Część kadry kierowniczej CBŚ próbuje się już ustawiać pod nowe wybory Andrzej Brachmański, b. sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, odpowiedzialny za policję. – Umawialiśmy się na wywiad z wiceministrem, tymczasem rozmawiamy ze zwykłym już posłem… – Cóż, pozwoliłem kierownictwu Komendy Głównej Policji (KGP) na robienie porządków. A to nie wszystkim się spodobało. – Konkretnie, co się nie podobało? – Proszę bardzo – policjant, który pił alkohol na służbie lub pijany siadał za kółkiem, był konsekwentnie wydalany. Nikomu nie odpuszczaliśmy. Zaczęliśmy też tropić przecieki – tym policjantom, którym udowodniono, że są nieoficjalnymi informatorami dziennikarzy, podziękowaliśmy za służbę. – Zostali wydaleni? – Nie, byli to funkcjonariusze z takimi stopniami i w takim wieku, że „zaproponowano” im przejście na emeryturę. Dalej – nie udało się, co prawda, wprowadzić w życie nowej ustawy policyjnej, ale pewne idee zaczęły krążyć w środowisku. Na przykład idea kadencyjności komendantów albo pomysł oceniania pracy policji przez samorządy – zwłaszcza ten ostatni, mocno nielubiany, zapewne dlatego, że wprowadzał element rywalizacji. Naruszyliśmy kadrowe status quo pozostałe po poprzedniej ekipie oraz – dziś widzę to już jasno – po raz pierwszy publicznie powiedzieliśmy, że osławione Centralne Biuro Śledcze (CBŚ) nie jest wcale taką elitarną formacją. Że zwłaszcza na początku, na przełomie 2000 i 2001 r., miało liczne i kompromitujące wpadki. – Która z nich była największa? – To, co działo się ze sprawą PZU. Przede wszystkim zaś fakt, że materiały ze śledztwa na parę miesięcy wylądowały w szafie. Dziś wyjaśnia to Prokuratura Okręgowa w Płocku i mam nadzieję, że nikt nie zmanipuluje jej ustaleń. Bo to skandaliczne zaniedbanie powinno się skończyć aktami oskarżenia dla wysokich funkcjonariuszy CBŚ i nadzorującego ich wtedy zastępcy komendanta głównego, Adama Rapackiego. Za niedopełnienie obowiązków, nie za przestępstwo. – Sugeruje pan, że zaszkodziło panu mówienie o słabościach CBŚ? – Żeby nie było wątpliwości – nie jest to zwykłe mówienie. Przyjrzyjmy się faktom z ostatnich kilkunastu dni. Sprawa Kluka – w tle mamy aresztowanie dwóch policjantów CBŚ z Wrocławia, którzy sprzedawali informacje gangsterom. A to był tylko wstęp, szykują się bowiem kolejne aresztowania wśród oficerów Biura. Łódź – funkcjonariusze CBŚ handlowali narkotykami. Poznań – współpracowali z bandytami. Oto na naszych oczach pryska mit wspaniałego CBŚ. I co się dzieje? Media z ubolewaniem donoszą o nieprawidłowościach, ale zawsze towarzyszy temu refleksja, że są one efektem złego nadzorowania. – Jak pan definiuje dziennikarzy – są podmiotem czy przedmiotem tych rozgrywek? – Moim zdaniem, media z chęci zysku jak przysłowiowa ryba przynętę łykają wszystko, co im się podsunie. Czasami są to informacje prawdziwe, czasami nie. – Skoro twierdzi pan, że media są narzędziem, to ktoś się nim posługuje. Czy prawdą są informacje o dwóch frakcjach wewnątrz policji? O tym, że wśród funkcjonariuszy niezadowolonych z działań MSWiA i KGP najsilniejsza ma być tzw. grupa Rapackiego? – Ja nie mam – a właściwie trzeba już mówić: „nie miałem” – swojej grupy w policji. Gdyby mnie zapytano, ilu ludzi z KGP znam, policzyłbym na palcach obu rąk. Znam komendantów głównych, dyrektorów biur, szefów CBŚ. I to wszystko. Trudno więc mówić o frakcji Brachmańskiego. Natomiast wiele osób przekonywało mnie o istnieniu grupy Rapackiego. Nie mam jednak na to żadnych dowodów. – A incydent w Waplewie, gdzie na naradzie podsumowującej pięciolecie CBŚ miano pana wytupać z sali? – Z tym wytupaniem to lekka przesada… Ale od początku – w dniu, w którym odbywała się narada, w „Super Expressie” ukazała się rozmowa z Adamem Rapackim. Generał żalił się, że „władze chcą zlikwidować CBŚ”. „Nie pozwolę na to, użyję wszelkich środków”, miał powiedzieć dziennikarzom. To była czysta polityka, do której nie mogłem się nie odnieść. Ponadto wkurzył mnie ten zarzut, bo myśmy CBŚ wzmacniali, a nie dążyli do jego rozbicia. W zeszłym roku Biuro otrzymało 200 dodatkowych etatów, i mają być kolejne. A ponieważ mam taki charakter, że mówię prosto w oczy, Rapacki zaś siedział na sali, to mu przyganiłem: „panie generale, proszę nie wprowadzać w błąd opinii publicznej, bo nikt z władz nie ma zamiaru likwidować CBŚ”. No i paru jego popleczników potupało… Czy był to dowód na istnienie frakcji? Nie.
Tagi:
Marcin Ogdowski