Dlaczego Polacy tak lubią prowadzić po kielichu?

Dlaczego Polacy tak lubią prowadzić po kielichu?

Notował Bronisław Tumiłowicz Mł. insp. Marek Konkolewski, radca Biura Ruchu Drogowego KGP To jest problem społeczny, bo niestety bardzo często osoba ostentacyjnie pijąca na jakiejś imprezie rodzinnej nie wywołuje żadnych uwag biesiadników, mimo że przyjechała samochodem i samochodem zamierza odjechać. Nikomu to nie przeszkadza, nawet niepijącej żonie, która z pijanym mężem odjeżdża do domu. To oznacza, że istnieje bezkrytyczne przyzwolenie społeczne. Żaden z biesiadników w obawie przed pogniewaniem się nie odbierze takiemu gościowi kluczyków, nie zagrozi telefonem na policję, bo nie chce uchodzić za takiego, który kabluje. To byłoby bardzo brzydko w ich mniemaniu. Dopiero gdy taki kierowca kogoś zabije lub zrani, biesiadnicy orzekną, że musiało się tak stać, bo kierował po kielichu. Jest jeszcze problem nieświadomych pijanych kierowców, którzy po libacji idą spać, rano myją się, jedzą śniadanie i w nowym dniu mają poczucie bezpieczeństwa. Niestety przespana noc nie jest gwarancją trzeźwości. Trzeba co najmniej 24 godzin, aby móc kierować samochodem w sposób bezpieczny. Jerzy Pomianowski, prezes Fundacji „Zapobieganie wypadkom drogowym” Racjonalnego wytłumaczenia być nie może, bo to ciężki grzech w religii katolickiej oraz ryzyko obciążenia sumienia wyrządzoną krzywdą, zabiciem kogoś, co przygniata niezależnie od skutków prawnych. Jest jeszcze powszechna tolerancja dla takich osób i moja fundacja walczy o jedyny skuteczny środek prawny – by samochód jadącego przepadał na rzecz skarbu państwa, a powstały w ten sposób fundusz przeznaczyć na leczenie ofiar wypadków. Na razie płacimy za to wszyscy. Ale nie mówmy tylko o kierowcach, powiedzmy też o tolerancji wobec kolegów posłów, którzy są w miejscu pracy nietrzeźwi. Mimo twardej selekcji opozycji nikt takich przypadków nie potępia. Dr Ewa Woydyłło, psycholog, leczenie uzależnień Lubią, bo nie ponoszą żadnych konsekwencji, są więc zupełnie nieodpowiedzialni, a to podtrzymuje cały system ścigania i karania. Prof. Jerzy Samochowiec, lekarz psychiatra zajmujący się uzależnieniami Przyczyn smutnego faktu prowadzenia po alkoholu jest kilka. Jeśli to są osoby uzależnione, żadne kary ich nie powstrzymają, bo to jest choroba, którą trzeba leczyć. W grudniu 2000 r. Sejm zmienił przepisy. Jazda po pijanemu (powyżej 0,5 promila) z wykroczenia stała się przestępstwem, za które grozi do dwóch lat więzienia. Efekt był natychmiastowy. Liczba osób zatrzymanych przez policję po alkoholu spadła w następnym roku ze 188 tys. do 145 tys. Natychmiastowy, ale krótkotrwały. Bo szybko okazało się, że sądy nie są zbyt surowe i praktycznie nie zasądzają kar bezwzględnego więzienia, nawet za najbardziej jaskrawe przekroczenia przepisów. Od 2001 r. liczba kierowców zatrzymanych po alkoholu cały czas rośnie. W 2004 r. było ich 173 tys. Tak więc brak konsekwencji. W Stanach Zjednoczonych nawet wykroczenie drogowe jest notowane i uzyskanie potem np. kredytu w banku może być utrudnione, bo wiadomo, że człowiek łamiący przepisy (nawet drogowe) może być niewiarygodny. Redukcja szkód i programy profilaktyczne są nieskuteczne – chętnie oglądamy TVN Turbo, ale sądzimy, że „przecież pokazane tam przypadki nas nie dotyczą”. Dlaczego Polacy tak lubią prowadzić po kielichu? Postawiłbym raczej pytanie, dlaczego Polacy nie boją się konsekwencji prowadzenia po kielichu. Ale to już chyba pytanie do socjologa… Jacek Santorski, psycholog biznesu Generalnie mamy anarchistyczny stosunek do reguł i wszelkich standardów, co przyniosły zabory, okupacje i PRL. Jeśli się kiedyś wynosiło papier toaletowy z pracy, to niektórzy uważali to za wyraz patriotyzmu, bo w ten sposób odbierało się swoją należność. Wzrost liczby pijanych kierowców kojarzy mi się nawet z etosem podregulowywania aparatury sprawdzającej poziom metanu w kopalniach, co wynika z wiary, że się jeszcze uda. Kontestujemy normy i zasady, bo wydaje się nam, że walczymy z ograniczeniami wolności, i dlatego mamy odwagę je łamać, ale nie potrafimy odróżnić tych reguł, które nas ograniczają, od tych, które nam służą. Z badań socjologicznych wynika, że Polacy za jedną z najwyższych wartości uznają swoje zdrowie, ale nie umieją tego powiązać np. z zapinaniem pasów w samochodzie, bezwzględną trzeźwością ani nawet niepotrzebnym objadaniem się na przyjęciach. Do tego jeszcze dochodzi specyficzny wpływ wychowania katolickiego na stosunek do reguł i do pracy, i gdy się wszystko ze sobą powiąże, to mamy straszny kłopot, jak odróżnić prawdziwą odpowiedzialność od wolności. Krzysztof Brzózka, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych W ogóle Polacy lubią prowadzić samochód z ułańską

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 44/2009

Kategorie: Pytanie Tygodnia