Drugie życie klasyków? Elektryfikacja

Drugie życie klasyków? Elektryfikacja

 

W Stanach Zjednoczonych pojawił się nowy trend w motoryzacji. Kolekcjonerzy zabytkowych aut przerabiają je na elektryki, stosując układy napędowe Tesli.

Nową modę w motoryzacji opisuje Dan Neil z „The Wall Street Journal”. Przede wszystkim sama konwersja samochodów na elektryki nie jest niczym nowym i trwa w najlepsze od dziesięcioleci. Ciekawostką jest raczej to, że za kolekcjonowanie starych aut wzięli się podczas pandemii milenialsi, czyli pokolenie obecnych 30-latków. Wiele z tych osób nie chce się bawić w grzebanie w autach. Nie wpasowuje się to także w model ecożycia. Dlatego wielu Amerykanów zaczęło elektryfikować swoje wymarzone klasyki.

Elektryczny silnik zainstalowany w Datsunie (obecnie Nissan) 280Z fot. Moment Motor Company

 

Dan Neil wskazuje, że również w Europie elektromodernizacja zaczyna być w cenie. Większe miasta w Europie w ramach ograniczania emisji zapowiedziały lub już przestały wpuszczać do centrum te auta, które dużo palą. Nie da się ukryć, że klasyczne konstrukcje, szczególnie te z silnikami V8 lub V12 są wyjątkowo paliwożerne i przekraczają wszelkie współczesne normy spalin w dużych miastach Europy.

Rynek elektryfikacji klasyków rozrasta się. Elektryfikacja swój rozwój tylko po części zawdzięcza pandemii, w większym stopniu wprowadzeniu na rynek w 2012 r. elektrycznej limuzyny Tesla Model S. Samochód stał się bardzo popularny w Stanach, które przeżywały chwilę wcześniej zachwyt hybrydowymi konstrukcjami. Któż nie pamięta, jak największe gwiazdy muzyki i filmu chwaliły się, że zamieniły swoje drogie sportowe samochody z V12 na kompaktową Toyotę Prius?

Wracając do Tesli – to ona zapewniła rynek części dla nowej gałęzi automobilistyki. Najpopularniejszy luksusowy sedan w Stanach ciągle się psuł. Część modeli spłonęła, inna ulegała zniszczeniom w wypadkach drogowych za sprawą autopilotów. Jednak elektryczne silniki w większości przeżywały i trafiły na rynek wtórny. Reszta to kwestia warsztatów, które postanowiły zająć się konwersjami.

Elektryczny Jaguar XK 120 podłączony do ładowarki, fot. ze strony Lunaz Design

Lunaz Design z Anglii oferuje przerobione na elektryki wersje kultowego Jaguara XK120 czy Rolls-Royce’a Phantoma V. XK120 po przeróbce osiąga ponad 700Nm przy prawie 380 koniach mechanicznych dzięki bateriom o mocy 80 kWh. Tymczasem po drugiej stronie oceanu kalifornijski EV West jest w stanie przerobić typowego Volkswagena w dwa miesiące, jednak kolejka do tego najstarszego warsztatu parającego się konwersją jest zarezerwowana na kolejnych 5 lat.

Współcześnsnie produkowana reedycja oryginalnego MINI fot. ze strony www.davidbrownautomotive.com

Moda na zelektryfikowane klasyki w pewnym sensie nie jest niczym nowym. Fani motoryzacji od lat patrzą z nostalgią na „stare dobre czasy” motoryzacji. Niewielkie manufaktury podjęły wyzwanie i zaczęły tworzyć „nowe” klasyki. Niech za przykład posłuży wypuszczona w 2012 r. Alfa Romeo Disco Volante inspirowana modelem o tej samej nazwie z 1952 r. Wyprodukowano 500 egz. Samochodu, a na pokładzie znalazł się oczywiście silnik V8. Firma David Brown Automotive stwierdziła zaś, że MINI pod marką BMW nie jest wystarczająco retro. Wyprodukowali w 2021 r. 60 egz. Nowiusieńkiego, a zarazem absolutnie klasycznego MINI Coopera. Współczesna wersja kosztuje „zaledwie” 500 tys. zł. Konwersja auta może być zależnie od warsztatu i sprytu właścicieli równie droga, ale może być też tańsza. Większości motoryzacyjnych zapaleńców, którzy pragną klasyka, pozostaje jednak raczej rozglądanie się za używaną Toyotą Prius. Jeszcze z 10 lat i ona też stanie się klasykiem.

fot. Arie Wubben/Unsplash

Wydanie:

Kategorie: Z dnia na dzień

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy