Żyjemy w momencie, w którym historia z leniwego stępa przeszła do kłusa i szykuje się do galopu. Najprawdopodobniej, bo nie jestem wróżką ani futurologiem. Ale dynamika polityczna się zagęściła. Tym samym powoduje rozchwianie dotychczasowego systemu; narasta poczucie chaosu i zagrożenia, budzi się strach, dawne demony wychodzą z ukrycia. Rodzą się z kryzysów, które wstrząsnęły światem w ostatnich kilkunastu latach i kilku miesiącach. Od kryzysu finansowego, poprzez pandemię, kryzys energetyczny i klimatyczny, aż do przygrywki do wojny światowej – agresji Rosji na Ukrainę i wszystkiego, co się kryje za tymi wydarzeniami. Jesteśmy, porzucone dzieci końca historii, w szoku i przerażeniu. Jesteśmy zatem łatwym celem. My – ludzie, my – nasz świat, my – nasze marzenia i oczekiwanie zmiany. Czas wrócić do lektury „Doktryny szoku” Naomi Klein, puszczając mimo uszu doraźne kwękania na nią, że nie stoi w jednym szeregu z Pentagonem w sprawie wojny w Ukrainie. Nie chcę teraz się zajmować zachodnio-lewicową perspektywą, oceną przyczyn i źródeł rosyjskiej agresji wojennej. Naomi Klein, kanadyjska dziennikarka i aktywistka, publikując „Doktrynę szoku” w 2007 r., przywołała na wstępie cytat z dokumentu „Shock and Awe: Achieving Rapid Dominance” (Szok i przerażenie, jak zdobyć szybką przewagę), doktryny militarnej przyjętej przez armię USA w trakcie inwazji na Irak w 2003 r. Czytamy tam: „Operacje wojskowe »Szok i przerażenie« mają na celu wywołanie strachu, poczucia zagrożenia oraz sianie spustoszenia na tak dużą skalę, by przekraczały zdolność pojmowania zarówno całego społeczeństwa, jak i poszczególnych grup społecznych oraz władz. Także zjawiska przyrodnicze jak tornada, huragany, trzęsienia ziemi, powodzie, niekontrolowane pożary, klęski głodu oraz epidemie chorób zakaźnych mogą wywoływać skutki zbliżone do tych, jakie niosą ze sobą operacje »Szok i przerażenie«”. Brzmi znajomo? Od dłuższego czasu przebywamy w oparach tego „szoku”, po raz kolejny i kolejny. Ten okres jest dla wielu z nas czasem rozbicia, niepokoju, lęków, poczucia zagubienia. Nie dla wszystkich jednak. W szczególności nie dla polityków i biznesu. Dla nich to czas żniw, przewartościowań, zmian frontów, to czas małych, większych i gigantycznych dywersji świata, w którym żyliśmy. Naomi Klein na przykładach wojny z terrorem po 11 września 2001 r., huraganu Katrina i powodzi w Nowym Orleanie czy upadku ZSRR pokazała narodziny i rozkwit kapitalizmu kataklizmowego, uwiąd demokratycznych reguł zredukowanych do aktu wyborczego, bezradność i słabość instytucji wsparcia i solidarności w konfrontacji z brutalnym rynkiem oraz dyktatem ponadnarodowych potęg biznesowo-kapitałowych. To dzisiaj dzieje się ponownie i z całą mocą. Wiemy niewiele i bez pewności. Media są elementem tego „szoku”. Spójrzmy tylko na nasze lokalne, polskie, prowincjonalne podwóreczko. Przy okazji pandemii natychmiast ruszyli do akcji mali kombinatorzy podwieszeni pod obecną władzę – macherzy od byle jakich maseczek (ale w obecności kamer telewizyjnych wyładowywanych z największego samolotu transportowego świata) i przepłaconych respiratorów. Biznesiki i przewały na drobne kilkaset, kilkadziesiąt, kilka milionów złotych. I, co ważniejsze, towarzyszące im zmiany w ustawodawstwie, zdejmujące odpowiedzialność karną za przestępstwa popełnione podczas „pomagania, ratowania, walki z pandemią”. Wyobraźcie sobie tylko, jakie rzeczy działy się w skali globalnej, gdzie giganci obracają prawdziwymi miliardami, bilionami dolarów. Ale największym generatorem machinacji finansowych i ograniczających nasze prawa i wolności jest wojna. Z tego wynika zamilknięcie głosu sprzeciwu i krytyki (bo kontroli nad tym nie mamy prawie wcale), gdyż trzeba, jak zalęknione kurczaczki, zgromadzić się pod flagą: narodową, europejską, natowską, rosyjską, biednego Południa i sytej Północy. Wszyscy zatem pokochali wojnę na nowo, niepomni tych naiwnych, niegdysiejszych apeli „Nigdy więcej…”. Ma być więcej wszystkiego. A Ziemia jest jedna. Prawdziwa wojna o zatrzymanie katastrofy klimatycznej zniknęła z mediów, rozmów, prac ustawodawczych. W Polsce w zamian mamy nowe regulacje o nieusuwalności pomników Jana Pawła II i zakazie przemianowania ronda faszysty Dmowskiego na rondo Praw Kobiet. Na zawsze. Jakby cokolwiek było na zawsze. Gdyby to nie było tragiczne, moglibyśmy sobie popękać ze śmiechu. Oczywiście jeśli to nie jest śmiech z Kościoła i wiary – bo wtedy wedle kolejnego projektu ustawy – trafimy na kilka lat do pierdla. Amen, lance do boju. r.kurkiewicz@tygodnikprzeglad.pl Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Amazon, amerykańscy oligarchowie, biznes, debata publiczna, Doktryna szoku, Donald Trump, dziennikarze, Elon Musk, Facebook, gospodarka, huragan Katrina, internet, Jan Paweł II, Jeff Bezos, Kanada, kapitalizm, katastrofy naturalne, korporacje, Mark Zuckerberg, multimiliarderzy, Naomi Klein, neoliberalizm, Nowy Orlean, oligarchia, Pentagon, polityka społeczna, prasa, Roman Dmowski, Tesla, Twitter, USA, wojna w Ukrainie, wolność prasy, wolność słowa, ZSRR