Duńczycy już osądzili
Po tragicznym zatonięciu jachtu “Bieszczady” – Jestem wstrząśnięty tą tragedią, ale również przerażony takim łatwym ferowaniem wyroków. Mamy ciągle tak niewiele danych dotyczących tej katastrofy – mówi kpt. ż.w., a także kpt. jachtowy, Dariusz Drapella. – Czternaście lat temu dowodziłem “Bieszczadami”. Na morzu spędziłem już 27 lat. Moja córka była właśnie w rejsie na bliźniaczym jachcie. Gdyby było miejsce na “Bieszczadach”, kto wie, czy nie byłaby członkiem tej załogi. Nie mogę przestać myśleć o tragedii tych ludzi, o rozpaczy w ich rodzinach i o tej 19-letniej dziewczynie, która się uratowała. To prawdziwy cud, że jej się udało, ale wiem, że czeka ją jeszcze wiele koszmarów. Morze wyrzuciło kawałki jachtu “Bieszczady” na plażę. Duńscy nurkowie po czterech dniach od zdarzenia odnaleźli we wraku jachtu ciała trzech żeglarzy. Ciała dwóch pierwszych ofiar katastrofy wyłowiono z morza już 10 września. Pozostałych dwóch członków załogi uważa się za zaginionych. Dochodzenie w sprawie zatonięcia “Bieszczad” prowadzi Izba Morska w Gdyni. Prowadzący sprawę sędzia, Ryszard Kopicki, nie chce udzielać żadnych informacji. – Przychodzą m.in. dokumenty z Danii – mówi nasz informator z Izby Morskiej. – Są to materiały policyjne, pierwsze zapisy z przesłuchania ocalałej dziewczyny, a także zeznania załogi tankowca “Lady Elena”. Wszystkie są w języku duńskim, trafiają teraz do tłumacza przysięgłego. Okoliczności katastrofy zbada również Prokuratura Okręgowa w Gdańsku. Za mało wiemy – Nie chcę z tych informacji, które do tej pory są znane, wyciągać pochopnych wniosków – mówi Zbigniew Urbanyi, żeglarz, autor książek o żeglarstwie, uczestnik wielu historycznych już rejsów żeglarskich m.in. dookoła świata, na Spitsbergen, do Japonii. – Wiało, co prawda nie za mocno, 5-6 stopni, ale widoczność około piątej rano o tej porze roku na Morzu Północnym jest słaba, bo jest jeszcze dość ciemno. Rejs stażowo-szkoleniowy na blisko 14-metrowym jachcie “Bieszczady” rozpoczął się 4 września w Cuxhaven w Niemczech. Trasa wiodła dookoła Półwyspu Jutlandzkiego. 18 września jacht miał zawinąć do Świnoujścia. Do tragedii doszło 20 mil morskich od miasta Thyboroen na zachodnim wybrzeżu Danii. Wg duńskiej policji w Holstebro i przedstawiciela duńskiego centrum ratowniczego, Alexa Janssena, 10 września o 5.20 polski jacht “Bieszczady” został staranowany przez tankowiec. Wachtę za sterem pełniła 19-letnia Małgorzata Kądzielewska. Prasa duńska następnego dnia po katastrofie pisała, że zawinił polski kapitan lub sternik jachtu, który “być może źle zinterpretował czerwone i zielone światła na tankowcu”. To był błąd w nawigacji – informowano. – Nie mam wątpliwości, że kapitan jachtu i załoga miała wystarczające kompetencje i przygotowanie do takiego rejsu – mówi Waldemar Mieczkowski, komendant CWM ZHP. – Polski Rejestr Statków wyznacza obowiązujący stan techniczny jachtu, a Urząd Morski wydaje kartę bezpieczeństwa. Oryginał tego dokumentu był na “Bieszczadach”, ja mam kopię. Wynika z niej jednoznacznie, że zostały spełnione wszystkie warunki co do załogi jachtu. Dowodził kapitan jachtowy żeglugi wielkiej – to najwyższy stopień żeglarski. W składzie siedmioosobowej załogi było czworo sterników jachtowych, a certyfikat bezpieczeństwa wymaga kapitana ze stopniem jachtowego sternika morskiego i oficera ze stopniem sternika jachtowego. Małgorzata Kądzielewska, która ocalała, jest II oficerem i ma stopień sternika jachtowego. Zgodnie z przepisami, mogła więc sama być przy sterze. Kapitan Leszek Łuczak miał duże doświadczenie – uważają w CWM ZHP. Od lat był związany z centrum i żeglarstwem. W momencie zderzenia z tankowcem na pokładzie były prawdopodobnie trzy osoby, bowiem stojąca za sterem Małgorzata, widząc zbliżający się tankowiec, wywołała kapitana i jeszcze innego członka załogi. Ale było już za późno. Pod pokładem spało pięć osób. Po zderzeniu tylko Małgorzacie udało się dopłynąć do pneumatycznej tratwy ratunkowej i wdrapać się na nią. Wystrzeliła też czerwoną racę. Sygnał zauważyli rybacy duńskiego kutra, którzy nadali SOS i przystąpili do udzielania pomocy. Oni też prawdopodobnie spowodowali, że tankowiec zawrócił i włączył się do akcji ratunkowej. Bardzo szybko przybyły duńskie jednostki ratownicze. – To niebywały wyczyn tej młodej, ocalonej kobiety – mówi kpt. Dariusz Drapella. – Nawet bardzo doświadczeni marynarze mają kłopot z wdrapaniem się na tratwę na basenie