Prof. Jerzy Bobryk, Instytut Psychologii PAN, psycholingwistyka Głównym czynnikiem są wzory przedstawiane w mediach, które widzowie naśladują. W filmach krajowych i zagranicznych nieustannie używa się przekleństw, a ludzie to mechanicznie powtarzają. Kiedyś nawet słowo „dupa” było w mediach wykropkowywane. Dziś przeklinanie uzyskało znaczne przyzwolenie społeczne. Nie sądzę, by taka postawa świadczyła o wzrastającym zadowoleniu z życia i szczęściu Polaków, to raczej objaw frustracji. Przeklinają nawet dziewczęta, mało kto zresztą powstrzymuje się z ordynarnymi przekleństwami w obecności kobiet, co jeszcze niedawno czyniono nawet w środowiskach patologicznych. Werbalnie więc wszyscy staliśmy się patologiczni. Jestem za tym, by pokazywać inne wzory wysławiania się, a zwyczaj przeklinania potępiać. Kazimiera Szczuka, krytyczka literacka Nie wiem, czy u nas klnie się więcej niż gdzie indziej. Czy inne nacje się od tego uchroniły? Marek Koterski, reżyser filmowy W amerykańskim kinie bluzgają jak najęci, nawet się u nas tego wszystkiego nie tłumaczy, więc nie sądzę, byśmy jakoś szczególnie odbiegali od normy. Dlaczego tak się dzieje? Może wynika to z poziomu agresji albo bezradności w wypowiadaniu własnych uczuć. Faktem jest, że w kwestii słownictwa idziemy na skróty, lista słów stała się uboższa i rzeczywiście klniemy. Jednak nie podejmuję się tego analizować. Myślę, że nazywanie pewnych zjawisk oddala nas od rzeczywistości, bo mówimy dwuwymiarowo, że coś jest złe albo dobre, a rzeczywistość jest co najmniej trójwymiarowa. Mówiąc o obyczaju przeklinania, czuję się trochę jak fałszujący muzyk, który mija się niby tylko o włos z prawdą, ale to jest dosyć istotna niedoskonałość. Krzysztof Daukszewicz, satyryk Wszystko chamieje, to i Polacy schamieli. I nasze życie publiczne, i wyroki sądowe pozwalające przeklinać w miejscu publicznym, do tego skłaniają. Kiedy podczas meczu kibice Wisły krzyczeli do kibiców Cracovii: „Żydzi, sp…lać”, orzeczono, że to nie było przekleństwo, tylko tradycja. Ponieważ właściwie wszelkie procesy o obrażenie kogoś kończą się uniewinnieniem, teraz już możemy przeklinać bezkarnie. Prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca Nie przesadzajmy, nie tylko Polacy klną, ale i Polki. Właśnie przed chwilą dosłyszałem, jak rozmawiają ze sobą dwie dziewczynki na ławce w parku. Myślę, że jest wiele powodów używania takich słów, np. źle rozumiana bezpretensjonalność albo próba okazywania wolności i niezależności. Może też rozładowanie frustracji. Winny jest także pewien niedowład komunikacyjny, kiedy nie możemy znaleźć słów na opisanie rzeczywistości albo stanu naszej duszy. Wojciech Kuczok, pisarz Mieszkam teraz w Berlinie, który jest tyglem wielu kultur, i odnoszę wrażenie, iż nie jest to tylko polska przypadłość, ale ogólnoświatowa. Zastanawia mnie też fakt, że język polski jest jednak dużo bogatszy w przekleństwa od innych. Angielskie fuck zawiera wszystkie przekleństwa w jednym, a u nas występuje duże urozmaicenie i ten język wulgaryzmów nieustannie ewoluuje i rozwija się. To mnie w jakiś sposób ekscytuje i cieszy. Nie należę do tych, którzy zwracają innym uwagę w miejscach publicznych, aby nie przeklinali. Oczywiście jeśli to robią bezmyślnie, prostacko, to uszy więdną, ale jeśli jest w tym rodzaj inwencji wulgarnościowej, przyjmuję to z radością. Ostatnio np. słyszałem, jak dziewczyna w autobusie próbowała uciszyć swego partnera słowami: sklej wary! – co mi się tak spodobało, że umieściłem to na kartach kolejnej powieści. Prof. Magdalena Środa, etyczka Nie mamy innych technik odstresowania się. Może za mało uprawiamy sportów, za mało tańczymy salsy, za mało spotykamy się z przyjaciółmi itd. To metody sprawdzone w społeczeństwach wysoko rozwiniętych, a my klniemy, bo nie potrafimy inaczej zdjąć z siebie napięcia. Nie korzystamy też z bardziej wyrafinowanych form wysławiania się, tylko klniemy, a słówko k… traktowane jest jako przecinek. To oczywiście zdradza duże niechlujstwo i ubóstwo językowe. Odstresowujemy się, np. pijąc alkohol, i wtedy też klniemy. To zwykle idzie w parze, bo ci, którzy więcej piją, także więcej klną. Pijany facet właściwie nie mówi innym językiem. Przeklinanie jest też kwestią środowiskową. Są takie środowiska, w których nie da się porozumiewać inaczej jak tylko za pomocą przekleństw, ale są jeszcze inne, gdzie wulgarności słownej się unika, i tam trzeba uważać, aby się nie skompromitować. Prof. Władysław Pałubicki, antropologia kulturowa Jestem Polakiem i nie klnę. To zapewne kwestia środowiskowa, ale trudno tutaj wyodrębnić jakąś grupę społeczną. Nawet podział na miasto i wieś nie oddaje problemu, bo na wsi
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz