Sporo dni minęło od konferencji ambasadorów, a w gmachu przy al. Szucha wciąż jest ona obiektem żartów. Z jakiego to powodu? Ech, każdy to wie – konferencja ambasadorów to raczej wydarzenie towarzyskie – żeby spotkać wszystkich ważnych, wyczuć nastroje itd. Po drugie, żeby w zamkniętych gronach omówić jakieś istotne tematy. A reszta, czyli wystąpienia oficjeli (z reguły wiadomo, co powiedzą), to raczej dekoracja. Bum! Tym razem dekoracja przemówiła! I to jak! Andrzej Duda dał ambasadorom wykład z polskiej historii. Brzmiał on tak: „Proszę państwa, naszą historię w dużym bardzo uproszczeniu – historycy pewnie powiedzą, że to trochę prymitywne – można sprowadzić do dwóch elementów. Nasza historia, te ponad 1050 lat, to jest de facto – jakby tak ścisnąć i mocno się przyjrzeć – 1050 lat wojen z Niemcami i 500 lat wojen z Rosją”. Tak oto dowiedzieliśmy się za jednym razem dwóch rzeczy – że nasz prezydent pojmuje świat na poziomie kursu historii dla gimnazjalistów i że polska polityka kieruje się teorią dwóch wrogów. I stosownie do tej teorii ma działać dyplomacja. Czyli jak? Po pierwsze, czynić wszystko, by wzmacniać Ukrainę i osłabiać Rosję. „Trzeba tak dokręcić śrubę, tak pomóc Ukrainie i taką politykę sankcji wprowadzić, żeby to Władimir Putin prosił liderów o rozmowę. I wtedy można z nim rozmawiać – kiedy to on będzie prosił o to i szukał możliwości znalezienia jakichś warunków do zakończenia wojny, bo wtedy będzie można mu te warunki podyktować. A dopóki tego nie będzie, to każdy, kto do niego dzwoni, jest po prostu proszącym”. A po drugie, tak działać w innych krajach, zwłaszcza Zachodu, by zniechęcać do prób rozmów z Rosją. Tłumaczyć, „że to nie jest zabawa i tu nie ma miejsca dla żadnego business as usual”. Stosownie do teorii dwóch wrogów Duda opisuje świat. Siły, na których opierać ma się pozycja Polski, to Stany Zjednoczone i takie twory jak Trójmorze czy Format Bukareszteński, czyli dziewięć państw ze wschodniej flanki NATO, od Bułgarii po Estonię. Nie wspomina za to o wspólnocie Zachodu, o Unii Europejskiej (to dla niego Niemcy), to jest obcy obszar, nad którym trzeba propagandowo pracować. Duda wołał więc do ambasadorów: „Rozmawiajcie przy każdej okazji, udzielajcie wywiadów, nie ustawajcie w pracy – bądźcie po prostu aktywni”. Zachęcał ich też, by organizowali mu wizyty. Mówił więc: „Jeżeli będą państwo uważali, że moja obecność gdzieś i moje spotkania – czy to z prezydentami, czy z innymi przedstawicielami władz w krajach, w których reprezentujecie Polskę – mogą uczynić różnicę, poinformujcie nas o tym, moich współpracowników z panem ministrem Jakubem Kumochem na czele, czy mnie osobiście w czasie różnego rodzaju okazji do spotkań, czy też w razie czego proszę wysłać do mnie list, jeżeli trzeba, do rąk własnych (…). Listy od ambasadorów do mnie dochodzą. I czytam je. Są to dla mnie sprawy ogromnie ważne”. Tak oto zachęcał do korespondencji poza plecami szefa MSZ i premiera. Co psuje państwo. A poza tym technicznie też jest trudne do wyobrażenia – bo obojętnie, czy to szyfrogram, czy list – bez wiedzy ludzi ministra Kamińskiego taka korespondencja do Pałacu Prezydenckiego nie dotrze. Oto więc Duda, niby jastrząb, a nielot. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Andrzej Duda, Bułgaria, dyplomacja, Estonia, Format Bukareszteński, Jakub Kumoch, Mariusz Kamiński, MSZ, NATO, Niemcy, polska dyplomacja, relacje polsko-niemieckie, relacje polsko-rosyjskie, Rosja, rząd PiS, sankcje wobec Rosji, Trójmorze, Unia Europejska, USA, Władimir Putin, wojna rosyjsko-ukraińska, zbrodnie przeciwko ludzkości, zbrodnie wojenne