Prof. Bronisław Geremek. b. minister spraw zagranicznych Elity polityczne są zgodne z opinią publiczną kraju, która opowiada się w sondażach jednoznacznie. Perspektywa wejścia do Unii potwierdza charakter polskich aspiracji. Jednocześnie Polska należy do krajów upominających się o traktowanie Stanów Zjednoczonych jako elementu polityki europejskiej. Wypływa to z lekcji historii XX w. i roli, jaką USA odegrały w interesach Europy w I i II wojnie światowej oraz w zimnej wojnie. Dlatego uważam, że nasze elity powinny w Waszyngtonie podkreślać, że jesteśmy państwem europejskim, natomiast w stolicach Europy zabiegać o to, aby USA były na naszym kontynencie obecne. Leopold Unger, publicysta To nie jest wcale jednoznaczne. Jedni mają sympatię dla jednych, drudzy dla drugich, a jeszcze inni w ogóle nie mają sympatii. Ja znowu mam sympatię i dla USA, i dla Unii Europejskiej. Uważam, iż nie ma powodu wybierać, bo to nierozsądne. Były już naciski i sugestie, aby Polska wybierała, ale to nie trzyma się kupy. Należy tego typu sugestie kategorycznie odrzucać. Prywatnie każdy z nas ma prawo do okazywania sympatii dla takiej czy innej części świata, nie należy jednak tego uogólniać. Andrzej Jonas, redaktor naczelny „Warsaw Voice” To twierdzenie nie do końca prawdziwe. Gdyby mieć bardzo czuły termometr i ustalać temperaturę uczuć do jednych i do drugich, to i tak owe uczucia wynikają z różnych przesłanek i nie są łatwe do porównania i mierzenia. Amerykę traktujemy jako wyśniony ląd, krainę dosyć powszechnego szczęścia, które może się stać udziałem wszystkich i już się stało dla 10 mln Polaków. USA traktujemy bardzo tradycyjnie jako jedynego, niezachwianego gwaranta naszego bezpieczeństwa od czasów prezydenta Wilsona. Do krajów UE mamy uczucia natury sąsiedzkiej i raczej merkantylnej. Europę uważamy za kontynent zamożnych ludzi, jednak zbyt egoistycznych, by na nich opierać poczucie bezpieczeństwa, natomiast bardzo atrakcyjny od strony rozwiązań społecznych, gospodarczych i kulturalnych. Również bliskość geograficzna skłania nas, aby z UE utrzymywać sąsiedzkie i przyjacielskie kontakty. Marcin Król, publicysta, redaktor naczelny miesięcznika „Res Publica Nowa” Inne są powody intelektualne, a inne polityczne. Np. w dziedzinie nauk społecznych i humanistycznych USA i Wielka Brytania wyprzedzają Europę kolosalnie, bo główne debaty toczą się na uniwersytetach amerykańskich, a nie w Niemczech, w Hiszpanii albo Francji. To nie jest nawet problem wyboru, ale stwierdzenie faktu, że np. wybitni europejscy socjologowie zajmują się tematami, które wcześniej były już poruszane przez Amerykanów. Inna jest motywacja elit politycznych. Fakt, że Polska polityka zagraniczna wybiera opcję proamerykańską, jest postawieniem na pewnego konia. Czy jest to wyrozumowane do końca, nie wiadomo. Zabieg, choć interesujący, jest też na pewno bardzo ryzykowny i związany z pozycją Stanów w przyszłości. Istnieje nawet wersja, że staniemy się zamorskim stanem USA. To dosyć absurdalne kalkulacje, bo same USA będą bardziej zainteresowane światem niż Europą, która jest już bardzo nasyconym rynkiem zbytu, zaś Chiny i Ameryka Pd. jeszcze nie. Postawienie w polityce na USA okazało się nawet korzystne pod tym względem, że zwróciło na nas uwagę w Europie i być może zmusi Europę do pewnych zachować wobec nas, choć do końca jeszcze nie wiadomo, co to będzie. W dziedzinie kultury natomiast przejawiamy niedostateczne zainteresowanie Europą. Wystarczy spojrzeć na książki i wydawnictwa, by dostrzec niewiedzę w sprawach europejskiego życia kulturalnego i duchowego. Nikt prawie nie interesuje się problemami wewnętrznymi współczesnej Francji czy Włoch. Powinniśmy wiedzieć, jak i z kim grać. Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, Ośrodek Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego, prezes Fundacji SAGA To zależy, o jakim obszarze polityki zagranicznej mówimy. W dziedzinie bezpieczeństwa to USA są na pierwszym miejscu i to jest powód całkiem zrozumiały, bo tylko one mają rzeczywisty potencjał gwarantujący bezpieczeństwo, zaś Europa nie posiada ani środków, ani woli do świadczenia takich gwarancji. W sprawach gospodarczych elity są w zdecydowanej większości za przystąpieniem Polski do Unii. Pod tym względem była nawet większa zgodność niż przy wstępowaniu do NATO. Niestety, współpraca gospodarcza z Amerykanami jest zaniedbana, mało się dzieje, zaś w kontaktach z UE dzieje się ogromnie dużo. W sferze kultury i prądów intelektualnych polskie elity są podzielone. Jedne środowiska są bardzo proeuropejskie, ale nie można mówić o Unii jako całości, raczej
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz