Od 2001 roku dokonano w Bułgarii 150 morderstw na przedsiębiorcach, politykach i dziennikarzach. W Sofii w ciągu trzech lat uprowadzono 15 osób Nowiutki, żółtopomarańczowy lamborghini murcielago LP 640 zaparkowany na chodniku zagradza przejście dla pieszych na skrzyżowaniu ul. Wasyla Lewskiego i Rakowskiego w śródmieściu Sofii. Policjant stojący kilka kroków dalej udaje, że nie widzi samochodu. Pół godziny później pojawia się młody mężczyzna w skórzanej kurtce, właściciel bryki za 280 tys. euro, i ostro rusza z chodnika. Policjant zatrzymuje samochód, ale nawet nie prosi kierowcy o dokumenty. Rozmowa trwa kilkanaście sekund, funkcjonariusz macha ręką, że droga wolna, i lamborghini odjeżdża. Takie i podobne sytuacje z udziałem supersamochodów różnych marek, których kierowcy bezkarnie dają pokazy w stylu „mnie wolno wszystko”, można obserwować na ulicach stolicy Bułgarii wiele razy dziennie. Tym razem jednak scena została nakręcona przez kogoś amatorską kamerą i pokazana w bułgarskiej telewizji publicznej jako „typowy sofijski obrazek”. W sofijskich popołudniówkach zaczęły też ukazywać się zdjęcia ferrari i mercedesów najwyższej klasy parkujących niefrasobliwie w niedozwolonych miejscach pod klubami nocnymi i stojących w pobliżu policjantów, którzy sprawiali wrażenie, jakby ich pilnowali na prośbę właścicieli. Wkrótce po pokazaniu przez telewizję BTV scenki z lamborghini przedstawiciel Prokuratury Generalnej zapewnił telewidzów, że podjęte zostaną kroki w celu ustalenia właściciela samochodu i sprawdzenia jego legalnych dochodów. Dodał, że państwo stworzyło do badania przypadków nielegalnego wzbogacenia się „odpowiednie wyspecjalizowane organy”. Po długiej serii skandali korupcyjnych z udziałem ministrów i ujawnieniu powiązań mafijnych wysokich urzędników powstała przed przyjęciem Bułgarii do Unii Europejskiej w 2007 r. prawie 300-osobowa komisja. Została powołana do tropienia m.in. nielegalnych dochodów. W jej skład weszli przedstawiciele organów wymiaru sprawiedliwości i eksperci. Skok na unijne pieniądze Mimo powstania komisji bułgarski wymiar sprawiedliwości pozostawał pełen tajemnic. Nieskuteczność walki z przestępczością zorganizowaną i korupcją urzędników sprawiła, że Unia Europejska zaczęła badać na początku zeszłego roku sposób wykorzystania funduszy unijnych przeznaczonych m.in. na budowę dróg. Stwierdziła, że w blisko 50 przypadkach doszło do rozkradzenia środków unijnych. Komisja Europejska nie miała innego sposobu wywarcia presji na rząd socjaldemokratycznego premiera Sergieja Staniszewa, rządzącego w koalicji z małą partią liberalną i partią mniejszości tureckiej, niż zawieszenie pomocy unijnej dla Bułgarii. Nastąpiło to wiosną ub.r., gdy wyszło na jaw, że przetarg na „sztandarową” inwestycję za pieniądze Unii Europejskiej – budowę obwodnicy sofijskiej – został „kupiony” za łapówkę. To samo, jak ustaliła bułgarska Agencja Inspekcji Finansowej, dotyczyło połowy pozostałych przetargów na wykonanie inwestycji finansowanych przez UE. W kilku przypadkach firmy, które zainkasowały środki unijne, po prostu nie wykonywały zleconych im robót. Wymienianie nazwisk urzędników państwowych, którzy zostali zdjęci ze stanowisk w związku z podejrzeniem o rozdzielanie funduszy unijnych za łapówki lub wśród swych znajomych i krewnych, zajęłoby w tym tekście zbyt wiele miejsca. Zresztą „Przegląd” robił to już parokrotnie w ostatnich latach. Wybryki posiadaczy fortun niewiadomego pochodzenia na sofijskich ulicach to tylko folklor w porównaniu z bezkarnością najgroźniejszych przestępców. Od 2001 r. dokonano na terenie Bułgarii 150 morderstw na zlecenie na przedsiębiorcach, politykach i zbyt dociekliwych dziennikarzach. W tym czasie uprowadzono dla okupu 25 osób. Według prokuratora Sofii, Nikołaja Kokinowa, w samej stolicy Bułgarii w ciągu ostatnich trzech lat doszło do 15 uprowadzeń dla okupu. Być może – powiedział prokurator – liczba ta jest większa, bo rodziny porwanych nie zawsze zawiadamiają policję w obawie o ich życie. Przed dwoma tygodniami zapadł dopiero drugi w ciągu ośmiu lat wyrok za te zbrodnie. Na siedem lat pozbawienia wolności zostali skazani Iwo Metodiew i Janko Wataszki. Porwali oni w 2002 r. jordańskiego biznesmena Mohameda Attiego. Innego skazanego w ubiegłym roku na siedem lat za morderstwo na zlecenie policja złapała w tych dniach na jednej z ulic stolicy. Dzienniki pytają, co przestępca robił na ulicy, skoro władze nie informowały, jakoby miał uciec z więzienia. „Niewykrywalni” Jeśli chodzi o porwania dla okupu, perspektywy ich ukrócenia w najbiedniejszym dziś i szybko pauperyzującym się kraju Unii Europejskiej są, według bułgarskich ekspertów, nie najlepsze. Zdaniem anonimowego eksoficera policji,
Tagi:
Mirosław Ikonowicz