Polska ma dziś dwóch sojuszników – Litwę i Gruzję. Z tą ekipą chce podbijać świat Koń jaki jest, każdy widzi. Pani minister spraw zagranicznych występowała w Sejmie, gdzie przedstawiała cele polskiej polityki zagranicznej na rok 2007. Pomińmy drobny fakt, że kuriozalne jest, by dyskutować o celach polityki na rok 2007 w połowie roku 2007, bo – paradoksalnie – była w tym pewna logika. Dość zresztą banalna – Polska, po prostu, nie ma polityki zagranicznej. To, co na arenie międzynarodowej prezentowali w ostatnich miesiącach prezydent, premier i pani minister, wyglądało dość osobliwie. Mogliśmy sobie jednak tłumaczyć, że być może kryje się za tym jakiś głębszy zamysł – coś, czego jeszcze nie wiemy, ale już niedługo wszystko będzie jasne. Sejmowe wystąpienie Anny Fotygi rozwiało te nadzieje. „Dokonaliśmy istotnych zmian w sposobie prowadzenia polityki zagranicznej – mówiła pani minister, rozpoczynając swoje sejmowe wystąpienie. – Ich celem jest dostosowanie naszej aktywności w stosunkach z zagranicą do zmienionych warunków działania, umocnienie pozycji Polski w UE, zapewnienie jej bezpieczeństwa oraz zwiększenie prestiżu w środowisku międzynarodowym. Podstawowym celem polskiej polityki zagranicznej teraz i na najbliższe lata, aż do osiągnięcia tego celu, jest ostateczne potwierdzenie bezpieczeństwa Polski, w tym bezpieczeństwa energetycznego, bo to jest nowy element systemu bezpieczeństwa”. Oto więc cele (deklarowane) polityki zagranicznej rządu: umocnienie Polski w Unii, zapewnienie jej bezpieczeństwa, także energetycznego, oraz zwiększenie jej prestiżu. Jakkolwiek by patrzeć, w ostatnich miesiącach Polska do tych celów się nie zbliża, wręcz przeciwnie, nawet się oddala. Można to wytłumaczyć w dwojaki sposób. Albo politycy realizujący polską politykę zagraniczną są zupełnie nieudolni i nie potrafią zrobić tego, co sobie założyli. Albo też deklaracje minister Fotygi to bajki, Kaczyńscy zmierzają do czegoś innego, niż ona mówi. A może… jedno i drugie? Polska w Unii O tym, że rola Polski w UE jest słaba, mówiła zresztą sama minister. „Chcemy być i pozostawać szóstym co do wielkości krajem UE aż do momentu, kiedy uda nam się przeprowadzić nasze cele strategiczne, czyli dalsze rozszerzenie Unii Europejskiej – mogliśmy usłyszeć w Sejmie. – Chcemy też, żeby pozycja Polski odpowiadała temu formalnemu statusowi. W tej chwili jeszcze tak nie jest”. Faktem jest, że pozycja Polski w Unii jest marna, że tak złych kontaktów z państwami Europy Zachodniej, jakie mamy dziś, nie mieliśmy od lat. Złożyło się na to kilka przyczyn. Warto je przypomnieć. Patrząc strategicznie, Polska przede wszystkim nie wie, jakiej chce Unii. Czy chce Unii według koncepcji brytyjskich, czyli jako w miarę luźny związek państw, czy przeciwnie, przychyla się do koncepcji unifikacyjnych. W tej sprawie toczy się w Europie dyskusja, ale nas w niej nie ma. Lub też inaczej – jesteśmy w niej przypadkowym gościem. Początkowo wydawało się, że Polska gorąco popiera koncepcję brytyjską. Premier Marcinkiewicz jeździł do Tony’ego Blaira, politycy PiS opowiadali o Europie ojczyzn, o gaullizmie. Ale rychło się przekonali, że taka Europa jest równocześnie Europą skąpą dla nowych członków, że jeżeli chcemy cywilizacyjnie gonić Zachód, korzystając z funduszy unijnych (to przecież powinno być strategicznym celem polskiej polityki, a Anna Fotyga nawet się o tym nie zająknęła), powinniśmy stawiać na Brukselę. Ta prosta prawda pojawiła się zresztą w wystąpieniu pani minister, choć w innym kontekście. „W trakcie dyskusji nad pakietem energetycznym dla Europy, która towarzyszyła procesowi przyjmowania mandatu negocjacyjnego do umowy Unia-Rosja, dostrzegliśmy, jak ważną rolę w systemie instytucji unijnych pełni Komisja Europejska – mówiła, najwyraźniej pełna zdumienia, pani minister. – To właśnie Komisja Europejska i jej przewodniczący, kierując się zasadą interesu całej Unii i wszystkich obywateli państw członkowskich, najbardziej wspierali Polskę i inne nowe państwa UE w ich dążeniach i aspiracjach. Tam właśnie dostrzegaliśmy największe zrozumienie dla naszej postawy”. O tych europejskich meandrach rządu mówiła również opozycja. „Wskutek niekonsekwencji utraciliśmy gdzieś realne możliwości – przypominał Bronisław Komorowski z PO. – Niekonsekwencją jest bowiem polityka od ściany do ściany. Raz pan premier Kaczyński mówi, że kasujemy
Tagi:
Robert Walenciak