Pośród różnej maści oszustów mamy i takich, którzy liczą na zmęczenie swoich ofiar 82-letni Antoni Lechocki z Olsztyna od kilku lat próbuje wyrwać od swojego dłużnika jakikolwiek grosz z ponad 300 tys. zł zaległości. Samotny emeryt, który spędza starość w domu pomocy społecznej, przyznaje się do błędu. Zaufał Markowi R., znajomemu handlarzowi nieruchomości, z którym podpisał umowę na kupno działki, choć prawo pierwokupu miał samorząd miejski. Ryzykował jednak niewiele, bo w akcie notarialnym zaznaczono, że gdyby ratusz jednak zdecydował się działkę kupić, dotychczasowy właściciel zwróci panu Antoniemu należność plus odsetki. A jak to mówią, najlepszą lokatą kapitału są odsetki. Kiedy więc urząd miasta skorzystał z prawa pierwokupu, Marek R. zapewniał emeryta, że nie ma czego się obawiać, a jeszcze na tej transakcji zarobi. Zanim wierzyciel umrze Tymczasem pieniądze na konto pana Antoniego nie wpływały. Emeryt przypominał się dłużnikowi, ten zapewniał, że chociaż chwilowo ma zator płatniczy, ale już jutro, najpóźniej pojutrze sobie z tym poradzi i rachunek ureguluje. Po pewnym czasie wpłacił nawet 2 tys. zł, potem jeszcze raz taką samą kwotę i na tym się skończyło. Zdesperowany emeryt poszedł w końcu do sądu, gdzie uzyskał tytuł do egzekucji należności, której ściągnięciem zajął się komornik. Jednak bez skutku, Marek R. bowiem zdążył przeprowadzić rozdzielność majątkową z żoną, a sam rzekomo miał puste kieszenie. Antoni Lechocki zgłosił sprawę do prokuratury, ale ta umorzyła postępowanie, ponieważ dłużnik „wykazał dobrą wolę”, spłacając owe drobne kwoty. A że nie wiodło mu się w interesach, więcej nie mógł, chociaż się zaklinał (również wobec dziennikarza), że bardzo się stara. Lechocki pisał skargi nawet do ministra Ziobry, jednak sprawa wróciła do prokuratury rejonowej, skąd nadeszła taka sama odpowiedź jak za pierwszym razem: dłużnik wykazał dobrą wolę, ale nie mógł dalej spłacać, bo nie miał z czego. – Wiem jednak, że ukrywa nieruchomości i chyba czeka, aż umrę – konstatuje pan Antoni. Nie doczekał natomiast swoich pieniędzy Zdzisław Zarzycki z Mrągowa. Zmarł dwa lata temu. Już wcześniej zapadł na chorobę nowotworową i m.in dlatego, wraz ze swoim wspólnikiem Markiem Kazułą, postanowili zakończyć działalność gospodarczą. Po 13 latach prowadzenia agencji ochrony mienia Grom odsprzedali swoje udziały w spółce Zbigniewowi S. i jego synowi Marcinowi. Nabywcy mieli u dotychczasowych właścicieli jak najlepsze notowania. Marek S. był na tyle lojalnym kierownikiem oddziału firmy w Węgorzewie, że została tam zatrudniona także jego córka Katarzyna, a dorywczo dorabiał w niej syn Marcin. Według umowy obaj mieli zapłacić za udziały spółki po 187 tys. zł. Czyli w sumie 374 tys. zł, gdyby płacili od ręki. Umowa nie przewidywała jednak żadnych sankcji w wypadku ociągania się ze spłatą, co nowy właściciel skrzętnie wykorzystał. – Na początek zapłacił nam po 30 tys. zł i na tym poprzestał – wspomina Marek Kazuła. – Zaczął narzekać, że za drogo wyceniliśmy firmę. Okazało się, że nie ma żadnego kapitału, a bank nie chciał mu przyznać kredytu. Wyrok bez egzekucji – On od samego początku szukał pretekstu, by nie płacić – dodaje Robert Zarzycki, syn Zdzisława, który próbuje sfinalizować sprawę. Najbardziej nie może przeboleć, że kiedy chory na raka ojciec prosił Zbigniewa S. o choćby 50 tys. zł na leczenie, ten kpił z niego, że symuluje chorobę. Obiecał, że jak Zarzycki umrze, pieniądze dostaną jego dzieci. Chociaż przejął nie tylko sprzęt, transport, bazę danych i wypracowaną już markę agencji, ale do tego lokal niebędący własnością spółki i 73 tys. zł należności od jednego z klientów. Robert Zarzycki dodaje, że do tego nowy właściciel nie płacił ubezpieczenia za przejęte samochody firmowe, więc komornik potrącał zaległości z… emerytury jego ojca. W końcu poprzedni szefowie wnieśli pozew do sądu gospodarczego w Olsztynie. Pod koniec maja 2015 r. zapadł wyrok, zgodnie z którym Zbigniew i Marcin Sz. zostali zobowiązani do solidarnej zapłaty prawie 400 tys. zł. Wyszło w sumie tyle, bo doszły odsetki od momentu podpisania umowy, czyli od 31 lipca 2013 r. Wyrok sądowy uprawniał jednocześnie komornika do egzekucji długu oraz polecał „wszystkim organom, urzędom oraz osobom, których to może