Mimo wielu starań i wysiłku włożonego w pracę nad zjawiskiem stygmatyzacji wciąż nie stało się ono wyłącznie przykrym wspomnieniem z dawnych lat. Spotykamy się z nim na co dzień: w pracy, szkole, domu, pośród znajomych, w miejscach, o które nigdy nie podejrzewalibyśmy, iż mogą kogokolwiek piętnować. Społeczna szkodliwość stygmatyzacji jest powszechnie znana i dobrze zbadana. Co jednak z autostygmatyzacją i jej wpływem na proces zdrowienia?
Autostygmatyzacja nazywana jest również samonapiętnowaniem. Nigdy nie pojawia się samoistnie. Zapoczątkowują ją krzywdzące i negatywne osądy ze strony społeczeństwa, które osoba przeżywająca kryzys psychiczny internalizuje i przyjmuje jako własne poglądy oraz oceny na swój temat. Niekorzystne przekonania i często mylne przeświadczenia dotyczą również samego procesu leczenia, niezbędnego na drodze ku zdrowieniu. Autostygmatyzacja prowadzi do silnego lęku przed rozpoczęciem terapii lub farmakoterapii, sprawiając, że osoba potrzebująca może nie zdecydować się na podjęcie leczenia. Jednak czy dbanie o swoje zdrowie psychiczne może być powodem do wstydu? Racjonalnie zapewne wiemy, że nie. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż mamy do czynienia z obawami, które sprawiają, że osoba w kryzysie nie sięga po pomoc.
Potrzeba akceptacji
Grupa społeczna stanowi istotny punkt odniesienia dla większości z nas w życiu. Zaczynając od momentu pójścia do szkoły i poznania rówieśników, po studia, pracę, a następnie nawiązywane znajomości w różnych okolicznościach: bezustannie bierzemy pod uwagę zdanie osób trzecich i mierzymy się z ich opinią. Doświadczając kryzysu psychicznego stajemy się jeszcze bardziej wrażliwi i podatni na wszelakie zranienia. Sama walka z objawami i pojawiającymi się dolegliwościami staje się ciężką, obciążającą pracą, jaką codziennie należy wykonywać. Trudno jest zatem oczekiwać od osoby w pogarszającym się stanie psychicznym przeciwstawiania się innym i tłumaczenia im na czym polega kryzys. Tak samo niemożliwym wydaje się walczyć z osądami, jakie można usłyszeć w gronie znajomych, a które obfitować mogą w liczne stereotypy i uproszczenia dotyczące procesu leczenia. Przekonywanie innych do swojej racji wymaga sporych pokładów siły i energii życiowej. Przypomnijmy sobie dyskusje, jakie prowadzimy w gronie osób o odmiennych od nas poglądach. Jak zazwyczaj się po nich czujemy? Najczęściej pojawia się poczucie przytłoczenia, zmęczenia, a nawet i wyczerpania emocjonalnego. Zaangażowanie się w dyskusję i udowadnianie swojej racji jest procesem wymagającym aktywnego uczestnictwa i wielu pokładów stabilności psychicznej. Zdecydowanie bardziej dostępne dla osoby w kryzysie staje się wycofanie i rezygnacja z rozmowy. Do czego jednak może to doprowadzić?
Bańka negatywnych przekonań
Poczucie braku akceptacji ze strony innych znajomych zamyka osoby w kryzysie w bańce negatywnych przekonań na swój własny temat. O wiele łatwiej jest wtedy nie przyznać się do tego, z czym się zmagamy, niż narażać na dodatkowe obciążenia. Osoba nie dzieli się z nikim ani swoimi przeżyciami, ani podjętym leczeniem i jego skutecznością. Obawa przed odrzuceniem i wykluczeniem z grupy społecznej zmusza do udawania i podjęcia gry „nic złego się nie dzieje”. Zażywane leki ukryte zostają w najdalszej części szuflady, umówione wizyty lekarskie przemilczane, a kolejne postępy wypracowane na terapii pominięte w codziennej rozmowie. Zauważamy, jak piętrzą się kłamstwa na temat nas samych, jednak wizja pozostania samemu lub wyśmiania ze strony znajomych sprawia, że boimy się to zmienić. Powstaje pytanie na ile relacje, które widzieliśmy jako bliskie i zażyłe w rzeczywistości są właśnie takie. W sytuacji autostygmatyzacji i następującej po niej izolacji emocjonalnej zdecydowanie pogarsza się jakość relacji społecznych. Przede wszystkim tracimy na autentyczności i zaczynamy żyć w kłamstwie, co staje się niezwykle trudne do przełamania. Bo czy jest możliwe, aby zaryzykować tak wiele po to by uzyskać akceptację? Szczególnie, kiedy sami uważamy, że na nią nie zasługujemy?
Przełamać autostygmatyzację
Autostygmatyzacja jest w stanie zniszczyć niejedną relację i zabrać możliwość na uzyskanie wsparcia i podjęcie efektywnego leczenia. Co możemy zrobić? „Zmienianie świata zacznij od siebie” – chociaż może brzmieć bardzo prosto, staje się najlepszą poradą i uniwersalnym przekazem do tego, co jest w zasięgu naszego działania. Bądźmy uważni na wszelkie sygnały z naszego otoczenia i pamiętajmy, jak trudno jest prosić o pomoc w sytuacji kryzysu psychicznego. Być może dzięki temu podejdziemy do bliskich nam osób z większą wyrozumiałością i otwartością.
Katarzyna Kołacka – absolwentka psychologii na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Seksuolog kliniczny. W trakcie kursu psychoterapii.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy