Wielkie podniecenie mediów wywołała wiadomość, że spora część młodych ludzi deklaruje dziś sympatie lewicowe. Jeśli faktycznie tak jest, oznaczałoby to przełamanie kilkudziesięcioletniej hegemonii prawicy, a być może także głębszy zwrot polityczny. Z najbardziej konserwatywnego i prawicowego społeczeństwa w Europie moglibyśmy stać się społeczeństwem jedynie umiarkowanie prawicowym. To już coś. Problem jednak w tym, czy faktycznie młodzież staje się lewicowa. Boję się, że mamy tu do czynienia z pewnym nieporozumieniem. Chodzi o to, że trudno za w pełni lewicową uznać grupę ludzi, która jest takowa w samej „nadbudowie”, używając terminologii Marksa. Słowem, tylko w sferze światopoglądowej, obyczajowej i społecznej (walka o prawa kobiet czy prawa mniejszości). To ważny fragment lewicowej agendy, ale wyłącznie fragment. Może mu towarzyszyć – i obawiam się, że często tak właśnie jest – zupełnie nielewicowy pierwiastek przekonań, tym razem dotyczących „bazy”, a więc sfery pożądanego ustroju ekonomicznego, równości społecznej itd. Byłby to symptom typowy dla tzw. nowej lewicy, która niejednokrotnie łączyła zgrabnie progresywność w sferze kulturowej z ultraliberalizmem w sferze ekonomicznej. Dobrym przykładem politycznym tego typu „lewicowości” byli Bill Clinton, Gerhard Schröder czy Tony Blair: lewicowi w sferze kulturowo-symbolicznej, prawicowi (neoliberalni) w praktyce ekonomicznej (wszyscy np. ochoczo zabrali się do demontażu państwa socjalnego). Z kolei stara lewica, związana z typową socjaldemokracją i klasą robotniczą, reprezentowała kiedyś lewicowość zarówno w „bazie”, jak i w „nadbudowie”. Z czasem jednak jej zapał progresywny w tej ostatniej wyraźnie zmalał, co było prawdopodobnie wynikiem wzmagającego się konserwatyzmu obyczajowego klasy robotniczej (najlepiej widocznego w USA). Z tego powodu dla nowej lewicy stara lewica przestała być lewicą w ogóle, a dla starej lewicy nowa lewica nie była nią nigdy. W tej sytuacji trudno się dziwić, że grupy społeczne możliwe do politycznego zagospodarowania przez starą lewicę stały się zapleczem politycznym współczujących konserwatystów, czyli prawicy wrażliwej na przynajmniej niektóre elementy sprawiedliwości społecznej (jak u nas PiS). W świetle tego dzisiejszy zwrot młodych ludzi ku lewicy może być de facto zwrotem ku jej formie określonej pojęciem nowej lewicy (lewicowość w sferze obyczajowej i liberalizm wolnorynkowy w sferze ekonomicznej). Nie oznacza jeszcze zwrotu ku lewicy integralnej – progresywnej w sferze obyczajowej i socjaldemokratycznej w gospodarczej. Być może jednak się mylę i lewicowy zwrot jest całościowy. Zobaczymy. Co do przyszłości lewicy w kraju takim jak Polska jedna rzecz wydaje mi się kluczowa. Odwojowanie religii. Nie jest dobrą strategią atak na nią jako taką, które to podejście czasami (na szczęście rzadko) cechuje nową lewicę, trzeba bowiem pamiętać, że dla wielu ludzi przekaz religijny ma głęboką wartość światopoglądową i moralną; warto spróbować to zrozumieć i uszanować. Zamiast tego proponuję strategię wskazywania, że w chrześcijaństwie kryją się bardzo wyraźne wątki podatne na lewicową interpretację, przede wszystkim w sferze społeczno-ekonomicznej, ale nie tylko. Co więcej, wiarygodna jest teza, że przekaz chrześcijaństwa jest w gruncie rzeczy lewicowy, jeśli pamiętamy o jego uniwersalizmie, nastawieniu równościowym, idei wzajemnej pomocy, solidarności i współczucia wobec słabszych i cierpiących. To jedynie zbieg pewnych okoliczności (m.in. antykomunizm związany z okresem PRL czy tradycja endecji) spowodował tak wyraźny prawicowy przechył polskiego katolicyzmu. W moim przekonaniu nie wynika on z treści samej doktryny. Wskazuje na to zresztą wiele przykładów historycznych, w części odnoszących się do chrześcijaństwa jako takiego, a w części do jego katolickiej odmiany. Wystarczy, że wspomnę tu o Towarzystwie Fabiańskim w Wielkiej Brytanii, personalizmie francuskim w wydaniu Emmanuela Mouniera, ruchu „księży robotników” we Francji, południowoamerykańskiej teologii wyzwolenia czy wreszcie polskiej tradycji „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku”, dziś kontynuowanej także przez nader ciekawe i odważne pismo młodych katolików lewicowych „Kontakt”. Również liczne encykliki papieskie pochodzące z różnych okresów (np. encyklika Pawła VI Populorum progressio z 1967 r.) wskazują, że wątki bliskie lewicy nieobce były katolicyzmowi, a pontyfikat Franciszka udowadnia, że sympatie lewicowe mogą być obecne na najwyższym szczeblu hierarchii kościelnej. Nie warto zatem odwracać się plecami do religii i uznawać ją za główną przeszkodę na drodze do zmiany status quo. Nie można oczywiście oczekiwać, aby jej wyznawcy zaakceptowali wszystkie postulaty lewicowe, szczególnie ze sfery „nadbudowy”. Ale przecież nie o to chodzi. Raczej