Do pracy jak na wojnę

Do pracy jak na wojnę

Gdy robotnik ginie na budowie, mało kogo to teraz obchodzi Inwestor oświadczył, że krakowską galerię handlową Bonarka City Center (reklamowaną jako największy w Polsce kompleks handlowo-rozrywkowy) budowano bezpiecznie: „Codziennie czuwa nad tym 55 inżynierów budowy. Dodatkowo – aby przy tak wielkiej grupie pracujących robotników wzmóc bezpieczeństwo – budowa została objęta stałym nadzorem ze strony Okręgowej Inspekcji Pracy w Krakowie. Przeprowadzono cykl szkoleń dla podwykonawców – w ramach kampanii »Pracuj bezpiecznie na wysokości«”. Spadł z dachu i tyle 9 września 2009 r. Jacek F., 25-letni robotnik pracujący przy budowie Bonarki, spada z wysokości ok. 9 m. Po kilkunastu godzinach umiera w szpitalu. Jacek F. był stażystą z urzędu pracy. W tym dniu pracował przy wykonywaniu wycięć w pokryciu dachu Bonarki. Potem inna firma podwykonawcza miała wycinać otwory w blasze pokrycia, a kolejna montować na nich tzw. cokoły, czyli kołnierze wyprowadzające przewody wentylacyjne na dach. Po zamontowaniu cokołów dodawano do nich izolację. Wykonano siedem takich otworów. Były blisko siebie. Około godziny 15 na dachu w pobliżu miejsca wypadku znajdują się tylko ludzie z firmy, w której pracuje Jacek F. Zaraz mają kończyć pracę. Muszą jeszcze tylko zabezpieczyć przed deszczem jeden odsłonięty wlot. Podnoszą leżącą najbliżej płytę szalunkową. Nie widzą, że pod nią znajduje się niezabezpieczony otwór wentylacyjny. Jacek F. idzie z tyłu. Człowiek niosący płytę z drugiej strony nie widzi go. Jest odwrócony plecami. Czuje tylko, jak płyta, którą nieśli, nagle opada. Tego samego dnia, około południa, do Okręgowego Inspektoratu Pracy w Krakowie mejlem zostaje wysłana skarga: „Pracownik wykonujący obróbki blacharskie na skraju dachu nie posiadał zabezpieczeń przed upadkiem z wysokości!” (dwa ostatnie słowa podkreślono). Do tekstu dołączono dwa filmiki, na których widać ludzi pracujących na wysokości bez zabezpieczeń. Mejl nie dochodzi. Skarga trafia do OIP następnego dnia. Za późno – „stały nadzór ze strony Okręgowej Inspekcji Pracy” tym razem nie wystarczył. Nic do zarzucenia Rzeczniczka krakowskiego OIP: – Nie jesteśmy w stanie objąć równolegle kontrolą całej budowy w jej każdym punkcie i przez cały czas. Przy budowie Bonarki inspektorzy byli systematycznie, monitorując prowadzone prace na różnych etapach realizacji i niezwłocznie reagując na stwierdzone nieprawidłowości. Żaden nadzór ze strony Inspekcji Pracy nie zwalnia pracodawcy od obowiązków względem bezpieczeństwa. Zmienny front robót powoduje, że zagrożenia na budowie zmieniają się z każdą chwilą. Czy mimo to inspektorzy niczego nie zauważyli? Czy ktoś jeszcze im się skarżył? – Jeżeli skarga dociera do Państwowej Inspekcji Pracy, nigdy nie pozostaje bez rozpatrzenia – zapewnia rzeczniczka – nie może być jednak anonimowa. W tej sprawie nie mamy sobie nic do zarzucenia. Skarga, która wpłynęła do OIP 10 września, nie była anonimowa. Dzień przed wypadkiem wysłał ją mejlem, a następnego dnia zaniósł do OIP pan W., który dopiero teraz chce pozostać w ukryciu. Pan W. widzi zbyt dużo Pan W. mieszka w okolicy. Często przejeżdża tramwajem obok Bonarki. Prosi, żeby jeszcze raz spojrzeć na filmy. Na jednym – jak tłumaczy – mężczyzna wykonuje obróbki blacharskie. Wygląda to tak, jakby pracował pół metra nad ziemią. Dopiero patrząc z oddali, w szerszym ujęciu, można się zorientować, jak wysoko jest ten człowiek. Drugi film: betoniarze pracują na skraju dachu. Są nieprzypięci. Gdyby któryś z nich stracił równowagę, spadłby z wysokości 10 m. Pan W. od 35 lat jest specjalistą BHP. Pracował przy budowie wielu osiedli, które do dziś służą ludziom. Osiedle Tysiąclecia w Myślenicach, osiedle Bukowska w Skawinie, osiedle Krakowska w Krzeszowicach… Na każdym z nich W. potrafił przerwać budowę, gdy tylko zauważył, że komuś coś zagraża. Pracował też w hipermarkecie Hit – pierwszym w Krakowie. W. chodził tam, pilnował, sprawdzał i doradzał, więc po dwóch miesiącach pracy osobiście zadzwonił do niego prezes spółki i zaproponował, żeby W. sam się zwolnił, bo inaczej go wyrzucą. Zagraniczny inwestor wolał behapowca, którego nie musiał bez przerwy oglądać. A już na pewno nie chciał takiego, który tłumaczy ludziom, gdzie mogą składać skargi. Gdyby – jak mówi pan

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 21/2012

Kategorie: Kraj