Po latach znowu jadę do Kazimierza nad Wisłą. Podróż szosą na Lublin, na poboczach trwają na wielką skalę prace budowlane, powstaje trasa szybkiego ruchu. Dawno tędy nie jechałem i wszędzie widzę wielkie zmiany na lepsze, czyli „Polskę w ruinie”. I pomyśleć, że zaledwie w dwa lata rządów PiS nastąpił taki skok cywilizacyjny. Cud po prostu. W pobliżu Janowca Magiczne Ogrody, park rozrywki dla dzieci. Chłopcy zachwyceni. Antoś był tu kiedyś z klasą, więc z wielką dumą grał rolę przewodnika. A Kazimierz jak zawsze oszałamia urodą, wzgórze z białymi ruinami zamku i wieża, rynek w ramach dwóch kościołów na wzniesieniach, obok lśni Wisła. To na pewno najładniejsze polskie miasteczko. Nietknięte przez wojnę i dzięki zakazowi wznoszenia nowych domów uratowane przed zniszczeniem przez nędzną architekturę minionego półwiecza. Jest piątek, zbliża się wieczór, ale o dziwo nie ma tłumów. Miasteczko zmieniło się w jeden wielki pokój do wynajęcia, rozmnożyły się restauracje i kawiarnie. Ale nadal działa magia tego miejsca. Zwykle przyjeżdżałem tu na krótko, a wszystkie wspomnienia są dobre i słodkie i układają się warstwami, tworząc wielki tort. Po raz pierwszy byłem tu z rodzicami, mając pięć lat. Tego dnia jak zwykle płynęliśmy drewnianą łódką na pych na drugi brzeg Wisły, na piaskową plażę. Pamiętam tę podróż, chlupot wody, jej srebro i długi drąg, którym odpychał się wioślarz. Na plaży, co wiem z dziennika ojca, był już znany wtedy pisarz Kazimierz Brandys z żoną. W tym raju było duchowe piekło, ale czaiła się już wielka zmiana. Ojciec notował w dzienniku: „(…) rozmowa z Kaziem B. gwałtowna, niepohamowana z mojej strony. Wygarnąłem mu wszystko (prawie), co myślę o naszej sytuacji. Kazio broni »Murów Jerycha«, a może tylko »Obywateli«, ale dopuszcza nawet powstanie »pasa neutralnego«. Dla mnie – to jedyna nadzieja. Staliśmy nad Wisłą, na plaży, a także właziliśmy w wodę, nadzy, zacietrzewieni. Przyszła Marysia i zabrała śpiesznie Kazika, w obawie bym go nie popsuł, nie skaził jego »czystości ideologicznej«. Mam tremę, żeby Kazio nie powtórzył, gdzie nie trzeba, tego, co mu powiedziałem. Nikomu nie można ufać”. Tak, kończył się stalinizm, ale lęk był jeszcze żywy. Wracam na rynek: tu spotkałem Franciszka Starowieyskiego, tam Daniel Olbrychski jechał na koniu. Tu okno pokoju, gdzie po raz pierwszy jako nastolatek smakowałem jeszcze niewinnie słodycz dziewczęcego ciała. • Zakaz handlu, bo niedziela powinna duchowo wzbogacać katolicką rodzinę. W efekcie rodzina będzie oglądać więcej telewizji, byłoby to nawet pożyteczne dla władzy, ale jeszcze nie wszystkie kanały są rządowe. W nocy katolicka rodzina będzie uprawiać seks, oczywiście tylko w pozycji klasycznej, nie używając środków antykoncepcyjnych. Kpię i przesadzam, ale już widać, jak urządzają nam życie po swojemu. Jakbyśmy sami nie mogli decydować, jak spędzamy czas. A przecież uważam konsumpcjonizm za nową formę totalitaryzmu. Nie podoba mi się też zastępowanie kościoła przez supermarket. Jak z tym walczyć, nie wiem. Ale na pewno nie tak. A co do seksu, w piątej klasie w podręczniku do biologii nie ma nic o antykoncepcji, o sprawach intymnych jest tak niejasno, że syn zwierzył się: „Ja nadal nie wiem, co to jest stosunek”. Bocian pobiera mężczyźnie plemniki i składa je w podarunku kobiecie. Z podręcznika do polskiego wyparował zaś wiersz Szymborskiej. I pomyśleć, że to dopiero początek wielkiej zmiany w szkole. W luźnej rozmowie od zbulwersowanych znajomych dowiedziałem się, jak wygląda standardowy zestaw, ujęty w programie nauki religii, pytań zadawanych dzieciom przygotowującym się do pierwszej komunii. Dzieci mają odpowiedzieć na ankietę, w której są pytania o to, czy zabawiają się swoimi narządami, czy mają nieczyste myśli, czy oglądają pornografię, czy podglądają płeć przeciwną. Tak na dobre i na złe skazuje się dzieci na internet, tam sobie pooglądają. • To, co się dzieje w Katalonii, jest dramatem, z którym zmaga się nie tylko Hiszpania. Mniejszości narodowe zaczynają myśleć o swojej suwerenności poza obrębem dotychczasowych państw. Z jednej strony, rysuje się wyraźna tendencja do podziałów, a z drugiej, następuje unifikacja, nie tylko w ramach Unii. Łączą zmiany cywilizacyjne, internet, powiązania biznesowe i gospodarcze, łatwość i powszechność podróżowania. Ale pewnie właśnie ta unifikacja, chociaż wszyscy z niej tak ochoczo korzystają, budzi odruchowy lęk, jakby zmiany następowały za szybko i za gwałtownie. A w nas nadal jest żywa plemienność. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint