Miasto jest dziś polskim liderem walki ze smogiem, a miejska zieleń zaczyna wyglądać najlepiej w Polsce Po pierwszej turze wyborów samorządowych z redakcji przyszły dwa pytania. Jedno brzmiało tak: dlaczego kampania wyborcza w Krakowie była tak spokojna? Drugie: dlaczego po 16 latach rządów Jacka Majchrowskiego krakowianie wciąż chętnie na niego głosują? Odpowiedź na pierwsze jest taka, że kampania miała wyglądać inaczej, jednak Prawo i Sprawiedliwość potknęło się o własne nogi. Wybrało bowiem linię ataku, która była bardzo nośna, ale w wykonaniu PiS niewiarygodna. Niewiarygodni obrońcy miasta W marcu na antenie TVP wyemitowano program, w którym pokazano tzw. betonowanie Krakowa. Winą obarczono magistrat, co było przekazem w wielu aspektach prawdziwym. Główna teza programu, powtarzana zresztą na krakowskich ulicach od dłuższego czasu, brzmiała: „To nie jest miasto dla mieszkańców, to jest miasto dla deweloperów”. Materiał był też ostry. Zapowiadało się więc na dość agresywną kampanię. Tym nośniejszą, że połączenie braku gruntów budowlanych z dużym popytem na rynku nieruchomości i wysokimi cenami mieszkań powoduje, że deweloperzy poczynają sobie tutaj z nieprzyzwoitą fantazją. A wszystko przez lata działo się przy bierności lub wsparciu magistratu, co potwierdził zlecony niedawno audyt wewnętrzny. Mimo to kampania skończyła się równie nagle, jak zaczęła. Powody były trzy. Po pierwsze, wśród mieszkańców zaangażowanych w tzw. Forum Obrony Przestrzeni, których TVP prezentowała jako ludzi bezstronnych i poszkodowanych, znaleźli się byli radni, których można było podejrzewać nie tylko o sympatię do PiS, ale także o plany kandydowania z list tej partii do rady miasta. To budziło nieufność ludzi, w tym lokalnych dziennikarzy. Ci, nie chcąc dać się wykorzystać, zachowali do tej inicjatywy zdrowy dystans. Jak się później okazało, słusznie, bo działacze FOP rzeczywiście startowali z list PiS. Drugim powodem było to, że akurat Małgorzata Wassermann i krakowscy pisowcy wyglądali komicznie w roli oburzonych obywateli walczących o plany zagospodarowania miasta oraz zieleń. Wassermann bowiem głosowała w Sejmie za tzw. lex deweloper, specustawą budowlaną, która umożliwia zawieszanie oraz całkowite ignorowanie planów urbanistycznych. Głosowała też za lex Szyszko, którego efektem była rzeź drzew w polskich miastach. Z kolei krakowskie PiS, które stroiło się w piórka obrońców wspólnej przestrzeni przed nieskładną zabudową, ma długą historię głosowania za pomysłami wspierającymi fantazje deweloperów, a szczególnie uległe jest wtedy, gdy deweloperzy noszą sutanny. W czasie kampanii opóźniło np. uchwalenie jednego z planów miejscowych, co dało zakonowi dominikanów możliwość postawienia 55-metrowych wieżowców. Była to hipokryzja bardzo dobrze widoczna i równie mocno zniechęcająca. Nauki wyciągnięte z „Księcia” Trzecim zaś powodem były decyzje samego prezydenta Majchrowskiego. W sierpniu, w czasie urlopu i podobno SMS-em, zwolnił ze stanowiska odpowiedzialną za planowanie przestrzenne wiceprezydent Elżbietę Koterbę. Od pewnego czasu wiceprezydent była symbolem betonowania miasta. Uparcie przekonywała, że kolejne, powstające bez ładu, składu i infrastruktury „parki” – jak żartuje się w Krakowie – podnoszą jakość życia w mieście. A jednocześnie liczne wątpliwości budziły relacje urzędu z firmą architektoniczną należącą do jej syna i męża (sama Koterba odeszła z niej po objęciu funkcji w magistracie). Na przykład w sytuacjach, kiedy syn pani wiceprezydent reprezentował dewelopera planującego budowę, przeciw której zdecydowanie protestowali mieszkańcy okolicy. Lub wtedy, gdy miasto wyjątkowo hojnie dotowało konserwatorski remont kamienicy należącej do firmy. Kroplą, która – przynajmniej oficjalnie – przelała czarę, stał się fakt, że Biuro Rozwoju Krakowa (tak nazywa się firma, z której Elżbieta Koterba przyszła do urzędu) było współautorem projektu gigantycznego osiedla, które rząd planuje zbudować na krakowskich Klinach w ramach projektu Mieszkanie+. Osiedle było głównym narzędziem, za pomocą którego urząd odpierał ataki na fatalną jakość tutejszej urbanistyki. Mówiło się: może i jest źle, ale PiS robi rzeczy jeszcze gorsze. Kiedy się okazało, że PiS robi je we współpracy ze znaną w Krakowie firmą BRK, a sprawy osiedla negocjuje ze stroną rządową właśnie Elżbieta Koterba, prezydent ją zwolnił. Ten ruch spodobał się wielu krakowianom i – w myśl zasady, że „car dobry, tylko bojarzy źli” – zmniejszył presję na prezydenta Jacka Majchrowskiego. Było to zresztą zachowanie