Zgadnijcie, drogie panie i drodzy panowie, co w ostatnich dniach wywołało największe zgorszenie w środowiskach ludzi MSZ? Deklaracja ministra Czaputowicza, że odchodzi? Owszem, jest ona gorsząca, bo jeżeli przebudowa rządu ma się dokonać na przełomie września i października, to przez najbliższe dwa miesiące MSZ będzie de facto bez szefa. Na pewno więc deklaracja Czaputowicza była niemądra. Ale przebiły ją inne słowa – że przyszły szef MSZ nie może być postacią wyrazistą, bo wszystko już jest podzielone. Polityką europejską zajmuje się Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, a polityką transatlantycką – Kancelaria Prezydenta, to jego domena. Dla MSZ nie ma już więc miejsca. Halo! Naprawdę dla MSZ nie ma już miejsca? To nasza polityka zagraniczna kończy się na dwóch kierunkach? Reszta jest bez znaczenia? Te słowa wprowadziły sporą grupę ludzi MSZ w stan osłupienia. Taka deklaracja jasno określa, że Polska de facto rezygnuje z polityki zagranicznej, że cofamy się do lat 50. XX w. Bo ograniczamy starania do dwóch spraw: do Unii Europejskiej, czyli do „wyciskania brukselki” (a będzie to coraz trudniejsze), i do nadskakiwania USA. Czyli do samowasalizacji. Co zresztą ciekawe, 4 listopada będą w Stanach Zjednoczonych wybory prezydenckie. Czy w takim razie prezydent Duda jest przygotowany na to, że wygra je Joe Biden? I jak sobie wyobraża współpracę z demokratami? Czy już wie, jak oni mogą go potraktować? A on z kolei – czy też będzie tak nadskakujący jak wobec Trumpa? Może więc się okazać, że te dwa główne cele polskiej polityki zagranicznej lada moment się rozsypią. Że Unia zdecydowanie powiąże sprawy przestrzegania zasad europejskich z finansowaniem. W tym kierunku prze coraz więcej państw unijnych, warto zwrócić uwagę na ostatnią wypowiedź francuskiego ministra ds. europejskich Clémenta Beaune’a, który na łamach brytyjskiego „Financial Timesa” oświadczył, że „nie można oczekiwać solidarności finansowej w Europie, nie przejmując się poszanowaniem podstawowych zasad demokracji, wolności mediów i równych praw”. Beaune określa też działania Polski i Węgier jako „bezczelną próbę” dalszego naruszania praworządności. No, zdaje się, że czas przymykania oczu przez Unię minął. Skończyć się może też czas Trumpa. A demokraci i Biden będą mieli zupełnie inną politykę wobec Europy oraz wobec Polski. Widzimy więc, że takie zdefiniowanie polityki zagranicznej – Unia i USA – to bardziej zamki na piasku niż solidna budowla. Takie działania robią z Polski zaścianek. Bo gdzie jest polityka wschodnia? Oczywiście wiemy, że od lat jej nie ma. Ale może warto sobie o niej przypomnieć? A Międzymorze? OK – wszyscy wiemy, i my, i ludzie PiS, że to propagandowy humbug. Wróćmy więc do spraw realnych – gdzie jest dwustronna polityka wobec Niemiec? Przez lata całe w PRL panowała niepisana zasada, że specjalistą od spraw niemieckich powinien być co najmniej wiceminister. Wiadomo, to był kluczowy kierunek polskiej dyplomacji i polskiego wywiadu. Czy dziś to się zmieniło? W czasach PRL nasz kraj odgrywał też znaczącą rolę w organizacjach międzynarodowych, miał swoje atuty w państwach arabskich, w Indiach, w Chinach… Tę listę można ciągnąć. Polska jest państwem, któremu w ostatnich 50 latach zdarzało się parokrotnie grać na arenie międzynarodowej mocno ponad nasz stan – i bardzo to się nam opłacało. Dlaczego więc PiS chce się z tego wycofywać? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint