Irakijczycy są dumni ze swojego dziedzictwa, ale mają wiele żalu do byłych okupantów W marcu minęło 20 lat od inwazji na Irak, zainicjowanej przez amerykańskiego prezydenta George’a W. Busha, a wspartej przez międzynarodową koalicję, w skład której weszła także polska armia. Amerykanie liczyli na to, że obalą rząd Saddama Husajna, wieloletniego dyktatora z panarabskiej partii Baas (wciąż rządzącej Syrią pod wodzą Baszara al-Asada), jak również znajdą broń masowego rażenia, która była oficjalnym pretekstem do rozpoczęcia inwazji, nazwanej Operation Iraqi Freedom, co z dzisiejszej perspektywy wydaje się przejawem czarnego humoru. Krwawy konflikt Już od 19 marca 2003 r. na Bagdad spadały rakiety wystrzeliwane z zamiarem zabicia Saddama, po czym nastąpiła inwazja lądowa. 9 kwietnia po szturmie na ostrzelaną wcześniej stolicę Iraku żołnierze amerykańskiej piechoty morskiej fotografowani byli podczas obalania pomnika dyktatora, który zbiegł z miasta, by po ośmiu miesiącach zostać złapanym w wentylowanej ziemiance w pobliżu rodzinnego Tikritu. Samo obalenie rządzącego żelazną ręką Saddama Husajna nie sprawiło jednak, że sytuacja znacząco się poprawiła. Do dzisiaj liczba ofiar tej operacji nie jest znana, co nie powinno być zaskakujące, jeśli przypomnimy sobie, że głównodowodzący OIF gen. Tommy Franks, jeszcze gdy odpowiadał za amerykańską obecność w Afganistanie, na pytanie reportera o ofiary odpowiedział: „Nie liczymy ciał” (We don’t do body counts). Ta filozofia została utrzymana w Iraku, dlatego pełna liczba ofiar śmiertelnych ostatnich 20 lat jest raczej szacunkowa, niż wynika ze skrupulatnych rachunków. Raport dr Nety C. Crawford opublikowany w marcu przez Uniwersytet Browna wskazuje, że liczba ofiar cywilnych wyniosła 180-210 tys., ale jeśli doliczyć do tego żołnierzy, policjantów, wojska okupacyjne i najemników, to łączna liczba zabitych przez ten konflikt może sięgać 315 tys. Są też oczywiście szacunki o wiele wyższe, takie jak opublikowane przez magazyn „The Lancet” badanie z 2006 r., które mówiło o niemal 650 tys. ofiar. Okupiony krwią konflikt miał być może przynieść Irakijczykom wolność i demokrację, ale jego efektem było przede wszystkim 20 lat chaosu i niestabilności, z których kraj dopiero powoli wychodzi. Jak mówi Krzysztof Płomiński, były ambasador Polski w Iraku, początkowo w społeczeństwie pojawiła się nawet nadzieja na to, że po obaleniu Saddama sprawy przybiorą lepszy obrót. – Pierwszy okres budził jeszcze nadzieję w społeczeństwie irackim, że będzie to zwrot ku lepszym czasom, ku lepszej przyszłości. Bardzo szybko okazało się, że porządki wprowadzane przez Stany Zjednoczone i ściągnięcie całej grupy irackich emigrantów, którzy bardzo szybko pokazali się jako ludzie myślący wyłącznie o własnych interesach i głęboko skorumpowani, dodatkowo skomplikowały sytuację, jeżeli chodzi o nastroje społeczne. Błędy administracji amerykańskiej, z udziałem Polski, spowodowały konsekwencje, które odczuwalne są do dzisiaj, bo przecież wkrótce po obaleniu Saddama Husajna zaczął się proces budowy nowej administracji. Spirala korupcji Nowa administracja otrzymała nie tylko zadania polityczne, w tym opracowanie nowej konstytucji, w której mocno zaakcentowano wieloetniczność i wielowyznaniowość Iraku. Kluczowym zadaniem stała się odbudowa kraju, w tym zniszczonego Bagdadu. Celem amerykańskich bombardowań z pierwszych dni wojny była znaczna część strategicznej infrastruktury kraju, od wojskowych i cywilnych instalacji telekomunikacyjnych i medialnych, przez budynki rządowe, po mosty na Tygrysie. Znacznej części ataków dokonano przy użyciu amunicji precyzyjnej, choć nie udało się uniknąć przypadkowych ofiar czy zniszczeń, np. 2 kwietnia uszkodzeniu uległ zarządzany przez Czerwony Półksiężyc szpital ginekologiczno-położniczy, ponieważ przy ataku na sąsiedni budynek fala uderzeniowa naruszyła jego konstrukcję i zawaliła dach. Na szczęście sam obiekt został ewakuowany już kilka dni wcześniej. Plagą stały się także wykorzystywane przez amerykańskie i brytyjskie lotnictwo bomby kasetowe, których ofiarami padali cywile. Jeszcze kilka tygodni po rozpoczęciu bombardowań, gdy kraj podzielono już na strefy okupacyjne, znajdowano niewybuchy, zagrażające przypadkowym osobom. Bagdad zaś wcale nie stał się miejscem bezpieczniejszym, niż był przed inwazją, nękany zamachami terrorystycznymi, m.in. na zagraniczne placówki dyplomatyczne. Bandy szabrowników napadały nie tylko na muzea, ale nawet na ogród zoologiczny. 20 lat to czas zbyt krótki, by Irakijczycy przeszli nad tym do porządku dziennego. Michał Czechowski, tłumacz i nauczyciel języka arabskiego, będący właśnie