Czy Polska należy do najbardziej skorumpowanych państw w Europie? Kolejne raporty Transparency International pokazują, że w ciągu trzech ostatnich lat na liście krajów zagrożonych korupcją przesunęliśmy się o blisko 20 miejsc. Wymowa raportów jest druzgocąca, a przecież to, co jest ujawniane i opisywane przez media, a jeszcze rzadziej kierowane do sądów i osądzane, to tylko wierzchołek góry lodowej. Wystarczy spojrzeć na reakcję społeczną towarzyszącą kolejnym informacjom na ten temat, by lepiej odczuć dramatyzm sytuacji. Najsmutniejsze jest bowiem to, że większość ludzi zaczyna już traktować łapownictwo i korupcję jako stały element gry. Dokuczliwy, wstydliwy i kosztowny, ale widocznie niezbędny. Sądzę, że jesteśmy dziś na pograniczu między uznaniem, że to zjawisko jest nieuchronne i jesteśmy na nie skazani, a buntem przeciwko klasie politycznej powszechnie obciążanej za współsprawstwo w rozwoju tej plagi. O mechanizmach, procedurach załatwiania spraw, cennikach łapówek i o tym komu i ile trzeba dać, mówi się głośno i publicznie. To też znak czasu. To, co było wstydliwe i załatwiane konfidencjonalnie, staje się bez mała obyczajem. Za co się płaci? I komu? Skala zjawiska jest tak duża, że łatwiej byłoby wskazać obszary wolne od korupcji. Najwięcej płaci się na styku między gospodarką i polityką, samorządami, administracją. Za wygranie przetargu, za koncesję, ulgę, za przyśpieszenie decyzji. Płaci się politykowi, urzędnikowi, celnikowi, lekarzowi, nauczycielowi. Ale także pracownikom wymiaru sprawiedliwości, policji. “Komu trzeba dać, by załatwić sprawę” – to pytanie równie częste jak: “Co słychać?”. Proceder dotyczy prawie wszystkich grup społecznych i zawodowych. Także dziennikarzy. Oczywiście, jest ogromna różnica skali. Tam, gdzie chodzi o ogromne korzyści, łapówki też są ogromne. Ale z moralnego punktu widzenia łapówkarz pozostaje łapówkarzem. Warto, by o tej zasadzie pamiętali zwłaszcza ci, którzy swoje zachowanie usprawiedliwiają tym, że inni kradną jeszcze więcej. Brak zdecydowanej reakcji na coraz powszechniejszą demoralizację i brak kontroli, sprawiają, że rośnie poczucie bezkarności, że przestają obowiązywać reguły prawa. Grupy interesów o niejasnych powiązaniach naginają prawo do własnych potrzeb. Obejmowanie publicznych stanowisk coraz częściej jest drogą do zdobycia łatwych i dużych pieniędzy. Zachłanność na korzyści materialne zdaje się nie mieć granic. Brak jest jakichkolwiek zahamowań moralnych. Czy tego procesu nie da się już zatrzymać? Nie sądzę! Myślę, że szybko zbliżamy się do takiego momentu, w którym żądań rozliczeniowych nie da się zatrzymać metodami politycznymi. Mam nadzieję, że nie będzie abolicji za przestępstwa gospodarcze. A właściciele luksusowych rezydencji wyliczą się przed urzędami skarbowymi ze swych rzeczywistych dochodów. Korupcji nie dało się całkowicie wyeliminować w żadnym kraju. Ale w większości z nich przynajmniej się próbuje z nią walczyć. U nas – póki co – tylko się o niej mówi. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Jerzy Domański