Piosenkarka i celebrytka Dorota Rabczewska „Doda” wygrała po 13 latach z Polską (w znaczeniu: państwem polskim) przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Otrzyma 10 tys. euro, ale to najmniej ważne. W 2009 r. w jednym z setek udzielanych wywiadów gwiazda rzuciła beztrosko zdanie, że „bardziej wierzy w dinozaury niż w Biblię”, bo „ciężko wierzyć w coś, co spisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła”. Kiedy dociekliwy i czujny dziennikarz, pełen precyzji godnej lepszej sprawy, po prokuratorsku dopytał, o kim mówi, odpowiedziała: „O tych wszystkich gościach, którzy spisali te wszystkie niesamowite historie”. I się zaczęło, polskie państwo stanęło na baczność i ruszyła nieruchawa kiedy indziej machina „sprawiedliwości”. Policja wszczyna śledztwo, prokuratura sporządza pracowicie akt oskarżenia, sąd jeden, sąd drugi skazują Dodę. Za co? Ach, ach, za „obrazę uczuć religijnych”. Czyich? Jak? Nie bardzo wiadomo, ale nie o to chodzi, żeby było wiadomo. Nieprzejęty jeszcze wówczas i niesprywatyzowany przez potworne PiS Trybunał Konstytucyjny w 2015 r. nie ma wątpliwości: karalność za obrazę uczuć religijnych jest zgodna z ustawą zasadniczą. Doda jest jednak kobietą hardą i inteligentną, nie musi, ale walczy. Jest niezależna finansowo – również z tego powodu może sobie na takie kilkunastoletnie zmagania pozwolić. Autorytet TK jej nie przekonuje, nie klęka przed polskim kołtunem, umocowanym w kuriozalnym prawodawstwie, kieruje sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, korzystając ze swoich praw Europejki. Teraz zapada rozstrzygnięcie. Te 10 tys. euro zapłaci Dodzie Polska. Można powiedzieć, że to grosze w porównaniu z ponad 200 mln euro, które Polska ma zapłacić za niewykonanie postanowienia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej nakazującego zawieszenie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Paradoksalnie wyrok w sprawie Dody i jej brawurowych wywodów parabiblistycznych wpisuje się pięknie w rozkwitający jak tysiące pokrzyw spór polskiej władzy z całą kulturą tzw. Zachodu. Jeden z intelektualnych filarów tejże władzy, onegdaj dobrze rokujący socjolog, od kilkudziesięciu lat żyjący na tym obrzydliwym Zachodzie (w Niemczech!!!) i na dodatek pobierający kosmiczne wynagrodzenie europosła, Zdzisław Krasnodębski, jeszcze w sierpniu tego roku ruszył do szturmu godnego rycerza krucjat. „Zachód stanowi dla Polski większe zagrożenie niż putinowska Rosja. (…) Na Rosję trzeba mieć HIMARS-y, abramsy. Natomiast żeby sobie poradzić z Unią, opanowaną przez te siły dla nas niesprzyjające, które ją wzięły jakby w jasyr, odzyskać dla nas wszystkich instytucje europejskie – to wymaga większego wysiłku organizacyjnego, intelektualnego. W tym sensie to jest większe niebezpieczeństwo”. Tak, Unia jest obca ze swoimi prawami człowieka w miejsce prawa do karania za coś, czego nie da się wyjaśnić, opisać, nazwać: za obrazę świętych uczuć religijnych. A może jednak trzeba sobie głośno powiedzieć, że to Polska jest obca, nieprzystająca, kościółkowo zacofana? Archaiczna i śmieszna w swoim religianckim, opresyjnym konserwatyzmie, który kwitł tutaj w najlepsze, zanim PiS przejęło TK, żeby bezkarnie stanowić inne złe prawa. Kiedy stary „porządek” (w rozumieniu: układ, system, paradygmat rządzenia) odchodzi, nigdy nie dzieje się to nagle, w jednym momencie. To proces, który zwalnia i przyśpiesza, niekiedy zatrzymuje się i nawet cofa. Tak było w całej Europie. Jednak jego kluczową cechą jest to, że jest nieuchronny i nie do zatrzymania. Kościół i ten typ myślenia o jego uprzywilejowanej roli w nowoczesnym społeczeństwie (którego instytucjonalnym przejawem jest m.in. prawo ochrony uczuć religijnych) swojej dawnej pozycji nie utrzyma żadną miarą, straci wiele lub wszystko. Stąd te paroksyzmy zaklinania rzeczywistości i histeryczna szamotanina poobrażanych religiantów. Przyszłość należy do wolności od tak interpretowanej, uprzywilejowanej religii. Wolności, o którą miała odwagę się upomnieć w swojej sprawie Doda. Pozornie w swojej. W istocie zrobiła to w naszym, najlepiej rozumianym wolnościowym interesie. I wygrała. Bo Europa już dawno tę lekcję odrobiła. I jakkolwiek by to zabrzmiało, ruszamy z Dodą na piersiach, alleluja, do przodu, do mniej obskuranckiego i nie tak pełnego hipokryzji świata. Z Polską lub bez niej. Ten dzień, w którym zniknie z polskiego Kodeksu karnego zapis o karaniu za obrazę uczuć religijnych, uczyniłbym świeckim świętem. I za to najserdeczniej dziękuję Dodzie. Wyrwała cegłę z muru. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint