Kancelaria premiera czyta właśnie raporty spółek skarbu państwa, dotyczące kasy wydanej na marketing, komunikację z rynkiem, troskę o własny wizerunek i sponsoring. Można przypuszczać, że rząd przede wszystkim chce się dowiedzieć, ile jest tych pieniędzy, bo każda taka kupka grosza w zasięgu ręki to w razie potrzeby prawdziwy skarb, na dodatek niewymagający kosztownych poszukiwań ani poważnego tłumaczenia się. Jeszcze minister Michał Dworczyk nie powiedział, do czego są mu potrzebne zebrane raporty, a już się pojawiły w kołach niechętnych tej władzy jakieś insynuacje. Obecny rząd jest znany z uszczelniania dopływów gotówki, więc nic dziwnego, że teraz chciałby dokładniej się przyjrzeć odpływom. Jakiś człowiek małej wiary natychmiast podniósł alarm, że to na pewno chodzi o nową czarną listę, spis osób, firm, celów i adresów, którym nie należy powierzać żadnych środków państwowych na żadne eventy i kampanie, nawet gdyby miały one przynieść największe pożytki zamawiającemu, czyli skarbowi państwa. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów rozprawiła się natychmiast i stanowczo z niegodziwym, trzeba przyznać, podejrzeniem, oświadczając publicznie, że nie sporządza żadnych czarnych list. Z podobnie niedostatecznie przemyślanym pytaniem ktoś niedawno zwrócił się do prezesa rządowej telewizji. Został odprawiony równie kategorycznie. Oczywiście, że nie ma czarnych list, więc tym bardziej nie wiadomo, skąd ludzie czerpią energię do powtarzania tych samych, niemądrych pytań. Z pewnością w ostatnim czasie było kilka omyłek w kierowaniu środków na reklamę i public relations pod adresy niegwarantujące właściwej stopy zwrotu dla pojedynczych inwestycji spółek państwowych. Ktoś więcej obiecywał inwestorowi, niż mógł dać. Ktoś załatwił zlecenie przez teścia albo znajomą siostry prezesa. Nadszedł więc czas, żeby skasować dotychczasową rutynę i tak zracjonalizować zamówienia, by nie było wątpliwości, że w państwowych spółkach chodzi o biznes i interes państwa, właściciela tego biznesu. I po to jest ten przegląd w KPRM. W działach marketingu i PR wszelkich państwowych spółek tyle jest dzisiaj braci i sióstr, mam, żon i kochanek prominentnych urzędników, świetnych kandydatów na sprytnie opłacone „polisy ubezpieczeniowe” różnych biznesów, że niezbędna jest nowa para oczu do zweryfikowania list wszelkich dotychczasowych beneficjentów kasy państwowej. Dodatkowo potrzebna będzie górnicza latarka do poświecenia hydraulikowi, który sprawdzi stan techniczny i kierunki starych odpływów z tego źródełka. Już w samej informacji o nowej inicjatywie ministra Dworczyka dostrzegam zalążek „prezentu”, który należy się PRZEGLĄDOWI. Bo dłużej tak być nie powinno, że poważnego tygodnika opinii w Polsce nie ma na liście partnerów biznesowych. Wydawcy PRZEGLĄDU należy się status potencjalnego partnera medialnego każdej spółki skarbu państwa, partnera równoprawnego z innymi tytułami prasowymi. Nie będę wskazywać palcem, kto po kumotersku trafił na listę albo komu z tego towarzystwa nie należy się aż tyle za marną usługę, bo np. telewizji, wbrew wszelkiej logice, trzeba właśnie dosypać, ponieważ wkurzyła mec. Romana Giertycha i zaraz może się przekonać, że za lekkomyślne słowa płaci się dużą karę. Pewne jest, że wielka niesprawiedliwość rządzi codzienną praktyką współpracy spółek skarbu państwa z mediami. Tak samo jak pewne jest istnienie reguł, według których dałoby się wprowadzić rządy sprawiedliwości do tej praktyki. Dzisiaj może to zrobić, niekoniecznie w związku z dniem św. Mikołaja, Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. W perspektywie odleglejszej będzie można chyba liczyć na zreformowane sądownictwo. Żeby było tak jak w Ameryce. Nawet Biały Dom nie może odmówić akredytacji dziennikarzowi za to, że się pokłócił z prezydentem, bo znajdzie się sędzia, który w ramach zabezpieczenia powództwa wobec administracji każdego pałacu nakaże, przynajmniej do zakończenia procesu sądowego, przywrócić tę akredytację. A ze sprawiedliwością w spółkach poradzi sobie pierwsza za rogiem kancelaria prawna. Fot. Krzysztof Żuczkowski Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint