Za nikogo ręki w moim prokuratorskim otoczeniu nie dam sobie uciąć, ale nie było w nim ani idiotów, ani krwiopijców Około dwóch miesięcy przed zaskakującym dla mnie i wielu awansem byłam na pewnej naradzie w Komitecie Wojewódzkim. Dokładnie już nie pamiętam, dlaczego akurat byłam tam ja oraz mój bezpośredni szef i jeszcze jeden z kolegów. Faktem jest, że byliśmy tam w trójkę, jako przedstawiciele miejscowej Prokuratury Rejonowej. (…) Narada miała miejsce w sali kolumnowej Komitetu Wojewódzkiego, tam, gdzie jest obecnie sala kolumnowa Sądu Apelacyjnego. Byłam tam wtedy po raz pierwszy, więc się rozglądałam. Na ścianie szczytowej wisiał portret Lenina oraz polska flaga rozpostarta na całej niemal powierzchni. Warto dla prawdy historycznej przypomnieć, że od czasów usunięcia ze stanowiska ówczesnego I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki w 1970 r., w Polsce, w miejscach publicznych zaprzestano wieszania portretów osób piastujących najwyższe stanowiska w państwie. Od chwili nastania ery Edwarda Gierka portretów dostojników partyjnych i państwowych już na ścianach nie wieszano. W sali kolumnowej Komitetu Wojewódzkiego portret Lenina był jak najbardziej na miejscu w tamtych czasach, podobnie jak portret Karola Marksa. W miejscach oficjalnych, ale niezwykle rzadko, dodawany bywał Fryderyk Engels jako trzeci mędrzec marksizmu. Trudno powiedzieć, według jakiego klucza czasem go wieszano, a czasem nie. (…) Sala kolumnowa była duża, nawet ogromna, jeśli się zważy, że w tamtych czasach budowano na ogół małe pomieszczenia i pokoje. (…) Gdy znalazłam się w niej pierwszy raz jesienią 1980 r., była duża i okazała, jak na tamte czasy, ale zasługiwała na jedno określenie: siermięga! Wszystko było siermiężne: i biały kolor ścian, i ledwo zaznaczone sztukaterie w kątach sufitu, i odrapane nieco kolumny. Nie odbiegały od tej oceny stoły i krzesła. Zdziwiłam się, że sala kolumnowa, o której czasem słyszałam, że jest najważniejsza w Komitecie Wojewódzkim, a przez to w województwie, jest taka… byle jaka! (…) Faktem jest, że widmo strachu tamtego dnia zobaczyłam, ale nie z powodu sali, lecz z powodu wszystkiego, co stało się w trakcie narady. Chcąc być dokładną, muszę stwierdzić, że po tamtej „naradzie” przestałam rozumieć znaczenie tego słowa. (…) Dzień narady był szczególny, ponieważ był to 12 października 1980 r. Wówczas, w tym dniu, było święto Wojska Polskiego, zwanego Ludowym, które wprawdzie oficjalnej takiej nazwy nie nosiło, ale odbierane było jako formacja pozostająca w ścisłym związku z ludem (cokolwiek to znaczy). Na naradzie żołnierze w mundurach byli nieliczni, ale zauważalni. Dramatyzm związany z tym dniem brał się stąd, że za dwa dni, na 14 października, NSZZ Solidarność wyznaczył, po raz kolejny zresztą, strajk ogólnopolski. Jak Polska długa i szeroka, nikt nie miał wątpliwości, że planowany strajk miał być elementem konfrontacji siły tego związku z władzą. Napięcie w kraju rosło powoli, ale skutecznie i robiło się naprawdę gorąco. Nikt nie wiedział, co może się stać, ale wszyscy wiedzieli, że z konfrontacji mógł wyjść wyłącznie jeden zwycięzca. (…) Sala kolumnowa była pełna ludzi, bo wszyscy, którzy mogli tu przyjść i wejść, przyszli. Każdy chciał się dowiedzieć, co mówi się w Komitecie Wojewódzkim o nadchodzącej konfrontacji. Dla ludzi nieposiadających dostępu do źródeł ściśle poufnych Komitet był jedynym miejscem, gdzie krążyły informacje zbliżone do aktualnych, a nawet prawdziwych. Tak się powszechnie sądziło, i to niezależnie od tego, czy była to prawda, czy nie. Z drugiej strony było oczywiste, że nikt nie zwołuje kilkudziesięciu lub kilkuset osób do KW ot tak, po nic. Na początku, gdy strajki dopiero zaczynały wchodzić w naszą rzeczywistość, zwoływano ludzi dla samego odfajkowania odbycia narad, nie przekazując żadnych informacji poza tymi, które można było spotkać w mediach. To była demokracja sterowana, ale trudno się dziwić, przecież opowiadam o PRL! (…) Rzeszowszczyzna, zwana dzisiaj nie wiadomo dlaczego Podkarpaciem, nigdy nie była traktowana jako pierwsza liga polityczna i tak jest nadal, mimo upływu dziesiątków lat! To się odrobinę zmienia z powodu znaczenia lotniska w Jasionce, ale tylko odrobinę. Trudno więc było się dziwić, że i tym razem zamiast kogoś znanego z gazet lub telewizora na spotkanie z rzeszą ludzi przysłano zaledwie lektora Komitetu Centralnego. Co to była za funkcja? Już wtedy nie do końca było