Równo z najważniejszym o tej porze roku doniesieniem, że bociany w drodze do Polski są już nad Bosforem, odbyła się konferencja ramówkowa prezesa TVP. Wiosna w tej telewizji będzie historyczna i patriotyczna tak jak zima, tyle że bardziej. Jubilerską ozdobą wydarzenia był pierścionek zaręczynowy na palcu byłej dyrektorki programowej tej firmy, a teraz narzeczonej prezesa. Nie dotykałem, widziałem tylko na zdjęciach i przeczytałem, że z białego złota i z dużym diamentem. Ślub będzie w marcu. Narzeczona prezesa powiedziała dziennikarzom, że Jacek Kurski łączy w sobie siłę i dobro. To dobry prognostyk dla nowego, też przecież misyjnego posłannictwa tego mężczyzny zajętego do tej pory misją publiczną. Wiosennego wzmożenia nie zmąciły prezesowi dwa afronty międzynarodowe. Otóż nadawcy zarówno z Czech, jak i ze Słowacji, podobno do tej pory zaangażowani w strategiczny plan V4, właśnie się wypięli na TVP i projekt wspólnej telewizji państw Grupy Wyszehradzkiej. Jak w takiej sytuacji znajduje się macho, który zapowiada wystrzał z wielkiej armaty w roku 2018, na stulecie polskiej niepodległości, a teraz musi powiedzieć ludziom, że pieniędzy wystarczy mu na zakup kapiszona? Mówi oczywiście, że jest świetnie i „lepiej jest tworzyć nowe dzieło z mniejszą liczbą partnerów, bo to oznacza mniej potencjalnych różnic zdań”. Nie da się odmówić logiki takiemu rozumowaniu, które zresztą może być ojcem i matką całej filozofii PiS, że nic tak partii nie szkodzi jak potencjalna różnica zdań. Recepta jest prosta: różnicę zdań wraz z nosicielami różnic likwidujemy na cito, a obsadzając zwolnione stanowiska dyletantami, rozwijamy profilaktykę ustrojową, zapobiegamy możliwemu zarysowaniu się różnic. Naprawdę antropologia społeczna nie będzie miała żadnych kłopotów z opisaniem zasad dzisiejszej dyletantury. Jak zwykle tylko może zaistnieć spór o początek. Czy zaczęło się od stajni w Janowie Podlaskim, czy należałoby pójść głębiej w historię i dopatrzyć się mitu założycielskiego w historycznej zmianie na stanowisku redaktora naczelnego „Tygodnika Solidarność”, kiedy po Tadeuszu Mazowieckim nastał red. Jarosław Kaczyński? Po odejściu Słowaków i Czechów ubyło potencjalnych różnic i ulżyło Kurskiemu, lecz z V4 zrobiło się V2 i przestało być śmiesznie. Z Madziarami można nawet konie kraść, ale żeby do spółki montować V2?! Nowy pomysł prezesa TVP zapobiegnie dziejowemu obciachowi. Wygumkujemy Wyszehrad, do Polski i Węgier przyłączymy Litwę, Rumunię i Chorwację. Powstanie TELEWIZJA MIĘDZYMORSKA, która będzie nadawać po angielsku z portu Kraków. Propozycja jest dość świeża. Nie ma żadnego feedbacku z nowo powołanych stolic Międzymorza, Wilna, Bukaresztu i Zagrzebia. Nie mamy tam jeszcze specjalnych korespondentów do przekazywania ech wystąpień prezesa. Jest jednak pewność, że ludność tych krajów nie oprze się sile TVP ani dobru, które jest w środku Kurskiego. Gorzej z rodzimą ludnością, która ociąga się z płaceniem abonamentu i nie chce uwierzyć Kurskiemu na słowo, że jak tylko dostanie on nowe pieniądze, zgubi konkurentów na polskim rynku telewizyjnym. Za dużo do tej pory przeputał ten człowiek, żeby mieć tytuł do żebrów o jakiekolwiek środki. Zrujnował telewizję publiczną w Polsce i niech odpocznie. Dobrze, że przeciera sobie szlak do Rumunii; od roku 1939 wiadomo, że tamtędy szczęśliwie się wieje. Lepiej by zrobił, gdyby poszedł śladami prezeski Polskiego Radia, która ostatnio w ciągu jednej doby zdziałała więcej dla radia w Polsce niż w ciągu kilkunastu miesięcy poprzedniego swego panowania. Mianowicie: wieczorem dała się wybrać, przyjęła nominację, przespała noc, opowiedziała rano swoim podwładnym dyrektorom, jak sobie wyobraża nowy porządek, pewnie coś jeszcze zjadła i po południu napisała podanie o zwolnienie. Niestety, przykład jest niedostatecznie zaraźliwy. Szkoda, bo zmarnowana została szansa na wyhodowanie przeciwciał do szczepionki na dyletanturę. Umiem nawet wskazać dostojne miejsce, w którym powinno było dojść do premierowej iniekcji. To Kancelaria Prezydenta Rzeczypospolitej. Gospodarz we własnej osobie mógłby wskazać persony do nakłucia. Chodzi o urzędników, którzy narazili autorytet głowy państwa, skutecznie namawiając Andrzeja Dudę do zignorowania opinii Rady Języka Polskiego w sprawie tegorocznych kandydatów do prezydenckiego lauru dla osoby zasłużonej dla polszczyzny. Szanowny Panie Prezydencie, gdzieś trzeba zbudować kordon sanitarny, który nie przepuści zarazków dyletantury. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint