Dlaczego śpiewanie „Polacy, nic się nie stało” zyskało taką popularność?

Dlaczego śpiewanie „Polacy, nic się nie stało” zyskało taką popularność?

Prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny, Uniwersytet Warszawski To piosenka terapeutyczna. Tak się leczymy, śpiewanie bowiem zawsze jest skuteczne, kiedy coś nas gryzie. Można liczyć na to, że przyniesie pozytywne skutki. Niektórzy śpiewają w takich wypadkach utwory bliższe tradycji kościelnej, ale młodzi mają taki bardziej nowoczesny przebój terapeutyczny. Prof. Jan Miodek, językoznawca, Uniwersytet Wrocławski Trudno powiedzieć, ale w kulturze masowej taki czy inny pomysł rozprzestrzenia się w niewiarygodnym tempie. Już to słyszałem nawet w „Szkle kontaktowym”. Pamiętam, że kiedyś serial „Sho-gun” z Richardem Chamberlainem w ciągu jednego dnia spopularyzował w Polsce słowo seppuku, żeńską odmianę harakiri. Ale nie znaczy to, że zachęcałbym naszych sportowców do takich rozpaczliwych aktów. Zalecam większy obiektywizm, ja się nad naszymi nie znęcam i nie twierdzę, że „zawiedli chłopcy z Dortmundu”. Nie czuję się rozczarowany, bo znam nasze miejsce w szeregu. Bałem się, że będzie gorzej, a okazało się, że oni potrafią dłużej utrzymać piłkę. Prof. Stefan Chwin, pisarz, literaturoznawca, kulturoznawca, Uniwersytet Gdański Wykorzystanie tych słów śpiewanych na melodię kubańskiej piosenki „Guantanamera” jest świadectwem napięcia psychicznego w Polsce. Ludzie dopiero teraz zdali sobie sprawę, że mamy już ostry kapitalizm „południowoamerykański” i stąd frustracje, na które nałożyły się jeszcze sportowe wydarzenia. Dotychczas mieliśmy kapitalizm łagodniejszy, na pół gwizdka, ale teraz jest ciężej, więc gdy śpiewamy „nic się nie stało”, rozładowuje się napięcie i wzmacnia przekonanie, że nie należy wszystkiego brać na serio. Obserwuję takie nastawienie w różnych miejscach, w firmach, w urzędach, gdzie każdy czuje, jak trudno jest zdobyć, a potem utrzymać pracę. Napięcie się wzmaga, ale nastroje jeszcze nie są rewolucyjne. Gdyby jednak doszły do nas silniejsze wstrząsy gospodarcze, np. gdyby system europejskiej waluty się rozpadł, to i wybuch byłby pewnie bardziej prawdopodobny. Jerzy Maksymiuk, dyrygent, kompozytor Popularność melodii „Guantanamera” zaprowadziła ją na boiska piłkarskie i nikt się nad tym głębiej nie zastanawiał. Może w tym się wyraża „duch narodu”? Żal mi jednak Franciszka Smudy, bo wiem, że gdyby drużynie poszło lepiej, byłby sławniejszy niż Chopin. Ale te masowe odruchy zawsze były dla mnie niezrozumiałe. Coś chwyci i natychmiast wszyscy powtarzają jakieś słowa. Teraz jest już tak, że nawet na muzykę mówi się muza. Może i ja zamiast Maksymiuk zacznę się podpisywać Maks? Wszystko jest trochę zwariowane. Dla mnie muzyka to jednak bardziej Beethoven niż Sting czy Doda. W tej chwili zajmuję się popularyzacją symfonii skomponowanej przez polskiego premiera. Jakiego premiera? Ignacego Jana Paderewskiego. Nawet królowa wstawała, gdy on się pojawiał na estradzie. Takich idoli ludzie mieli kiedyś. Bogdan Tuszyński, publicysta, historyk sportu Ta piosenka jest popularna, ale nie powinna być popularna do tego stopnia. Bo jednak coś się stało. Byliśmy na mistrzostwach i niczego nie zdobyliśmy. Teraz szuka się winnych, może trener, może prezes. Przede wszystkim drużyna powinna grać lepiej, a oni nie potrafili wykrzesać z siebie entuzjazmu i teraz jeszcze mają pretensje o jakieś bilety. Nie w tym rzecz, nie to jest powodem, lecz słaba gra piłkarzy. Nic w polskiej piłce nie się zmieniło. Prof. Krystyna Skarżyńska, psychologia polityczna, Polska Akademia Nauk Popularność tej piosenki dobrze odzwierciedla rzeczywistość. Bo w istocie nic się nie stało. To tylko sport. Na PKB ani na liczbę miejsc pracy nie ma to żadnego przełożenia. Przegraliśmy, ktoś inny wygrał, ale tłumaczymy sobie, że mistrzostwa to przyjemność, ludzie rzeczywiście się bawią. Europejczycy mają sporo przykrości, więc zrobili sobie święto. Oczywiście nie wszyscy podzielają ten pogląd. Pojawiają się głosy przesadne, bo rzeczywiście nie graliśmy najlepiej, ale niestety bardziej nam wychodzą indywidualne zrywy niż działania zespołowe, nawet na boisku. Notował Bronisław Tumiłowicz Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 26/2012

Kategorie: Pytanie Tygodnia