Wybory są ostatecznym potwierdzeniem tego, że Kościół Dobrą Nowinę zastąpił „dobrą zmianą” Krajobraz po wyborczej bitwie wydaje się komfortowy dla Kościoła. Prezydentem zostanie na kolejne pięć lat człowiek, który nie kryje się ze swoją wiarą. Ba, ilekroć otwiera usta, podkreśla przywiązanie do katolickich wartości, a gdy zobaczy świątynię, nie ominie jej szerokim łukiem, ale biegnie się modlić. Najlepszym dowodem przywiązania starego/nowego prezydenta Polski do Kościoła jest to, że dzień po ogłoszeniu wyników wyborów, podobnie jak pięć lat temu, Andrzej Duda pojechał na Jasną Górę, by uczestniczyć w Apelu Jasnogórskim. Determinacja proboszczów Po modlitwie nie omieszkał skomentować swojej obecności przed obrazem Marii Panny, mówiąc: „Staję tu jako pielgrzym, to dla mnie miejsce święte i ważne, tu czuję duchowe wsparcie. Chcę tu podziękować i prosić o dalszą opiekę dla Polski i dla mnie”. Tak jakby nie mógł podziękować w swojej kaplicy prezydenckiej. Ale wtedy nie byłoby efektu, który przynoszą publiczna modlitwa i zdjęcia obiegające kraj. Nie jest też przypadkiem, że Andrzej Duda z pierwszą wizytą po zaprzysiężeniu zamierza się udać do Watykanu. Dla większości biskupów i przygniatającej części katolickiej prawicy to jasny sygnał: mamy swojego człowieka w Pałacu Prezydenckim. Andrzej Duda, modląc się na Jasnej Górze, pokazuje duchownym i religijnej prawicy: jestem z wami, jestem waszym obrońcą i promotorem. Ten układ, choć nigdzie niezapisany, był także elementem kampanii wyborczej kandydata Andrzeja Dudy. Księża w większości nie kryli się z tym, że popierają obecnego prezydenta. Nie tylko udostępniali płoty wokół świątyń, by zwolennicy PiS mogli rozwieszać na nich plakaty Dudy, ale też w wielu kazaniach wprost nawoływali do głosowania na kandydata PiS. Taka sytuacja miała miejsce w parafii w Czermnie w diecezji radomskiej. Tamtejszy proboszcz ks. Jerzy Rozmysłowski w ramach ogłoszeń parafialnych zarysował, niczym gorliwy zwolennik herezji manichejskiej, dwie drogi. Pierwsza to droga Boga, Kościoła, cywilizacji życia, małżeństwa i rodziny zgodnie z naturą, wychowania dzieci w placówkach edukacyjnych zgodnie ze światopoglądem i religią rodziców. Druga droga to ateizm, niewiara, ubóstwienie człowieka, niszczenie chrześcijaństwa, szczególnie Kościoła katolickiego, sianie nienawiści wobec papieża, biskupów, kapłanów, osób wierzących, cywilizacja śmierci – aborcja, eutanazja, in vitro. Jak możemy łatwo się domyślić, pierwszą drogę, drogę – nazwijmy ją – światła, uosabia prezydent Andrzej Duda. Drugą ścieżkę, ścieżkę ciemności, uosabia prezydent Rafał Trzaskowski. Księża nie tylko przekonywali do głosowania na Dudę, ale wręcz czynnie zachęcali wiernych i mówili, że mogą pomóc w dotarciu do komisji. Jeszcze w przedwyborczą sobotę otrzymałem telefon od młodej osoby przebywającej na wakacjach na Żywiecczyźnie. Mówiła, że jest oburzona postawą proboszcza, który ponoć oferował pomoc w dotarciu do lokalu osobom głosującym na Andrzeja Dudę, a mającym kłopot z dojazdem. Pokazuje to determinację struktur kościelnych, szczególnie w mniejszych miejscowościach, w działaniu na rzecz reelekcji obecnego lokatora Pałacu Prezydenckiego. Dlaczego księżom, biskupom i religijnej prawicy tak zależało na zwycięstwie Dudy? Dlaczego duchowni postanowili zaangażować się w proces wyborczy nawet kosztem podziału wiernych i wypchnięcia części z nich na zawsze z Kościoła? Drogą abp. Jędraszewskiego Po pierwsze, Kościół wie, że stracił już władzę nad duchem ludzi. Przestał być wyrocznią dla większości Polaków w kwestiach moralnych, chcąc im dyktować, co mają robić, z kim chodzić do łóżka, kogo słuchać. Dlatego te wybory są ostatecznym potwierdzeniem, że Kościół zastąpił Dobrą Nowinę „dobrą zmianą”. Paradoksalnie to partia władzy, a nie duchowni, bierze się teraz do kształtowania ducha narodu. Ten plan zdradził minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro w TV Trwam, gdy powiedział zaraz po wyborach: „Stoi przed nami ogromne wyzwanie. Jeśli my tego teraz nie zrobimy, jeśli nie zajmiemy się edukacją, jeśli nie zajmiemy się sferą nauczania na uniwersytetach, jeśli nie zajmiemy się obszarem mediów, to przegramy bitwę o polskie dusze”. W krótkiej perspektywie wydaje się, że Kościół zrobił interes życia, przyklejając się do pisowskiej władzy, która teraz będzie tworzyć „nowego człowieka”. W długiej oznacza to pełzającą sekularyzację. W ten oto sposób na naszych oczach spełni się proroctwo Jarosława Kaczyńskiego, który na początku lat 90. mówił, że najprostsza droga do dechrystianizacji Polski prowadzi przez Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe. Dziś, parafrazując to zdanie prezesa,