Polską maturę coraz łatwiej zdać, na tle krajów rozwiniętych jest wręcz banalna Pisanie na temat trudności egzaminów maturalnych w maju roku 2022 jest wyważaniem otwartych drzwi, przynajmniej jeśli chodzi o aktualnie zdający rocznik. Zdawanie matury ułatwiono mu maksymalnie. Zniknęły egzaminy ustne z polskiego i języka obcego – skądinąd zbędne ze względu na ich nieporównywalność oraz fakt, że Centralna Komisja Egzaminacyjna przez 20 lat nie wypracowała sprawiedliwego systemu losowania pytań egzaminacyjnych. Szkoda, że akurat te egzaminy – o nieporównywalnych wynikach i destrukcyjne dla edukacji polonistycznej i językowej pozostałych roczników liceum – nie znikają na zawsze. Tegoroczne arkusze egzaminacyjne są zaś na razie oceniane przez większość maturzystów jako łatwe i bardzo łatwe. Trudno się dziwić – obecny ich rocznik prawie połowę swojej edukacji spędził na wielkiej improwizacji zdalnego nauczania. Na dodatek jest w znacznym stopniu obciążony różnymi problemami psychicznymi związanymi z wielomiesięcznym zamknięciem w domach z pracującymi zdalnie rodzicami oraz rodzeństwem. Niemniej jednak osoby dobrze zorganizowane i zmotywowane często były zadowolone z lockdownów – zyskiwały czas marnowany zwykle na dojazdy do i ze szkoły, mogły więcej czasu i uwagi poświęcać przedmiotom priorytetowym kosztem pozostałych, w przypadku których realne wymagania zmalały. Dlatego np. poziom czołówki olimpijczyków z przedmiotów ścisłych bynajmniej się nie obniżył. Natomiast dość powszechne społeczne odczucie dotyczące pewnej tendencji dobrze wyraża seria kawałów, w których ewolucja zadań maturalnych z matematyki kończy się, po pewnej fabule o drwalu, poleceniem „pokoloruj drwala!”. Z drugiej strony umyka uwadze to, że trudność samego zdania matury niekoniecznie przekłada się na wysoki poziom kwalifikacji intelektualnych zdających. Wystarczy sobie wyobrazić skrajne sytuacje, w których do zdania matury niezbędna byłaby pamięciowa znajomość warszawskiej książki telefonicznej oraz np. 5 tys. pierwszych cyfr dziesiętnego rozwinięcia liczby pi. Taką maturę byłoby piekielnie trudno zdać, ale z faktu jej zdania niewiele by wynikało dla oceny intelektu zdających. Piszę o tym, bo nieco zbliżony trend obserwujemy w przypadku polskiej matury, szczególnie w perspektywie roku przyszłego i kolejnych. Ostatnio na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” (12.05.2022) minister Przemysław Czarnek jako jedyny (!) powód chęci przywrócenia, po pandemicznej przerwie, egzaminów ustnych na maturze podał… dążenie do tego, by matura była trudniejsza. Skądinąd akurat jest odpowiednia chwila na takie rozważania, właśnie mija okrągła, 20. rocznica przeprowadzenia w Polsce pierwszych egzaminów zewnętrznych – pogimnazjalnego i matury (w roku 2002 dla chętnych). Miało być nowocześnie i tanio Zapowiedzi były piękne – miał to być nowoczesny egzamin zewnętrzny, taki jak w krajach rozwiniętych. Sprawdzać miał przede wszystkim opanowanie potrzebnych na dalszych etapach kształcenia oraz w dorosłym życiu umiejętności i kompetencji, dając się wykazać maturzyście jego mocnymi i ważnymi dla uczelni stronami. Miał też być, jako zewnętrzny, krystalicznie uczciwy. Przed wprowadzeniem „reformy” Mirosława Handkego i Ireny Dzierzgowskiej usilnie akcentowano pamięciowy charakter ówczesnej szkoły i matur. Jednocześnie podkoloryzowywano opowieści o nieuczciwości dotychczasowej matury – podpowiadaniu przez nauczycieli i rodziców (ściągi w kanapkach), braku obiektywizmu itp. Zapominano przy tym, że poza maturą trzeba było zdawać na studia egzaminy wstępne, a one bezlitośnie zweryfikowałyby takie oszukiwanie. O ile oczywiście te historyjki byłyby tak masowe, jak twierdzono. W każdym razie nowy egzamin miał być wolny od wspomnianych wad – sprawdzać prawie wyłącznie umiejętności i kompetencje oraz być do bólu uczciwy. Miał także zastąpić jednocześnie i starą maturę, i egzaminy wstępne, stając się jedynym (poza drobnymi wyjątkami) narzędziem rekrutacji na uczelnie. Nowy egzamin miał również być tani – III RP wiele brakowało (i nadal brakuje) do poziomu zamożności europejskich krajów rozwiniętych. Wszystkie te czynniki razem wytworzyły splot sprzeczności, z których polska matura nie może się wyzwolić do dziś. Na dodatek do przygotowania egzaminów zewnętrznych minister Dzierzgowska wydelegowała – rządzące de facto polskim systemem egzaminacyjnym do dziś – grono urzędników, zwykle kuratoryjnych. Widzieli oni w tym systemie głównie kwestie proceduralno-biurokratyczne i gadżety typu koperty jednorazowego użytku do pakowania arkuszy po maturze. Roztaczali wizje maturzystów masowo (!)
Tagi:
Aleksander Kamiński, Anna Zalewska, Centralna Komisja Egzaminacyjna, dzieci, Dziennik Gazeta Prawna, edukacja, gimnazja, III RP, Irena Dzierzgowska, Joanna Kluzik-Rostkowska, Katarzyna Hall, Komisja Edukacji Rady m.st. Warszawy, Konferencja Rektorów Akademickich, Krzysztof Konarzewski, licea, LO im. Batorego w Warszawie, lockdown, Małgorzata Żuber-Zielicz, Ministerstwo Edukacji, Mirosław Handke, młodzież, Przemysław Czarnek, szkoła, szkoły, szkoły podstawowe, technika