Andrzej Mania, prezes Zarządu Głównego Związku Kynologicznego w Polsce Za ten nadmiar odpowiedzialna jest wieś. W mieście na szczęście nie widać już psów wałęsających się, bezpańskich, tu problem jest prawie rozwiązany. Na wsi psy rozmnażają się dowolnie, jest też wiele bezdomnych, niechcianych, głodnych albo przykutych łańcuchami. Nikt nie dba o to, aby suki nie rodziły niepotrzebnych szczeniąt, a tradycja nakazuje, by w każdym gospodarstwie był pies, więc zwykle jest ich kilka. Tylko że potem, choć każde gospodarstwo okresowo odwiedzają lekarz weterynarii, a także ksiądz, nie ma poważnej rozmowy na temat cywilizowanego stosunku do zwierząt. Przepis dotyczący trzymania psa jest kompletnie oderwany od rzeczywistości, bo mówi, że zwierzę może być na trzymetrowym łańcuchu nie dłużej niż 12 godzin. Czy ktoś widział, żeby psa spuszczano z łańcucha po 12 godzinach? Żaneta Żmuda-Kozina, sekretarz redakcji miesięcznika „Przyjaciel Pies”, hodowca Psów jest dużo przynajmniej z trzech powodów. Po pierwsze, przez wiele lat nie przeprowadzano w Polsce akcji sterylizacji i kastracji, więc swobodnie się rozmnażały, głównie na wsi. Szczeniaki rozdawało się sąsiadom, rodzinie itd. Po drugie, mamy sporą grupę miłośników psów rasowych, a wyspecjalizowani hodowcy sprowadzają do kraju nowe rasy, upowszechniają je i tak powstał drugi poważny segment. Trzeci to pseudohodowcy, którzy chcą zarobić na sprzedaży szczeniaków. Wiedzą, jakie rasy są na topie, hodują masowo modne pieski i sprzedają potem na giełdach po 200 zł, choć rasowy szczeniak kosztuje i 1000 zł. W Polsce pokutuje opinia, że każda suka musi mieć raz w życiu szczenięta, ale to nie jest prawda. Świadomi posiadacze psów sterylizują je i mają spokój, szczęśliwe i radosne zwierzę. W schroniskach jest wiele rasowych psów o nieznanym pochodzeniu i kundelków, ale najliczniejsze są te żyjące na wsi. Nie jesteśmy w stanie nawet ich policzyć. Wanda Dejnarowicz, dyrektor schroniska Na Paluchu Na taki stan składają się różne czynniki, np. odziedziczona tradycja, bo nasi rodzice i dziadkowie mieli psy. Kochamy je, są wiernymi przyjaciółmi, które nigdy nie zawiodą. Wypełniają pustkę – czujemy się potrzebni, mamy kogoś, o kogo możemy dbać. Zwierzęta dają ciepło, dosłownie i w przenośni. Pies dla osoby starszej jest partnerem, pomaga w odzyskiwaniu dobrej formy, a na spacerach z nim poznaje się innych opiekunów, dzięki czemu samotność jest mniej dokuczliwa. Wreszcie pies jest naszym lekiem, np. w przypadku chorób serca, bo zmusza do ruchu. Z psem, który stróżuje i pilnuje dobytku, czujemy się bezpieczni. To nasz system alarmowy i obronny. Dla niektórych osób posiadanie rasowego psa to oznaka statusu społecznego, inni czują się dowartościowani, mając psa groźnej rasy. Dorota Sumińska, lekarz weterynarii, autorka programów i książek o zwierzętach Czy w 40-milionowym społeczeństwie 6 mln psów to dużo? Myślę, że nie ponad miarę. Sama mam ich dziewięć. Nie z wyboru, ale z konieczności. Wszystkie ktoś kiedyś wyrzucił. Gdybym ich nie przygarnęła, skazane byłyby na tułaczkę. Ja nie zastanawiałabym się nad liczbą psów „chcianych”, ale nad tymi w schroniskach. I tymi wyrzucanymi z samochodów, przywiązanymi w lesie lub trzymanymi na łańcuchach, gdy obok willa jak z amerykańskiego serialu. Nie wiem, czy są wliczone w owe 6 mln. Niestety, Polacy nie umieją szanować zależnych od siebie istot. Schroniska pękają w szwach, a my prokurujemy następne psie pokolenia. Cały czas nie możemy zrozumieć, że tylko kastracja psów nieprzeznaczonych do reprodukcji zlikwiduje bezdomność zwierząt. Dopóki w schronisku będzie choć jeden pies, o tego jednego będzie za dużo. Notował Bronisław Tumiłowicz Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz