W Polsce powstają nowoczesne lepianki zbudowane z gliny i słomy. Są zdrowe, ciepłe i tanie W szalunkach mlaszcze, jak gdyby człapała w nich para koni, ciągnąca wóz podczas ulewy. Ściany domu jednak powstają w pełnym słońcu, sama budowa zaś już na pierwszy rzut oka robi wrażenie nadzwyczaj nietypowej. Nie ma tu betoniarki, stert cegieł i pustaków. Jest za to kupa gliny, stóg słomy oraz grupa młodych ludzi, którzy wznoszą dom metodą przodków. W Centrum Energii Odnawialnych w Stryszowie niedaleko Wadowic stoją już dwa gliniane domy. Pierwszy powstał ten położony niżej na zboczu, ze szklanym atrium, dostarczającym do wnętrza słoneczne ciepło na zasadzie efektu szklarniowego. Jest także wyposażony w kamienny piec na drewno oraz ogniwa fotowoltaiczne leżące na dachu, dzięki którym świecą żarówki oraz można posłuchać radia. Budyneczek urodził się spontanicznie, po amatorsku i dość szybko, ale zdaje egzamin zarówno jako obiekt instruktażowy, jak i mieszkalny. Przy okazji budowy drugiego trzeba było poprosić o pomoc fachowców. – Potrzebowaliśmy sali szkoleniowej, zaś po poprzednich właścicielach posesji została stodoła, do niczego nam niepotrzebna – mówi Jolanta Gielata z CEO. – Postanowiliśmy ją zmodernizować, wykonując ściany z bloczków gliniano-słomianych. Okazało się, że aby uzyskać zezwolenie budowlane, musimy się postarać o profesjonalny projekt. I tak szukając wykonawcy, trafiliśmy do krakowskich architektów, państwa Danuty i Macieja Hyłów. – Kiedy przed laty zaczęliśmy dokumentować dawne budownictwo gliniane w Małopolsce, natknęliśmy się na barierę… wstydu jego lokatorów – wspomina dzisiaj z uśmiechem Maciej Hyła. – Sądzili, że taki dom może narażać ich na kpiny sąsiadów i znajomych. Dopiero po dłuższej pogawędce okazywało się, że są ze swego lokum nadzwyczaj zadowoleni. Samo zdrowie Kiedy kilka lat temu Hyłowie otrzymali kolejną nagrodę, tym razem w konkursie na projekt domu służącego agroturystyce, a wykonanego z gliny i postawionego następnie pod Słupskiem, w ich pracowni rozdzwoniły się telefony. Niektórzy z zainteresowanych mieszkają już dziś w „lepiankach”. Dom jednorodzinny państwa Sroczyńskich w Zielonkach, willowej dzielnicy Krakowa, pachnie jeszcze nowością. Gdy robotnicy zaczęli wznosić ściany z gliny i słomy, sąsiedzi budujący swoje wymarzone domki w technologiach bardziej dziś rozpowszechnionych, zaglądali przez ogrodzenie z niedowierzaniem. Jednak pan Andrzej, inżynier ceramik po AGH, wiedział, co robi, a dziś, po osobistych pozytywnych doświadczeniach budowlanych, zaangażował się w tworzenie rynku budownictwa glinianego w Polsce. W jednym z pomieszczeń jego willi funkcjonuje prawdziwe laboratorium. – Pomiary przekonują, że trudno dziś znaleźć lepszy materiał z punktu widzenia zdrowia i samopoczucia mieszkańców – przekonuje właściciel domu. – Na przykład dobowe skoki wilgotności w pomieszczeniach z wielkiej płyty wynoszą od 20 do 80%, co ma fatalny wpływ na ludzki organizm. U mnie, przy temperaturze 18-22 stopni, wilgotność waha się od 50-65%, czyli w optymalnych granicach. Glina jako budulec ścian jest bezkonkurencyjna w szybkości pochłaniania i wydalania wilgoci. Są i inne zalety. Wprawdzie izolacyjność cieplna gliny ciężkiej, czyli tej ubijanej razem ze słomą w szalunkach, jest podobna do cegły pełnej, czyli bynajmniej nie rewelacyjna, to zewnętrzne ocieplenie wełną mineralną daje przegrodę zewnętrzną, która doskonale akumuluje ciepło. Efekt jest taki, że dom Sroczyńskich, ogrzewany gazem, jest pod względem kosztów ciepła tańszy o jedną piątą od podobnych sąsiedzkich, postawionych przy użyciu technologii współczesnych. Niemcy dają przykład Jednym z europejskich potentatów w budownictwie glinianym jest firma CLAYTEC. Według jej statystyk, około 3% niemieckiego rynku budowlanego stanowi to wykonywane z ziemi. Produkcja materiałów z iłów oraz glin przeżywa renesans. Remontowane są też całe miasta, postawione niegdyś za pomocą tych materiałów, np. Quedlinburg niedaleko Magdeburga. Budowa domów wielorodzinnych z ziemi w NRD, sprowokowana brakiem cementu i pustaków w okresie podnoszenia się miast i wsi ze zniszczeń wojennych, odbywała się niegdyś masowo, osiągając łącznie około 300 tys. izb. U nas również budowano z gliny, dopóki nie zaczął królować żużlobeton i wielka płyta. W połowie lat 80. władze połapały się, że nie są w stanie finansować budownictwa wielorodzinnego dla wszystkich. Zaczęto wobec tego szukać sposobu na zachęcenie ludzi do taniego budownictwa indywidualnego.
Tagi:
Adam Molenda