Dwie pochodnie

Dwie pochodnie

Dwa dni w Krakowie, który jest tłoczny i mówi wszystkimi językami świata. Potem dłużej w Białce Tatrzańskiej, chwilę w Zakopanem. Krupówkami płynie gęsta rzeka ludzi. Odnajduję dziesiątki miejsc, gdzie pulsuje moja pamięć, od dzieciństwa do przedwczoraj. Przedwczoraj to 20 lat temu, gdy byłem tu ostatnio. Wszystko teraz kapie dostatkiem, woła: kup mnie, zjedz mnie. W centralnym miejscu spacerniaka kończy się budowa dwóch obiektów, czarnych, błyszczących „trumien”. Nie w skali ulicy, nie w stylu zakopiańskiej architektury. Zbrodnia architektoniczna. Niejedyna w tym mieście, gdzie tyle pięknych domów i wspaniała estetyczna tradycja. • Pensjonat Marii Nurowskiej w Bukowinie Tatrzańskiej. Maria, pisarka, moja dawno niewidziana znajoma. Na wzgórzu zbudowała piękny, okazały drewniany dom w stylu góralskim. Wypieszczony każdy szczegół, takie same wnętrza, luksusowe apartamenty urządzone ze smakiem. Na wynajem. Wszystko dzięki jej powieści, która została przetłumaczona na chiński i sprzedana w milionowym nakładzie. Rozmawiamy serdecznie, mając niebywały widok na Tatry. Krajobraz krystalicznie czysty, pierwotny, niezmieniony od setek tysięcy lat. Maria napisała właśnie powieść dokumentalną o Janinie Lewandowskiej, jedynej kobiecie, która zginęła w Katyniu. Była lotnikiem. Premiera we wrześniu. Książka na linii obecnej polityki historycznej PiS, ale PiS będzie miało problem z tą powieścią ze względu na autorkę, która płonie niechęcią do narodowej prawicy. Płonę podobnym ogniem, więc siedzimy naprzeciw siebie jak dwie pochodnie, a w tle góry jeszcze w śniegu, które kpią z naszych emocji. • W drodze do Warszawy na stacji benzynowej kupuję „Gazetę Warszawską”. Zdarzało mi się w przeszłości mieć ją w ręku i długo potem myłem dłonie. Tygodnik utył, więc ma się dobrze. Jak zwykle ok. 30% treści to tematyka, powiedzmy, żydowska. Antysemityzm jurny, czasami w stylu hitlerowskim. Język nędzny i plugawy – uważają się za uosobienie polskości, a pisać po polsku nie potrafią. Próbka stylu, fragment o Jerzym Stuhrze: „Oto wyznanie patologicznego sługusa, którego jedynym marzeniem jest być poklepywanym po tłustym karczychu na europejskich salonach. Panie Jerzy i cała reszta tego elitarnego tałatajstwa, przypominam, że Polska leży w Europie i nie raz ratowała Stary Kontynent przed katastrofą”. Polska oczywiście jako przedmurze chrześcijaństwa, Bruksela – siedziba diabła. Żydzi wszędzie knują, nawet blokują leki na raka. Kobiety mają rodzić okaleczone dzieci. Całe pismo to jedno wielkie złorzeczenie, opluwanie, obrzygiwane kogo popadnie. PiS jest też krytykowane. Za co? Że daje się wodzić za nos żydkom. To wszystko byłoby pół biedy, można by to traktować jako obrzydliwą osobliwość, ale ten tygodnik widzę we wszystkich większych sklepach, kioskach, na stacjach benzynowych, jak Polska długa i szeroka, jest więc na niego duży popyt. • Wiele słów o pomniku katyńskim w Jersey City. A ani słowa, jaki on szpetny. Katastrofa estetyczna, która kompromituje sprawę. Pomnik tak okrutny, że powinien być dozwolony od lat 16. Najlepiej byłoby go zastąpić dużym, pełnym głazem, wypełnionym sobą i zimnym jak śmierć. Pasowałby do parku, który ma tam powstać. • Dwa spotkania z dziećmi w prywatnej szkole im. Władysława Bartoszewskiego. Najpierw z klasą czwartą, potem piątą, szóstą i siódmą. Uderza, że młodsze dzieci są bardziej żywe i spontaniczne, a w wieku 12 lat wrażliwość zaczyna zamierać. I ta ciężka choroba polskiej edukacji, ogromna ilość wiedzy sztywno podawanej, żadnego nacisku na samodzielne myślenie. To ma już wymiar dramatu. Jest tak wiele mądrych, żywych dzieci i tak wielu głupich, martwych dorosłych. To pewnie nie tylko wina szkoły, ale też fizjologii. • Nasz ogród i ogród sąsiadów są połączone, a na wiosnę stają się rajem dla dzieci. Sąsiedzi mają trzy dziewczynki, przychodzą do nich koleżanki w wieku od siedmiu lat do 13. Obserwuję je zafascynowany energią, determinacją, odwagą, są bardzo chłopięce. Rośnie nowe pokolenie kobiet, które przejmą świat od mężczyzn. I dobrze. Inna sprawa, że od wszystkich rodziców, którzy mają córki, słyszę, jak wielkie mają z nimi problemy wychowawcze. Małe i duże kobiety wyzwoliły się w gorsetu grzecznej dziewczynki. I ujawniła się agresja, brutalność czasami autodestrukcja. Czy warto płacić taką cenę? To jest cena wolności. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2018, 2018

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun