensywnie, prowadzi jednak ich rejestry. Zawsze może się zdarzyć, że niefortunny zbieg wpadnie w ręce policji, np. podczas rutynowej kontroli granicznej czy drogowej. Taki los spotkał 63-letniego Victora Aguirre, który zdezerterował w 1966 r., aby uniknąć wysłania do Wietnamu. Ujęty po 40 latach na granicy z Meksykiem, oczekuje na proces w więzieniu piechoty morskiej. Zbiegowie z armii zawsze żyją w niepewności. Niektórzy decydują się więc oddać w ręce władz. Tak postąpił Augustin Aguayo. Pracował w Los Angeles jako magazynier na nocnej zmianie. Pewnego razu usłyszał radiową audycję reklamową sił zbrojnych: Wuj Sam poszukiwał ochotników. Augustin postanowił spróbować. W biurze werbunkowym podpisał kontrakt na cztery lata. Miał służyć ojczyźnie jako sanitariusz. W zamian armia zobowiązała się pokryć koszty jego studiów. „Nie wiedziałem, że właśnie sprzedaję duszę diabłu”, powie później dezerter. Sanitariusz nie musi strzelać, Aguayo nie spodziewał się więc koszmaru. Wraz z pułkiem wysłany został do Iraku. Trzeciego dnia służby do szpitala polowego w pośpiechu wniesiono dwa zmasakrowane ciała żołnierzy, których pojazd został zniszczony przez wybuch przydrożnej bomby. Obaj żyli jeszcze, ale mieli oberwane ramiona, spaloną skórę. Aguayo robił wszystko, aby ich ocalić. „Ci faceci naprawdę chcieli żyć, miotali się w drgawkach. Ale nic już nie mogło im pomóc”, opowiadał później sanitariusz. Kiedy ranni skonali w męczarniach, wybiegł przed namiot i zwymiotował. Takie dramaty powtarzały się niemal co tydzień. Młody żołnierz zrozumiał w końcu, że nie wytrzyma. Miał dość słuchania kolegów, krzyczących: „Kiedy wreszcie będę mógł kogoś zabić? Chcę zobaczyć w końcu, jak to jest”. Aguayo zwrócił się z prośbą do Departamentu Obrony o zwolnienie z wojska z przyczyn religijnych. Uzyskał odpowiedź odmowną. Zapowiedział, że nie będzie pełnił służby z bronią w ręku. Przełożeni zmniejszyli mu żołd. Wreszcie jednostka została przeniesiona do Niemiec. Augustin nadal starał się o odejście do cywila. W odpowiedzi dostał pismo, że w ramach „globalnej wojny z terroryzmem” zostanie znów wysłany do Iraku na co najmniej 365 dni. Dowódca zapowiedział: „Wyślemy cię na wojnę chociażby w kajdankach”. Przerażony sanitariusz nie stawił się na zbiórkę. Do jego mieszkania w Schweinfurcie przyszli żandarmi. Dali krnąbrnemu żołnierzowi kilka minut na spakowanie się. Aguayo, w bojowym mundurze, wyskoczył oknem. Niemieccy przyjaciele zorganizowali mu ubranie, kryjówkę, pieniądze. Pomogły organizacje wspierające dezerterów – Verein Connection e.V. i Military Counseling Network (MCN). Lecz sanitariusz wiedział, że nie może się ukrywać w nieskończoność, chciał wrócić do żony. „Większość dezerterów wraca prędzej czy później. Nie wytrzymują życia w podziemiu”, twierdzi aktywista MCN, Michael Sharp. Augustin, podróżując przez kilka krajów, dotarł do USA. W Kalifornii oddał się w ręce żandarmerii. Liczył na łagodne potraktowanie, ale spotkał go zawód. Znów musiał wejść na pokład samolotu – tym razem w kajdankach. Obecnie oczekuje na proces w wojskowym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 43/2006

Kategorie: Świat