Kto i dlaczego lata na naszym niebie?

Kto i dlaczego lata na naszym niebie?

Photo taken on March 12, 2022, shows the wreckage of the drone Tu-141 Strizh in Zagreb, Croatia on March 12, 2022. A strong detonation upset residents of the western part of Zagreb late Thursday night. It has been confirmed that the drone dates back to Soviet times, but it is not known how it crashed in Zagreb. Given the current situation in Eastern Europe, it is suspected that drone came from Ukraine or Russia. Photo: Zeljko Hladika/PIXSELL

Katastrofa bezzałogowej maszyny w Zagrzebiu i tajemniczy lot przez pół Europy Dochodziła właśnie północ z 10 na 11 marca br. Większość mieszkańców osiedla Jarun w Zagrzebiu, stolicy Chorwacji, szła już spać. Niektórzy śledzili jeszcze serwisy informacyjne i wieści z ukraińskiego frontu. Nagle nocną ciszę przerwał huk eksplozji. Początkowo podejrzewano wybuch gazu, który doprowadził do pożaru. Co bardziej wrażliwi mieszkańcy zaczęli łączyć huk eksplozji z wojną w Ukrainie. Rano ich oczom ukazała się spora dziura w ziemi. Okazało się, że to nie wybuch gazu, ale zderzenie bezzałogowego samolotu z ziemią i jego pożar zakłóciły nocny spokój mieszkańców Zagrzebia. Premier Chorwacji Andrej Plenković jeszcze tego samego dnia poinformował rodaków, że katastrofa dość sporej maszyny, jaką jest rosyjski bezzałogowy samolot rozpoznawczy TU-141, nie spowodowała na szczęście żadnych ofiar. Chorwatów zszokowały kolejne informacje, że ten bezzałogowy samolot wyleciał najprawdopodobniej z Ukrainy, wleciał w przestrzeń powietrzną sąsiednich Węgier z prędkością 700 km/godz. na wysokości 1300 m, by następnie przekroczyć granicę Chorwacji. Ustalono, że maszyna przeleciała co najmniej 560 km najwyraźniej niewykryta przez obronę przeciwlotniczą Chorwacji i Węgier, będących członkami NATO. Obrona powietrzna nie dostała w ramach NATO żadnego ostrzeżenia o lecącym bezzałogowcu. Na miejscu wypadku – szczątki maszyny znajdywano na rozległym terenie osiedlowego parku – znaleziono także dwa spadochrony. Z Litwy do Bułgarii Po kilku tygodniach zarówno w chorwackich, jak i w zagranicznych mediach sprawa przycichła. Uznano, że być może w ogarniętej wojną Ukrainie ktoś popełnił błąd i bezzałogowiec trafił w zupełnie inny region Europy, niż zakładano. A że nikomu nic się nie stało… Tymczasem trzy miesiące później, 8 czerwca, nad sześcioma europejskimi krajami przeleciała dwusilnikowa maszyna produkcji amerykańskiej Piper PA-23-250 Aztec, której pilot nie zgłaszał nikomu żadnego planu lotu. Jak wykazało śledztwo, samolot z nieznaną liczbą osób na pokładzie wyleciał z małego lotniska na Litwie, przeleciał nad Polską i Słowacją. Gdy znalazł się nad Debreczynem we wschodniej części Węgier, poderwane zostały dwa gripeny, do których dołączył jeden amerykański i dwa rumuńskie F-16, by eskortować intruza aż do granicy z Bułgarią. Kilka dni temu media zacytowały wypowiedź dyrektora lotniska sportowego w Hajdúszboszlo. Twierdzi on, że nim samolotem miały się zaopiekować gripeny, bez żadnych uzgodnień wylądował na rzeczonym lotnisku, by w ciągu 10-15 minut dotankować paliwo. Zdaniem dyrektora z maszyny wysiadły cztery osoby, które w pośpiechu przelewały paliwo z dużych kanistrów. Po chwili samolot wyleciał na południe. Jak się ta (planowa, a może nieplanowana?) przerwa w locie ma do eskortowania maszyny przez samoloty NATO? Myśliwce w akcji Na temat tego południowego odcinka lotu dochodzą bardzo różne i sprzeczne informacje. Co najmniej dziwne było nie tylko międzylądowanie na Węgrzech. Media serbskie bowiem twierdzą, że samolot wleciał także w przestrzeń powietrzną Serbii, kraju niebędącego w NATO, a mającego ścisłe kontakty wojskowe z Rosją. Pilot nad żadnym z krajów, nad którymi leciał, nie reagował na sygnały i wezwania do lądowania. Już nad Rumunią (a może i Serbią?) samolot stopniowo schodził coraz niżej, by na terenie Bułgarii lecieć na wysokości zaledwie 500 m. Tego dnia w Bułgarii panowały bardzo złe warunki atmosferyczne; burze z wyładowaniami atmosferycznymi i ulewy utrudniały loty samolotów cywilnych. Gdy tajemnicza maszyna przekroczyła Dunaj i wleciała w bułgarską przestrzeń powietrzną, w Sofii zdecydowano, że samolot natychmiast należy zmusić do lądowania. Bułgarzy poderwali jeden ze swoich myśliwców. Jego pilot musiał jednak zawrócić, bo lot w tak trudnych warunkach zagrażał jego życiu. Mimo zapadających ciemności i trwającej burzy Bułgarzy poderwali kolejny myśliwiec. Tamtejsze media nie są zgodne, jak i czy w ogóle wpłynął on na powietrznego intruza, który wreszcie zdecydował się wylądować. Wybrał niewielkie, od dłuższego czasu nieużywane lotnisko we wsi Buhowci, które w czasach komunistycznych służyło mieszkańcom pobliskich miast Szumen i Tyrgowiszte. Bułgarskie media podkreślają, że samolot pilotował ktoś, kto miał ponadprzeciętne umiejętności albo dobrze znał opuszczone lotnisko, którego nawierzchnia jest już mocno podniszczona. Lądowanie tam w ciemnościach, w czasie ulewy było ponoć prawdziwym majstersztykiem sztuki lotniczej. Fakt ten nakazuje Bułgarom domniemywać, że pilotem był albo doskonale znający topografię ich terenu rodak, albo jeszcze lepiej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 29/2022

Kategorie: Świat