Dni Matki

Dni Matki

Odwiedziliśmy mamę tłumnie, wszystkie jej dzieci i osoby towarzyszące, czuła się ważna, kochana i otoczona bliskimi – czyli wprost przeciwnie do tego, jak jeszcze przed miesiącem, w szpitalnej izolatce. Państwowy szpital wypisał ją jako pacjentkę sondowaną, skrajnie wychudzoną i zanemizowaną, a pani ordynator na pożegnanie dała do zrozumienia, że rokowania są kiepskie. Słowem, szukałem dla mamy ośrodka, w którym będzie mogła spokojnie dożyć swoich dni (optymistycznie liczyłem na tygodnie). Nie było już z nią kontaktu werbalnego – w pierwszych dniach hospitalizacji pielęgniarki wyjęły jej protezę i potem tłumaczyły, że „usta się zapadły”, więc szczęki nie da się włożyć z powrotem, potem od niedelikatnie założonego zgłębnika spuchł jej język. Całkowicie unieruchomiona, ręce miała przywiązane do łóżka, co miało uniemożliwić wyszarpnięcie sondy z nosa, potem łaskawie pielęgniarki oswobodziły mamę, ale poowijały jej dłonie bandażami w rodzaj rękawic bokserskich.

Kiedy widziałem ją w szpitalu po raz ostatni, zakażoną złapanym w szpitalu clostridium, otworzyła oczy, a raczej z najwyższym trudem odkleiła powieki, by na mnie spojrzeć, uniosła lekko dłoń i dotknęła mojej koszuli, żeby dać do zrozumienia, że „ładnie się ubrałem”. Od kilkudziesięciu lat każda wizyta u mamy zaczynała się od rytualnej oceny mojego przyodziewku – dzięki temu gestowi wiedziałem, że mama wciąż jest świadoma, co z uwagi na jej stan było informacją zatrważającą. Płakała nocami, wołała bliskich na pomoc, więc szpitalny psychiatra zdiagnozował, że „rozmawia z osobami nieobecnymi i jest nadmiernie pobudzona”, po czym zaordynował odpowiednie środki, po których mama już nie pamiętała, jak się nazywa, więc łacno było zdiagnozować zaawansowany zespół otępienny. 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2024, 23/2024

Kategorie: Felietony, Wojciech Kuczok